Logo Przewdonik Katolicki

Klasy i plemiona

Jacek Borkowicz
Aktywistki z grupy Meira Paibi (tłum. Kobiety niosące pochodnie) blokują wojskowy konwój na ulicach miasta Imphal. Wojskowi mieli przewozić w nim kobiety z ludu Kuki | fot. Biplov Bhuyan/Getty Images

Co najmniej setka zabitych w pogromach, tysiące spalonych domów i samochodów, 35 tys. ludzi pozbawionych dachu nad głową – oto dotychczasowy bilans zamieszek etnicznych w indyjskim stanie Manipur.

Tyle mniej więcej wiadomo z codziennych serwisów agencyjnych. Można byłoby przejść nad tymi informacjami do porządku dziennego – w końcu jak Azja Azją, waśnie etniczne były tam, są i będą. Ale jeżeli chcemy cokolwiek z obecnego konfliktu zrozumieć, trzeba nam będzie wejść nieco w jego skomplikowane sedno.
Niepokoje zaczęły się 3 maja, kiedy to przedstawiciele ludów Kuki i Naga zorganizowali marsz protestacyjny przeciwko dominacji grupy etnicznej Meitei. Mityng miał miejsce w mieście Czuraczandpur, stolicy powiatu o tej samej nazwie, zamieszkałego przez Kukich. Ci, czując się panami na własnym terenie, nie ograniczyli się do pokojowego wystąpienia, lecz splądrowali mieszkania miejscowych Meitei. Nie obyło się bez śmiertelnych ofiar. W ten sposób uruchomiono typowy łańcuch eskalacji przemocy. Następnego dnia w Imphalu, stolicy prowincji, doszło do jeszcze większych pogromów. Tym razem ofiarami padli Kuki oraz Naga, których w mieście mieszka stosunkowo mało. Zdecydowaną większością w Imphalu są Meitei.
Do niespokojnej prowincji skierowano 10 tys. żołnierzy federalnej armii, z rozkazem „strzelania bez ostrzeżenia” do każdego podejrzanego osobnika. Niewiele to zmieniło, oczywiście poza dodatkowymi ofiarami. Dlatego 1 czerwca rząd w Delhi wysłał do Manipuru swojego specjalnego przedstawiciela, upełnomocnionego wiceministra spraw zagranicznych. Ten bardzo się starał o wypracowanie sprawiedliwego kompromisu, a Imphal podziękował mu za to w typowy dlań sposób: po dwóch tygodniach tej misji, nocą, tłum rozsierdzonych mieszkańców podpalił jego rezydencję. Wiceminister ledwo uszedł z życiem.

O co chodzi?
Konflikt w Manipurze w pewnym sensie jest pochodną skomplikowanego, odziedziczonego jeszcze po Brytyjczykach, systemu zarządzania Indiami. Nie ma tam jednolitej administracji, gdyż rejony zamieszkałe w większości przed ludność niehinduską podzielone są na aż trzy struktury, oznaczone anglojęzycznymi skrótami OBC, ST i SC. Pierwszy oznacza „inne klasy zacofane” (Other Backward Classes), przy czym słowo „zacofany” nie ma tutaj pogardliwego odcienia, oznaczając regiony zapóźnione w cywilizacyjnym rozwoju. Pozostałe skrótowce odczytujemy jako „zarejestrowane plemiona” (Scheduled Tribes) oraz „zarejestrowane kasty” (Scheduled Castes). Każdy z typów lokalnego zarządu cieszy się pewnymi przywilejami w stosunku do pozostałych, każdy też – w razie niekorzystnej koniunktury – może skarżyć się na dyskryminację w porównaniu z resztą
Taka sytuacja zachodzi właśnie w Manipurze. To dawne księstwo, rządzone przez osobnego maharadżę, którego nie wcielono w pełni w struktury brytyjskiej kolonii. Do Indii włączono je dopiero w 1949 r., w dwa lata po powstaniu niepodległego państwa. W 1972 r. Manipur stał się pełnoprawnym indyjskim stanem. Status OBC oraz SC nadano wtedy ludowi Meitei, który z racji liczebności (ponad połowa populacji stanu) oraz społecznej pozycji (o tym za chwilę) odgrywa tutaj wiodącą rolę. Właściwy plemiennym związkom status ST przyznano natomiast etnosom Naga i Kuki.
Co z tego wynika? Otóż „zacofani” Meitei korzystają z pomocy rządu federalnego w zakresie szkolnictwa, ochrony zdrowia oraz dostępu do stanowisk w lokalnej administracji. „Plemiennym” Naga i Kukim przysługuje natomiast ochrona ich tożsamości w postaci limitów osiedleńczych: Meitei nie wolno budować się na ich terytoriach. Z drugiej strony Kuki i Naga mogą osiedlać się na terenie całego stanu, także w gminach zasiedlonych przez Meitei.
Ten właśnie punkt stanowej konstytucji, jako dyskryminujący najliczniejszą populację prowincji, został w kwietniu zakwestionowany przez manipurski Sąd Najwyższy. Sędziowie (możemy się domyślać, że Meitei z pochodzenia) przesłali rekomendację dla parlamentu w Delhi, aby ten zniósł ową nierówność. To z kolei wywołało sprzeciw Kuki i Naga, którzy – nie bez racji – utrzymują, że Meitei i tak zachowują w stanie dominującą pozycję, zaś poprawka do stanowej konstytucji tylko tę dominację umocni. Resztę już znamy.
Manipur zresztą – podobnie jak kilka stanów sąsiednich – stanowi dla Delhi piętę achillesową. Dość powiedzieć, że w historii prowincji aż dziesięciokrotnie zawieszano tu rządy lokalne, wprowadzając administrację podległą bezpośrednio prezydentowi. A wszystko z powodu etnicznych waśni. Także dzisiaj efektem ostatnich zamieszek stało się wprowadzenie godziny policyjnej, zamknięcie szkół oraz dostępu do internetu.

