Logo Przewdonik Katolicki

Mistrzowska i sprawcza gra słów

Sylwia Piskulska
fot. Polona

Ignacy Jan Paderewski władał słowem mówionym podobnie jak nutami. Wiedział, jak poruszyć do głębi i wywołać emocje napędzające do działania. Wiedział też, że nie trzeba sięgać po silne akcenty, by wywołać poruszenie.

Zarówno w świecie, jak i w Polsce, znanych jest wiele przemówień, których wartość jest tak ogromna, że zapisano je na kartach historii. Te, które budzą największe poruszenie, mają moc rozpoczynania lub kończenia konfliktów. Tak też było z wystąpieniem Ignacego Jana Paderewskiego, który późnym wieczorem 26 grudnia 1918 r. skierował do Wielkopolan, zgromadzonych pod hotelem Bazar, słowa zmieniające bieg historii.
Wybitny polski pianista i kompozytor, przyszły premier suwerennego państwa polskiego, mimo utrudnianej po wielokroć przez niemieckich oficerów przeprawy, dotarł do Poznania, by swoją obecnością wesprzeć rodaków w walce o wolność. Mimo że był obywatelem świata, żył losem swojego kraju. Przeżywał wydarzenia towarzyszące Polakom, szczególnie te rodzące nadzieję na niepodległość.

„Co się w tej chwili w duszy mojej dzieje, każdy z Was odgadnie. Po tym, co przed chwilą przeżyłem, słowo na ustach zamiera. Żyjemy w czasach, gdy każdy winien panować nad uczuciami. I ja opanować muszę wzruszenie, a że mówić winienem, więc mówię”

Celem wizyty Paderewskiego nie było publiczne wystąpienie. Artysta zatrzymał się w Poznaniu w drodze z Anglii do Warszawy. Miał tu
rozmawiać z lokalnymi politykami na temat realiów przyszłego włączenia ziem zaboru pruskiego w granice odrodzonego państwa polskiego. Został jednak niejako „wywołany” przez tłum, który towarzyszył mu w drodze do hotelu. Tak więc w poczuciu obowiązku i gremialnego poruszenia zdecydował się na przemowę. Najpierw z hotelowego okna, później w hotelowym korytarzu do kameralnej grupy dziennikarzy.
Przemówienie miało wyjątkową oprawę, o którą mimowolnie zadbała strona niemiecka. Chcąc utrudnić manifestacje i potencjalną uliczną przemowę, wyłączyła światła w mieście. Wszystko odbyło się więc w blasku pochodni i latarni, wnoszonych tłumnie na Wilhelmsplatz, czyli dzisiejszy plac Wolności.

„To, coście mnie zgotowali, nie do mojej odnosi się osoby. Jestem symbolem pewnej idei, tej samej, której służy Polski Komitet Narodowy. Jako delegat Komitetu Narodowego szczęśliwy jestem, żem znalazł dla niego takie uznanie. Jako członek, czuję się szczęśliwym, że dożyć mogę tej chwili, że mogę być symbolem. A dla człowieka to zaszczyt wielki, tym większy, że spotkał mnie tu na wiekopomnej, odwiecznie wielkopolskiej ziemi”

Paderewski stał się mimowolnym duchowym wodzem i sztandarem kolejnych wydarzeń. Walki powstańcze rozpoczęły się bowiem dzień później, 27 grudnia 1918 r. Powstanie było największym zwycięskim zrywem niepodległościowym na terenie zaborów.

„O Was, coście nie dali się prześcignąć w spełnianiu obowiązków narodowych, w odpieraniu nacisku przemożnego, coście w pracy organizacyjnej i gospodarczej Polski całej byli przykładem. A zaszczyt ten nie spotkał mnie od jednej warstwy, od jednej klasy, ale od całego wielkopolskiego ludu”

Słowa Paderewskiego zjednoczyły ludzi o różnym statusie społecznym i życiorysach. Każdy ujrzał w nich siebie, niezależnie od wieku i pochodzenia. Po mistrzowsku dotknął buzujących w ludziach emocji, które niezamierzenie zamieniły się w paliwo do działania. Poruszył serca, które zaczęły bić w jednym rytmie. Wstrzyknął do żył środowiska niepodległościowego emocjonalną adrenalinę, która popłynęła we krwi wartkim strumieniem. I w końcu, choć mimowolnie i niecelowo, pchnął do czynów, które zmieniły bieg historii.

„Po długich latach niewoli Ojczyzna się odradza. Odbudować się musi na tych samych podstawach, na których tu pierwsza budowa poczęta została. Żadne, najmędrzej zorganizowane stronnictwo Ojczyzny odbudować nie zdoła. Do tego dzieła trzeba jedności i zgody wszystkich, miłości i siły, wiary i zaparcia się samego siebie, do tego dzieła potrzeba wszystkich sił i wszystkich serc zespołu”

Paderewski nie nawoływał do powstania, starał się wręcz ostudzić waleczne nastroje. Wyrażał radość z wizji odzyskania przez Polskę niepodległości. W ten oto sposób stworzył przed oczami słuchaczy prawdziwie żyjący obraz i otworzył jeszcze szerzej drzwi do świadomości. Może właśnie to kreowanie wyobrażeń, jakże bliskie Wielkopolanom, jakże pożądane i jakże oczekiwane, było wystarczającym, choć niemym zawołaniem do działania.

„Odbuduje Polskę przede wszystkim chłop polski i robotnik polski z niego powstały i my wszyscy, o ile pójdziemy z ludem. W tej nadziei dziękuję Wam, wobec Boga i Ojczyzny równym, zarówno sercu bliskim i drogim. Niech żyje Polska, zgoda, jedność, a Ojczyzna nasza wolna, zjednoczona naszym polskim wybrzeżem żyć będzie po wsze czasy”

Stworzył wyjątkowo emocjonalną i lekką kompozycję słów, bez politycznych przytłaczających pasaży. Zrobił miejsce na nutę nadziei, która zabrzmiała najgłośniej w sercach słuchaczy. To wyjątkowa oracja starego typu: bez krasomówczych popisów, bez przynęty w postaci błyskotliwych opowiastek, kontrowersyjnych pytań i retorycznych chwytów. Liczyła się prawda tamtej chwili, wiarygodność mówcy i jego poglądów. I w końcu odwaga stawienia czoła niełatwej i bardzo ryzykowanej sytuacji.
Każde przemówienie ma potencjalnie ogromną moc. Siła oddziaływania jest jednak splotem kilku elementów: intencji mówcy, wiarygodności słów i siły obrazowanej sytuacji. Przemowa Ignacego Jana Paderewskiego to świadectwo walki o najważniejszą wartość: prawo do wolności. To także dowód na to, że gra słów ma moc sprawczą. A jeśli jest porywającą kompilacją ludzkich mądrości i namiętności, może wręcz zmieniać świat.

Artykuł pochodzi z czwartego numeru „Przewodnika Katolickiego” Historia, poświęconego Powstaniu Wielkopolskiemu

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki