Logo Przewdonik Katolicki

Świadectwo Ewangelii

Monika Białkowska i ks. Henryk Seweryniak
fot. Imagedb.com/Adobe Stock, Unsplash

W średniowieczu Ewangelie czytano po prostu jako żywot, jako biografię. Próbowano wówczas zestawiać cztery znane biografie, tworzyć z nich jedną. Dopiero w XIX w. kierunek badań się zmienił

Monika Białkowska: Możemy sobie opowiadać tygodniami o tym, co o Jezusie napisali pisarze pogańscy, którzy byli świadkami Jego życia, i co widzieli Jego uczniowie. Ale tak naprawdę najważniejsze jest inne świadectwo, o którym nauczyliśmy się myśleć, że jest jedynie świadectwem duchowym – jakby jednocześnie nie było też głosem historii. Bardzo ważnym głosem! Mam na myśli Ewangelie oczywiście.

Ks. Henryk Seweryniak: Ewangelie rzeczywiście stoją u podstaw tego wszystkiego, co wiemy o Jezusie. Cała nasza wiedza o Nim pochodzi ze świadectw ludzi, którzy się z Jezusem spotkali, którzy Go słuchali, którzy uwierzyli Jego słowom i którzy uznali, że ważne jest, żeby to wszystko przekazać następnym pokoleniom. Do Jezusa historycznego mamy dostęp tylko przez Ewangelie, przez listy i Dzieje Apostolskie.

MB: Plus ta odrobina świadectw pogańskich, które w zasadzie tylko potwierdzają, że Jezus istniał, ale już nie mówią nam, kim był i jak wyglądała Jego nauka.

HS: Rzeczywiście dopiero w XVIII w. w Europie zaczęto negować, że Jezus w ogóle istniał, ale kiedy się czyta pisma tych, którzy nie byli Mu przychylni i nie mieli żadnego interesu w budowaniu Jego kultu, nie można mieć wątpliwości: gdyby nie istniał, na pewno by się to w ich pismach znalazło. Jednak dla nas ważniejsze jest to, o czym wspomniałaś: wiedza o tym, jak wyglądało życie i nauka Jezusa. I tu mamy do czynienia już nie z suchymi wzmiankami w dokumentach, ale z tym, co możemy dziś nazwać świadectwem. Świadectwo spotkania z Jezusem dają ci, którzy byli pod jego wpływem, którzy dzięki temu spotkaniu radykalnie zmienili swoje życie i poszerzyli swoją wiarę o mesjanizm Jezusa, a potem w pustym grobie znaleźli sens życia.

MB: Dotarcie do tych świadectw wcale nie jest takie proste, jak się na pierwszy rzut oka wydaje.

HS: Ewangelie w dzisiejszej postaci, tak się nam dzisiaj zdaje, były jakiś zebraniem, podsumowaniem pierwotnych świadectw, różnych opowieści świadków. My musimy dziś przyjąć kierunek odwrotny, czyli przez Ewangelie do tych świadectw dotrzeć i próbować je rekonstruować.

MB: Mówimy o opowieściach różnych świadków, bo to wcale nie było tak, że o dziejach Jezusa opowiadały tylko cztery osoby, które zebrały potem swoją opowieść w czterech Ewangeliach. Tych opowieści było zdecydowanie więcej. Jedne zostały przez Kościół przyjęte, inne zostały odrzucone.

HS: Najstarsze odpisy nie mają nawet tytułów. Sama nazwa „Ewangelia” istniała wprawdzie wcześniej w grece, ale oznaczała tam wiadomość o zwycięstwie cesarza nad wrogami, o narodzinach jego potomka. Chrześcijaństwo przejmuje ją, ale już nie o księgę mu chodzi, ale o to wszystko, co przyniósł Jezus. Pierwszy ślad o tym, że księgi chrześcijan nazywano „Ewangeliami”, zostawili nam rabini w Talmudzie. Na początku drugiego wieku rabbi Meir nazywa pisma chrześcijan „aven gilyon”, „papierem fałszu”. Przypuszczamy, że to gra słów od „euangellion”. W pismach chrześcijańskich nazwa pojawia się gdzieś około 150 r., kiedy to św. Justyn pisze swoją „Apologię”. Odsyła tam do ksiąg, czytanych w trakcie zgromadzeń liturgicznych, nazywając je „Ewangeliami” i „Pamiętnikami Apostołów”.

MB: Mnie się zwłaszcza to drugie określenie podoba, bo trochę pokazuje myśl, z jaką Ewangelie były spisywane.

HS: Były spisywane przede wszystkim pod czujnym okiem apostołów, bo raczej nie przez nich osobiście. I rzeczywiście przez długie wieki były traktowane jak pamiętniki czy po prostu jako żywot Jezusa. W średniowieczu, kiedy Ewangelia była cenną księgą, przepisywaną przez skrybów, czytano ją po prostu jako żywot, jako biografię. Próbowano wówczas zestawiać cztery znane biografie, tworzyć z nich jedną. Dopiero w XIX w. kierunek badań się zmienił. Rozwinął się wtedy nurt nazywany krytyką literacką i krytyką historyczną Biblii. To zresztą jest coś, co mocno odróżnia nas od innych religii – muzułmanie do dziś nie poddali Koranu takim badaniom, choć próbują je prowadzić badacze chrześcijańscy i niewierzący.

MB: Ta krytyka kazała zwątpić w to, czy Ewangelie są prostymi biografiami.

HS: Zwrócono wówczas uwagę na to, że brakuje nam w tych pismach wielu rzeczy dla biografii charakterystycznych, jak choćby opisu fizycznego wyglądu Jezusa. Jednak od kilkudziesięciu lat powraca w teologii myśl, żeby jednak Ewangelie za biografie uznać.

MB: Ale – i to jest chyba ważne – z zaznaczeniem, że mówimy tu o biografii w sensie starożytnym, bo do tych współczesnych trudno nam będzie Ewangelie porównywać.

HS: Biografie powstawały już w starożytności. Mówiliśmy niedawno o Tacycie, on napisał przecież żywot swojego teścia, Juliusza Agrykoli. W starożytności istniała słynna biblioteka w Efezie, zbudowana na początku II w. Biblioteka była potężna, mieściła przynajmniej dwanaście tysięcy zwojów. I kiedy badacze dziś pytają, w jakim dziale w tej bibliotece umieszczone mogły być zwoje Ewangelii, odpowiedź jest oczywista. To musiał być dział „bioi”, czyli „żywoty”. One musiały z żywotami właśnie kojarzyć się poganom, którzy taką biblioteką zarządzali. I starożytne żywoty nie przypominały naszych, w których z detalami opisane mamy całe życie człowieka. Tam skupiano się na najważniejszych dokonaniach życia. Kiedy już pisano charakterystykę człowieka, był to zwykle opis jego cnót, odwagi, mądrości. Wnętrze było ważniejsze niż wygląd czy detale z życia.

MB: W Ewangeliach jest jednak więcej niż tylko opis dokonań i cnót Jezusa z krótkiego zresztą odcinka Jego życia. Ewangelie są przede wszystkim wyznaniem wiary w Jezusa jako Mesjasza.

HS: Tak, tu najważniejszy jest kerygmat, który widoczny jest już w prologach do poszczególnych Ewangelii – tych krótkich wprowadzeniach do opowiadania historii Jezusa. U Marka jest to, wspomniane już, proste zdanie: „Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie Synu Bożym”. U Mateusza cała opowieść rozpoczyna się rodowodem, tak że Jezus staje się ukoronowaniem całych dziejów ludzkości. U Łukasza mamy wzmiankę o tym, że „Wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas, tak jak nam je przekazali ci, którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami słowa. Postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil i opisać ci po kolei, dostojny Teofilu, abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono”.

MB: Tu wracamy do tego, że cztery Ewangelie nie były Ewangeliami jedynymi.

HS: Istniało ich pewnie sporo, Łukasz mógł się już spotkać się z hipotetycznym zbiorem Q, skupionym na mowach Jezusa. Mógł zderzyć z opowieściami apokryficznymi, które zaczęły powstawać dość wcześnie. Ale też zauważ: sam Łukasz przyznaje, że nie był świadkiem życia Jezusa, ale przekazuje świadectwo świadków, które jest wiarygodne. To jest ciekawe dla naszego pytania o historyczność. Łukasz wiedział, że to, co opowiada, jest nie tylko istotne – ale że równie istotne jest to, by słuchający tej opowieści przyjęli ją jako prawdę.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki