Logo Przewdonik Katolicki

Lekarz i ukochani pacjenci

Ks. Dariusz Piórkowski SJ
Fot. Pikist

„Miłość drzwi mi otwarła, lecz dusza nieśmiała, cofa się, pełna winy” – tymi słowami angielski poeta George Herbert opisuje w wierszu Miłość III reakcję człowieka wobec bezinteresowności Boga. Jest to moim zdaniem również wspaniała metafora drogi Eucharystii.

Człowiek zaproszony na ucztę, przygotowaną przez miłość, nie czuje się jej godny. Okazuje się, że z tego powodu Miłość musi najpierw wykonać „dodatkową” pracę. Na drodze między drzwiami a stołem pojawiają się w człowieku liczne przeszkody – kilka „ale” powstrzymujące go od zrobienia kolejnego kroku. Człowiek uważa, że nie godzi się, aby Miłość służyła mu przy stole, bo przecież nie zasłużył na takie zaszczyty. Wymawia się, wyszukując argumenty przeciw, a Miłość po każdym „ale” podchodzi do niego coraz bardziej, przełamuje lęk, dotyka go, rozmawia, odpowiada na nurtujące go pytania, aż w końcu „niegodny” przekonuje się, siada za stołem i je podany posiłek. Zanim dusza przyjmie dar, Miłość dokonuje w niej oczyszczenia: słowem i bliskością. Uczta to przyjęcie daru, wzajemność, bliskość pozbawiona strachu, dająca poczucie bezpieczeństwa i podkreślająca godność człowieka. Uczta nie jest nagrodą za wzorowe sprawowanie.

Lekarstwo i pokarm
Eucharystię nazywamy ucztą. Jesteśmy do niej przygotowani przez słowo, ofiarę, modlitwy do Ojca, przekazanie pokoju i samego Ducha. Uczta jest dotykiem Miłości. Prawdziwą komunią, czyli bosko-ludzką komunikacją. Ale, rzecz ciekawa, Ciało i Krew Chrystusa nie tylko dają życie wieczne, lecz również leczą. Zazwyczaj nie myślimy tak o jedzeniu. Pokarm podtrzymuje życie biologiczne. Uczta Eucharystyczna równocześnie karmi i leczy. Ukazuje to seria krótkich modlitw, które padają przed Komunią św. i tuż po niej. Kiedy całe zgromadzenie śpiewa „Baranku Boży”, celebrans po cichu odmawia modlitwę do wyboru. Pierwsza, która pochodzi z IX wieku, z francuskiego sakramentarza z Amiens, wylicza duchowe pożytki Komunii św., jej skutki, o które prosimy w naszym życiu: „Panie Jezu Chryste (…) wybaw mnie przez najświętsze Ciało i Krew Twoją od wszystkich nieprawości moich i od wszelkiego zła; spraw także, abym zawsze zachowywał Twoje przykazania i nie dozwól mi nigdy odłączyć się od Ciebie”. Druga modlitwa, krótsza, zawiera prośbę o zachowanie od potępienia wiecznego i o uleczenie duszy i ciała. Moim marzeniem jest, aby obie modlitwy odmawiało się głośno i w liczbie mnogiej, wszak wszyscy przyjmują ten sam Pokarm, nie tylko celebrans.
Szczególnie druga modlitwa pokazuje, że Komunia św. nie jest zdobytym medalem, trofeum, magicznym rytuałem czy jedynie religijnym aktem oderwanym od reszty życia. Zupełnie przeciwnie, łączy się ona ściśle z całym życiem chrześcijańskim, jego wymiarem wewnętrznym (wiara, oczyszczenie, uzdrowienie) i zewnętrznym (czyny, postawy, służba). Z tym że to, co zewnętrzne wypływa z tego, co wewnętrzne. Bez przyjmowania Eucharystii nie jest możliwy żaden duchowy wzrost. To Pan sprawia, że jesteśmy wierni przykazaniom. Nie chodzi w niej tylko o oddawanie czci Bogu, ale o egzystencjalne wsparcie samego wierzącego. Przed samym przyjęciem Ciała Pańskiego wypowiadamy sparafrazowane słowa setnika rzymskiego: „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”, a podczas puryfikacji, czyli obmycia naczyń liturgicznych, celebrans jeszcze raz po cichu modli się w imieniu nas wszystkich: „Daj nam czystym sercem przyjąć to, co spożyliśmy ustami, i dar otrzymany w doczesności niech się stanie dla nas lekarstwem na życie wieczne”. To Pan oczyszcza serce podczas spożywania Komunii św.

Trucizna jansenizmu
Musimy na chwilę wrócić do początku Mszy św. Przypomnijmy sobie, że uznaliśmy naszą grzeszność, to znaczy fakt, że nie jesteśmy niepokalanie poczęci i potrzebujemy uzdrowienia. Wcale nie musimy mieć czystego serca. Jansenistyczny duch, który ciągle unosi się gdzieś w świecie, stara się nam wmówić, że Komunia św. jest dla przeczystych. Tymczasem to właśnie Eucharystia stopniowo oczyszcza nas z tego, co skłania naszą wolę do grzechów osobistych. Nasze fałszywe wyobrażenia o Bogu, przywiązania do grzechów i stworzeń, naszą słabość woli, pożądliwość, ignorancję. W Eucharystię wchodzimy jako chorzy, a podczas Komunii św. otrzymujemy szczególne lekarstwo, które działa w nas po wyjściu z kościoła.
Nauczanie Kościoła od starożytności po dziś dzień jest w tym względzie jednoznaczne. Gorzej z praktyką i naszą mentalnością. Już św. Ambroży głosił: „Ponieważ ciągle grzeszę, powinienem zawsze mieć lekarstwo” (De sacramentis, 4, 28). Sobór Trydencki, pytając o cel ustanowienia Eucharystii, odpowiada, że Zbawiciel „chciał, by był spożywany jako duchowy pokarm duszy, jako środek zaradczy uwalniający nas od powszednich grzechów i chroniący przed ciężkimi. Chciał nadto, żeby ten sakrament był zadatkiem naszej przyszłej chwały i wiecznej szczęśliwości, a więc i symbolem tego jednego ciała, którego On sam jest Głową” (Dekret o Eucharystii). Przeszło trzysta lat później, kiedy św. Pius X wprowadzał wczesną i częstą Komunię św. (czyli codzienną), musiał się zmierzyć ze zgubnymi skutkami jansenizmu, który zatruł cały Kościół. Papież, uzasadniając swoją decyzję, napisał, w ciągłości z Trydentem, że „na pierwszym miejscu ta myśl przyświeca, by wierni złączeni z Bogiem w Najświętszym Sakramencie, z niego czerpali siłę do zwyciężania namiętności, do pozbycia się drobnych powszednich przewinień, do ustrzeżenia się od ciężkich upadków, na jakie jest wystawiona ludzka ułomność, nie zaś myśl, aby Komunia św. była głównie środkiem uczczenia i uwielbienia naszego Zbawiciela, albo rodzajem zapłaty czy nagrody za cnotliwe życie” (Pius X, Dekret o częstej Komunii Świętej). Pod pozorem czci do Najświętszego Sakramentu zdaniem jansenistów należało spełnić wręcz niebotyczne warunki, aby być uprawnionym do przyjmowania Komunii św. Najpierw należało się oczyścić, być bez wszelkiej zmazy, abyśmy mogli zbliżyć się do Boga. Wiersz Herberta dobrze ukazuje tę chorobę duszy i lęk przed Bogiem. Na skutek tego Eucharystia stała się z czasem głównie sakramentem, któremu okazywało się cześć, a nie środkiem leczniczym, który Jezus pozostawił chorym. Najpierw chorzy mieli się sami uzdrowić pokutą i umartwieniem, aby w nagrodę otrzymać Pana w postaciach eucharystycznych. Do dzisiaj niestety to myślenie pokutuje w kazaniach i katechezach. Czasem trucizna jansenizmu działa w niezwykle subtelny sposób, w skrupułach, dziwnym poczuciu niegodności, ciągłym niepokoju, czy aby jest się jeszcze zdatnym do przyjęcia Komunii św.

Praktyka częstej Komunii
Święta Teresa z Lisieux, której duchowa droga stała się też lekarstwem na niszczący jansenizm, a ona również się z nim zmagała, pewnego dnia napisała list do swojej siostry Marii, która cierpiała z powodu dręczącej niepewności, czy przyjąć Jezusa w Komunii św. Nie przyjęła. Teresa tak komentuje decyzję swojej siostry: „Ten zdrajca [zły duch] wie doskonale, że nie potrafi nakłonić do grzechu duszy, która pragnie należeć do Jezusa bez zastrzeżeń, więc nawet nie próbuje jej namówić do tego. Wielki to już zysk dla niego, jeżeli zdoła wywołać zamęt w duszy, ale dla jego wściekłości trzeba jeszcze czegoś więcej: chce pozbawić Jezusa umiłowanego tabernakulum; nie mogąc wejść do tego sanktuarium, chce przynajmniej, aby pozostało puste i bezpańskie (…) Siostrzyczko droga, przystępuj do Komunii Świętej często, jak najczęściej… Oto jedyne lekarstwo, jeśli chcesz być uzdrowiona”. Nie każdą wątpliwość i obawę, która rodzi się w naszym sercu, należy brać na serio, zwłaszcza jeśli ktoś stara się żyć blisko z Bogiem. Wychodząc z kościoła, powinniśmy więc trzymać się mocno przeświadczenia, że Bóg czyni nas stopniowo świętymi moralnie. Do tego zmierza właśnie uświęcenie, czyli wlewanie życia wiecznego, które sprawia, że możemy dawać miłość oraz oczyszczenie z tego, co jest przeszkodą dla przepływu Bożej miłości przez nas.
Zwróćmy uwagę na modlitwy, które odmawia się podczas pogrzebu. Nie powołujemy się w nich na dobre uczynki zmarłego, lecz na jego życie sakramentalne, dzięki któremu był na ziemi w relacji z Bogiem żywym: „Prośmy Boga, aby ten, który przez chrzest stał się przybranym dzieckiem Bożym i w ciągu życia karmił się Ciałem Chrystusa, teraz został wezwany na ucztę dzieci Bożych”. W innej modlitwie tak mówimy: „Dzięki Ci składamy za wszystkie dobrodziejstwa, którymi obdarzyłeś Twego sługę w ziemskim życiu i które za jego pośrednictwem nam przypadły w udziale”. To miłość otwiera nam drzwi życia i także miłość, która nas karmi, otwiera je, gdy przechodzimy na jego drugą stronę.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki