Biały tydzień wielu z nas kojarzy się zapewne z majem i dziećmi, które po przystąpieniu do Pierwszej Komunii Świętej przez kolejne dni w białych albach przychodzą do kościoła. A jednak, sięgając do Tradycji, biały tydzień to przede wszystkim czas od Wielkanocy do kolejnej niedzieli, zwanej wcześniej Białą albo Przewodnią, a od 2000 roku – Niedzielą Miłosierdzia.
Od starożytności Kościół w okresie Wielkiego Postu intensywnie przygotowywał katechumenów do przyjęcia sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego. Chrzest katechumeni przyjmowali w najświętszą noc – w tę, w której Kościół celebruje Zmartwychwstanie Pańskie. To był i jest bardzo wymowny znak: skoro chrzest jest zanurzeniem w tajemnicy śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, czy może być lepszy czas niż ta noc, w której „śmierć zwarła się z życiem i w boju, o dziwy, choć poległ Wódz życia, króluje dziś żywy”? Do dziś, nawet jeśli w Wigilię Paschalną nie ma nikogo do chrztu, święci się wodę i kropi nią wiernych, a następnie używa jej do udzielania chrztu w okresie wielkanocnym. A ponieważ na chrzcie otrzymuje się białą szatę, niegdyś dorosły ochrzczony chodził w niej przez cały tydzień – na znak otrzymanej od Boga łaski. I to właśnie stąd nazwę bierze biały tydzień i Biała Niedziela. Po chrzcie następował czas dalszej katechezy. Teraz już nie odnośnie do prawd wiary, ale tego, jak nimi żyć, czyli moralności.
Cały więc tydzień od Wielkanocy aż do Niedzieli Białej może być dla nas okazją, by przypomnieć sobie swój własny chrzest i to, co się wtedy wydarzyło. Większość z nas została ochrzczona jako małe dzieci. Wielu zanosi dziś do chrztu swoje dzieci. Czy jednak zdajemy sobie w pełni sprawę z tego, co się wówczas dokonuje? Jak wielki otrzymujemy dar? Jaką powinien w nas wywołać radość? Może ten tydzień i ta niedziela są dobrą okazją do szczególnej wdzięczności Bogu za chrzest i do manifestacji radości z tego, że zostaliśmy włączeni do rodziny Bożej, staliśmy się dziećmi Boga?
Ciekawe, że w tradycji wschodniej ta niedziela jest dniem, gdy chrześcijanie odwiedzają groby swoich zmarłych. Nie czynią tego w Dzień Zaduszny, jak rzymscy katolicy, ale właśnie w niedzielę po Wielkanocy. To połączenie prawdy o śmierci z prawdą o zmartwychwstaniu do życia jest bardzo wymowne. Może to dobra okazja do modlitwy za naszych bliskich zmarłych, a może nawet i do wizyty na cmentarzu? Nie trzeba czekać do listopada…
Wreszcie, za przyczyną Jana Pawła II, od Roku Jubileuszowego obchodzimy niedzielę, kończącą oktawę Wielkanocy, jako Niedzielę Miłosierdzia. Z pewnością wiele o miłosierdziu Bożym tego dnia usłyszymy. Byłoby jednak dobrze, byśmy nie odpłynęli w stronę teoretycznych rozważań, lecz spróbowali skonfrontować prawdę o miłosierdziu Boga, ale też i o naszym powołaniu do miłosierdzia, z tym, co aktualnie przeżywamy, z naszą aktualną sytuacją osobistą, rodzinną, społeczną. Byśmy postawili sobie pytanie o obecność miłosiernego Boga w kontekście toczącej się wojny, w kontekście ludzkiego cierpienia, w kontekście śmierci niewinnych ludzi. Byśmy odkryli, że miłosiernymi rękami Boga są nasze ręce – ręce Jego dzieci, które przybrał sobie podczas chrztu. Kto zatem staje dzisiaj przede mną, oczekując ode mnie Bożego miłosierdzia?