Kiedy w listopadzie byłam z Moniką Białkowską przy granicy polsko-białoruskiej, kusiło nas, żeby wjechać na teren oznaczony zakazem. Miałyśmy wgraną mapę z zaznaczonym na czerwono obszarem, objętym strefą stanu wyjątkowego, i poruszałyśmy się bardzo blisko tej linii. Myślałyśmy sobie: a co tam, no co nam się takiego stanie? Przecież checkpointy nie mogą stać na każdej dróżce, a dróg leśnych jest tam sporo. Mówiono nawet o wysokości kary – i nawet byłam gotowa ją ponieść, gdybym miała komuś dzięki temu pomóc. Bo tylko to wchodziło w grę, wejść tam lasem i w lesie szukać zagubionego człowieka. Ostatecznie nie musiałyśmy o tym decydować.
To było w listopadzie, a dwa miesiące wcześniej zaryzykowali dziennikarze francusko-niemieckiej telewizji ARTE oraz francuskiej agencji prasowej AFP. Zostali zatrzymani, zakuci w kajdanki, zamknięci na dobę w areszcie; zabrano im telefony, dokumenty i sprzęt, a sąd w Sokółce w trybie przyspieszonym uznał ich za winnych. Kara nie była jakaś straszna, tylko nagana, ale to przecież kara zasądzona, więc swoją wagę ma. Rzecznik Praw Obywatelskich (czy ktoś jakiś czas temu nie twierdził, że to urząd kompletnie niepotrzebny?) wyrok zaskarżył, a w konsekwencji sprawą zajął się Sąd Najwyższy. I oto mamy decyzję: nie dość, że dziennikarze zostali uniewinnieni, a poprzedni wyrok uchylony, to jeszcze Sąd Najwyższy uznał, że zakaz przebywania w strefie jest niezgodny z konstytucją.
A to niespodzianka! Okazuje się, że to jest „nieuprawnione ograniczenie praw obywatelskich”. Chcę tylko przypomnieć, że stan wyjątkowy wprowadzony w gminach przygranicznych, spowodowany zwiększonym ruchem migracyjnym, zabraniał przebywania na tym terenie nie tylko obywatelom niemieszkającym tam, ale nawet dziennikarzom i organizacjom humanitarnym. Nie mógł tam wjechać zespół medyków, zorganizowany specjalnie w celu pomocy migrantom błąkającym się po lasach, ale także Polski Czerwony Krzyż, który do takich akcji został powołany.
To był chyba ewenement na skalę światową. Pozarządowe organizacje humanitarne działają w strefach wojennych, ale na granicy polsko-białoruskiej nie mogą. Podobnie dziennikarze, dzięki którym mógłby do nas docierać przekaz prawdziwszy niż ten ze strony białoruskiej. Wyrok Sądu Najwyższego mówi o tym, że „to właśnie dziennikarzom w szczególny sposób należy umożliwić swobodę przebywania w miejscach, w których przygotowują materiał dla mediów”, i gdzie „mają miejsce wydarzenia istotne dla wspólnoty politycznej”.
Od PCK oczekuję teraz mobilizacji, od siebie i dziennikarzy odwagi, a od Caritasu, że dobrze wyda 100 tys. euro od papieża Franciszka dla grup migrantów, którzy kryją się w lesie i cierpią w ośrodkach zamkniętych.