O swoim powstaniu Komitet Baszkirskiego Ruchu Oporu poinformował nas na internetowym kanale „Telegram” – w tej chwili jedynym forum wymiany wolnych opinii, jakie pozostało obywatelom Rosji. Komitet wydał swoją pierwszą odezwę 23 września, w dwa dni po ogłoszeniu putinowskiego poboru. Proklamacja wzywa Baszkirów do podpalania biur „Jednej Rosji” (partia władzy) oraz punktów meldunku poborowych na wojnę przeciw Ukrainie. Zapowiada też utworzenie podziemnej armii narodowej, której rekruci będą szkoleni dla wywołania – w stosownym momencie – powstania w całym kraju oraz ostatecznego oderwania Baszkirii od Rosji.
Stu do jednego
Branka do wojska była tu przysłowiową kroplą, która przepełniła czarę goryczy. „Baszkiria zajmuje pierwsze miejsce w regionie Wołgi pod względem liczby zabitych w tej wojnie” – czytamy w ulotce rozrzuconej w Ufie, stolicy autonomicznego Baszkortostanu, mniej więcej w tym samym czasie, gdy fakt swojego istnienia ujawnił Komitet. Co więcej, ten stosunkowo niewielki kraj (4,1 mln obywateli), położony na pograniczu Europy i Azji, znalazł się na czołówce listy żołnierskich strat w skali ogólnorosyjskiej. Potwierdza to tezę, że reżim chce wygrać tę wojnę kosztem armatniego mięsa w postaci tysięcy trupów młodych mężczyzn, pochodzących z nierosyjskich narodowości. Opublikowane latem tego roku dane biją w oczy: na jednego zabitego na ukraińskim froncie mieszkańca Moskwy przypada 350 mieszkańców Tuwy oraz niewiele mniej obywateli Buriacji i Dagestanu. Zaraz po nich plasuje się właśnie Baszkiria, skąd na wojnę, przed 21 września, zdążono wyprawić już cztery „narodowe” i oczywiście „ochotnicze” bataliony. Choć nie znamy dokładnych danych, można uznać że proporcja 100 zabitych Baszkirów na jednego poległego mieszkańca rosyjskiej stolicy nie będzie przesadą.
Od 24 lutego na forach społecznościowych Ufy publikowane są na bieżąco nazwiska Baszkirów i baszkirskich Tatarów, poległych pod Kijowem, Charkowem i Chersoniem. Te listy, emitowane na czarnym tle, muszą robić wrażenie, nie tylko na matkach zabitych, ale i na wszystkich obywatelach Baszkirii. „To nie nasza wojna” – takie nastawienie do wywołanego przez Moskwę konfliktu dominowało tu od początku, jednak teraz artykułowane jest ono coraz głośniej.
Od Oszmiany po Paryż Baszkirzy, jedna z przysłowiowych „stu narodowości Rosji”, są jednak – nawet na tym szerokim tle – narodem specyficznym. W swojej historii byli, obok narodów Północnego Kaukazu, grupą najbardziej wojowniczą, a zatem najtrudniejszą nie tylko do podbicia, ale i do trwałego trzymania w ryzach. Co więcej, do lesistej i górzystej, bo położonej na zachodnich stokach Uralu Baszkirii napływali przez pokolenia uciekinierzy z innych narodów: Tatarzy, Czeremisi, Udmurci i inni. Były to najbardziej niepokorne jednostki spośród tych, którym Moskwa narzucała rusyfikację i prawosławie. To wszystko wpłynęło na charakter Baszkirów.
Rosjanie, nie mogąc ich pokonać siłą, użyli podstępu, wcielając do swojej armii lekkokonne baszkirskie pułki. Od tej pory skośnookich i odzianych w futrzane kołpaki jeźdźców, a także ich umiejętności strzelania z łuku w galopie, poznały miasta i miasteczka Europy, od Oszmiany aż po Paryż. Baszkirzy, chcąc zachować odrębność, musieli odtąd służyć imperialnej polityce carów. Ten paradoks dotyczy także innych małych narodów Rosji.
Podobny paradoks zaistniał w dobie rewolucji. Baszkirzy utworzyli wtedy własny rząd i proklamowali niepodległe państwo, którego granic strzec miała dobrze wyszkolona armia. Lenin uznał wtedy, że zamiast z nimi walczyć, lepiej będzie ich przekupić. Zaproponował im militarny sojusz przeciw białym, którzy na własne nieszczęście nie potrafili się wyzwolić z ram wizji „jednej, niepodzielnej Rosji”, gdzie nie było miejsca na baszkirską autonomię. Baszkirzy rozsądnie tę propozycję przyjęli, walnie pomagając bolszewikom rozprawić się z armią białych. Po kilku latach bolszewicy, gdy już okrzepli przy władzy, rozprawili się z autonomią Baszkirów.
Idel-Ural
To jednak nie koniec historii. Baszkiria, choć podbita, pozostała bowiem kluczowym elementem zagadnienia tzw. Idel-Uralu. „Idel” to tatarska nazwa Wołgi, więc Idel-Ural oznacza obszar od Wołgi aż po pasmo uralskich gór. Zdobyty w XVI w. przez Iwana Groźnego, przez kolejne 500 lat podlegał stałej presji rusyfikacyjnej. Jednak na tym olbrzymim terenie pozostało kilkanaście mniejszych lub większych narodowości, o fińsko-tureckim pochodzeniu etnicznym, którym udało się zachować swoją odrębność od Rosjan.
Baszkirzy są tutaj, obok Tatarów, narodami największymi. Oni też, jako jedyni, zdołali oprzeć się procesowi nieustannego wykorzeniania, jaki rdzennym mieszkańcom Idel-Uralu przynosi rosyjska szkoła, wojsko, praca w mieście i wszystko, co związane z życiem codziennym. Tylko w Baszkortostanie i Tatarstanie odsetek rodowitej ludności nie zmniejsza się, ale wzrasta (w Baszkirii jest to dzisiaj 60 procent). Podobnie, w idel-uralskiej skali, tylko w tych dwóch autonomicznych republikach z sukcesem, choć nie bez przeszkód, toczy się kampania unarodowienia szkolnictwa.
Dlatego też „idel-uralizacja” Baszkirów spędza sen z powiek rosyjskim nacjonalistom. Tatarski Kazań położony jest w głębi Rosji, 500 km od najbliższych granic bratniego Kazachstanu. Jeśli jednak dołożyć doń Baszkirię, leżącą dokładnie pomiędzy Tatarstanem a kazachskimi stepami, sytuacja zaczyna wyglądać zupełnie inaczej. Jeśli Rosji powinie się noga na Ukrainie, cały ten obszar może się od niej oderwać.
Stać z bronią u nogi
Radykalizacja Baszkirów następowała podobnie jak w przypadkach innych małych rosyjskich narodów. Po 2010 r. zaczęło się od żądań uwzględnienia praw narodowych i językowych w ich własnej, acz zdominowanej przez Rosjan republice. Baszkirscy działacze skupili się na oświacie, ale także na zwalczaniu epidemii alkoholizmu, rujnującej fizycznie i moralnie etniczne mniejszości Powołża. Z kolei postulaty ekologiczne (muzułmańscy Baszkirzy, potomkowie pogan, pamiętają o swoich „świętych miejscach” w postaci samotnych gór i leśnych uroczysk) zbliżyły ich z rosyjskimi „zielonymi”.
Z czasem jednak musiała się wśród nich pojawić idea niepodległości. Jako pierwsze podchwyciło ją stowarzyszenie „Baszkort”, rozwiązane w 2020 r. za rzekomy ekstremizm. Od tej pory zaczęło się jawne prześladowanie zwolenników wolnego Baszkortostanu.
Pod koniec ubiegłego roku jeden z niepodległościowych liderów, Rusłan Gabbasow, zagrożony aresztowaniem zbiegł na Litwę. Tam właśnie ujawnił się jako rzecznik wspomnianego na wstępie Narodowego Centrum Politycznego Baszkirów.
Wskazówki, jakich udziela Centrum swoim zwolennikom, świadczą o jego przygotowaniu do poważnej konfrontacji. Nie ma tam emfatycznych wezwań do natychmiastowego powstania, przeciwnie, przyszli partyzanci mają „stać z bronią u nogi”, nie dać się prowokować przedwczesnym impulsom i teraz tylko rozpoznawać dyslokację rosyjskiej armii na terenie Baszkortostanu. Na powstanie przyjdzie pora, gdy już naprawdę zacznie się walić reżim Putina.