Geografia, polityka i narkotyki
O ile sprawy prawnego ustroju stanu wydają się skomplikowane, o tyle rzut oka na jego dobrą mapę od razu wiele nam wyjaśni. Manipur to jeden ze stanów północno-zachodniego krańca Indii, oddzielonego od głównego korpusu tego subkontynentalnego państwa enklawą Bangladeszu. Stan położony jest dokładnie na linii gór oddzielających Indie od Birmy, nazywanych „wzgórzami” nie ze względu na ich wysokość (bo sięgają Tatr), ile na fakt, że aż po same szczyty porośnięte są tropikalną dżunglą. Pośrodku tej zielonej i górzystej plamy mieści się jednak tak zwana Dolina – jedyne miejsce w stanie, które jest równiną i zarazem terenem rolniczym. Tam właśnie mieszkają Meitei. Granica pól jest tutaj zawsze granicą etniczną: kiedy tylko dochodzimy do lasu, a droga zaczyna wić się i piąć pod górę, możemy być pewni, że spotkamy tam albo Kuki, albo też Naga. Z tym że ci ostatni zamieszkują raczej bardziej odległe rejony stanu, natomiast ziemie Kukich sąsiadują bezpośrednio z rolnymi terytoriami Meitei. Stąd to właśnie Kuki najbardziej zaangażowali się w ten konflikt etniczny.
Oliwy do ognia dolały próby wyegzekwowania zakazu zamieszkania. Setki wysiedlonych Meitei, dotąd nielegalnie mieszkających na ziemiach górali, wydatnie powiększyło szeregi niezadowolonych. Napięcie podsyca jeszcze fakt, że niejeden z wysiedlonych zaangażowany był w nielegalną dystrybucję narkotyków. Manipur, jak wspomnieliśmy, sąsiaduje z Birmą, uznawaną za pierwszą producentkę opiatów słynnego „Złotego Trójkąta” (także Tajlandia i Laos). Otóż według wielu wskazówek centrum owego biznesu przenosi się ostatnio właśnie w stronę Manipuru.

Hindu kontra chrześcijanie
Pozostaje jeszcze tło religijne. Zarówno Meitei, jak i Kuki i Naga są pochodzenia tybetańsko-birmańskiego, nie należą zatem do etnicznego pnia hinduskiego. Jednak Meitei, z racji najstarszych i najbardziej intensywnych kontaktów z cywilizacją hinduską, są prawie bez wyjątku hinduistami. Natomiast górale Kuki, a jeszcze bardziej Naga, mieszkając w trudno dostępnych lasach, do niedawna wyznawali wierzenia lokalne i dopiero w trakcie ostatnich trzech-czterech pokoleń ostatecznie ulegli wpływom chrześcijańskich misjonarzy. Dlatego społeczne tło manipurskiego konfliktu łatwo i precyzyjnie nakłada się na wyznaniowe. Hinduscy Meitei palą kościoły, z kolei zdarza się, że gdzieś na prowincji górale zniszczą hinduistyczną świątynkę. I choć ofiarami pogromów padają głównie chrześcijańscy plemieńcy z Imphalu oraz innych miasteczek Doliny, każda pojedyncza strata hinduistów nagłaśniana jest przez bliskie partii rządzącej, nacjonalistyczne media indyjskiej stolicy. Zagrożeni ze strony Meitei są także nieliczni ich współrodacy wyznający wiarę w Chrystusa.
Chrześcijanie w Manipurze to głównie protestanci. Katolików jest tam zaledwie 100 tysięcy.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki