Spóźnione urodziny Katsushiki obchodzą muzea w Tokio, Londynie i Krakowie. Najsłynniejszy japoński rysownik, autor grafiki nazywanej Wielką falą urodził się 261 lat temu, a wydarzenia zaplanowane na rok miniony odbywają się właśnie teraz. Hokusai tworzył od 20. roku życia aż do śmierci, a umarł w wieku sędziwym, miał 90 lat.
Wielka fala, pierwsza grafika w cyklu Trzydziestu sześciu widoków góry Fidżi, jest oczywiście pokazana na każdej z wystaw. Ta największa, w Tokio, zakończyła się pod koniec września. Prezentowane były na niej druki ze wspomnianego cyklu oraz cała kolekcja szkiców zatytułowanych Hokusai Manga. Wiele z nich za pomocą cyfrowych powiększeń dokładnie oddających ruch pędzla i strukturę japońskiego papieru. British Museum z kolei udostępnia po raz pierwszy publicznie 103 rysunki artysty wykonane z zamiarem opublikowania ich w „Wielkiej Rysunkowej Księdze Wszystkiego”, która miała być rodzajem encyklopedii. Księga ostatecznie nigdy nie powstała i dzięki temu przetrwały oryginalne ryciny, które w procesie druku drzeworytów uległyby zniszczeniu.
Z kolei wystawa krakowska w Muzeum Narodowym udostępnia drzeworyty pochodzące z kolekcji Feliksa „Manggha” Jasieńskiego, propagatora sztuki japońskiej. W 1920 r. ofiarował swoje zbiory Muzeum Narodowemu w Krakowie, a wśród kilku tysięcy obiektów były te najsłynniejsze autorstwa Hokusaia. „Im dłużej bada człowiek sztukę japońską, tym bardziej pasjonuje się tą sztuką; czyż nie jest najniezwyklejsza, najsubtelniejsza, najśmielsza, najwykwintniejsza, najbardziej ekstrawagancka, najwdzięczniejsza, gdy zmierza od najbardziej zdumiewającej fantastyki do najbardziej wyszukanej poezji, od najskrupulatniejszej obserwacji do najintensywniejszego życia, z zawsze nieporównaną maestrią wykonania…” – pisał Jasieński o swoim zauroczeniu sztuką japońską. To właśnie on jest przewodnikiem po krakowskiej wystawie „Hokusai. Wędrując…”.
Prawdziwy artysta
Hokusai to tylko jedno z imion wybranych przez artystę, a miał ich kilka. Swoje pseudonimy zmieniał co jakiś czas. Zwykle wtedy, gdy pogłębiał swój stosunek do sztuki lub zmieniał jej formę. Swoją autobiografię opowiedział w kilku zdaniach w notce znajdującej się na końcu pierwszych tomów Stu widoków góry Fuji, a brzmi ona tak: „Jako sześciolatek nabrałem manii rysowania przedmiotów, a odkąd skończyłem lat pięćdziesiąt, często publikuję swoje rysunki. Wśród tego, co stworzyłem przez siedemdziesiąt lat, nie ma nic godnego uwagi. W wieku siedemdziesięciu trzech lat pojąłem istotę budowy zwierząt, ptaków, owadów i ryb, a także życia ziół i roślin, dlatego też, kiedy skończę lat osiemdziesiąt sześć, pójdę dalej. W wieku lat dziewięćdziesięciu jeszcze bardziej zgłębię ich ukryty sens, a kiedy będę miał lat sto, być może osiągnę wymiar boskości i cudowności. Kiedy skończę lat sto dziesięć, najdrobniejsza kropka czy linia będą żyły własnym życiem. Jeśli mogę wyrazić jakieś życzenie, to prosiłbym tych, którzy doczekają mojego wieku, aby sprawdzili, czy to, o czym mówię, okaże się prawdą. Pisane w siedemdziesiątym piątym roku życia przez mnie, niegdyś zwanego Hokusai, dziś – starcem opętanym malarstwem”.
Był buddystą, szukał piękna i tajemnic życia z pokorą i cierpliwością, nie uważał się za artystę, lecz rzemieślnika. Ciągle ćwiczył. Na przykład każdego dnia przez dwa lata tworzył jeden rysunek lwa, pragnąc oddalić myśl o śmierci. Nazwał to ćwiczenie „Codziennymi egzorcyzmami”. Chodził ubrany w szaty wieśniaka i odmawiał półgłosem modlitwy, nie chcąc, żeby ktoś znajomy go zaczepił i zabrał mu cenny czas. Po chorobie, gdy leżał sparaliżowany, udało mu się utrzymać w ręku pędzel i malował nadal. „Gdyby niebiosa podarowały mi choć pięć dodatkowych lat życia, zostałbym prawdziwym artystą” – powiedział chwilę przed śmiercią, a miał wtedy 89 lat. Dążył do doskonałości ukrytej w jednym ruchu pędzla.
Eksperymentator
Hokusai żył w czasach schyłkowych epoki Edo, kiedy panujący dobrobyt skłaniał raczej do niezbyt wyrafinowanych rozrywek niż do ascezy. Bogate mieszczaństwo nie zważało na kunszt i duchowość, a kultura rozkwitała przede wszystkim w stolicy. Hokusai zaczął swoją wędrówkę przez życie, tworząc ukiyo-e, czyli „obrazy przemijającego świata”. Obrazy i rysunki miały zaspokoić gusta publiczności, artyści więc przede wszystkim współpracowali z wydawcami, ilustrowali książki niezbyt wysokich lotów. Najbardziej pożądanymi motywami były ilustracje aktorów teatrów kabuki, zawodników sumo czy portrety kobiet nasuwające jednoznacznie skojarzenia. Hokusai przebywał w tym środowisku, a jego pierwsze drzeworyty przedstawiały właśnie aktorów.
Szybko jednak zaczął eksperymentować między innymi wykorzystując elementy sztuki zachodniej jak na przykład perspektywę, światłocień, cieniowanie czy malowane ramki zamykające kompozycję. Był ponad panującymi modami, a jego dzieła odznaczały się ekspresją i głębią. Pisał tak: „Moje rysunki, bez względu na to, czy przedstawiają postacie, zwierzęta, owady czy ryby, sprawiają wrażenie, jakby chciały opuścić stronice. Czy to nie nadzwyczajne?”.
Warto jeszcze wspomnieć o jego ekscentryczności, przywołując kilka anegdot. Rozłożył na ziemi płachtę papieru wielkości dwustu metrów kwadratowych i wielką szczotką umoczoną w tuszu namalował Popiersie Darumy, legendarnego założyciela buddyzmu zen. Publiczność była zachwycona. Rozwiesił potem dzieło na drewnianej konstrukcji. Inna anegdota mówi o tym, że pewnego dnia namalował ptaka w locie na powierzchni ziarnka ryżu. Kiedy indziej na oczach publiczności namalował szczotką niebieskie faliste linie na papierze rozłożonym na ziemi. Potem chwycił koguta, zanurzył jego łapy w karminowym tuszu, puścił go na niebieski papier. Zresztą Hokusai lubił używać różnych narzędzi w pracy, zdarzało się, że nakładał tusz dłońmi, trzonkiem pędzla, paznokciem.
Pod górą Fuji
Grafikom Hokusaia zebranym w salach Muzeum Narodowego towarzyszą cytaty z wypowiedzi Jasieńskiego. Ciekawe, że jego ulubionym japońskim artystą był ktoś inny. Prac Hokusaia nie miał dużo. Na wystawie możemy zobaczyć słynne serie drzeworytów: Trzydzieści sześć widoków góry Fuji, Podróż do wodospadów w różnych prowincjach, Słynne widoki mostów w różnych prowincjach oraz ilustrowane książki Sto widoków góry Fuji czy Słynne widoki Tōto. Wędrówka więc wydaje się całkiem dosłowna.
Hokusai prowadzi nas przez piękno japońskich krajobrazów, ale to tylko powierzchnia jego sztuki. Głębiej jest mistyka majestatu przyrody i jej niedostępność oraz jej ciągła obecność towarzysząca życiu człowieka. To znak nieskończonego piękna. Podróżujemy też w głąb wyobraźni artysty i jego kultury zaludnionej przez rozmaite legendarne postaci (Opowieści przy stu knotkach). Poznamy klasyczną poezję japońską, którą Hokusai interpretował w zbiorze Sto poematów opowiedzianych przez piastunkę. Artysta przypatruje się światu, który trwa w pięknie, i człowiekowi, który żyje z naturą w jedności. Znając życie Hokusaia i jego stosunek do natury, do przemijania i do świata, można powiedzieć, że jego prace doskonale ten charakter oddają. Starzec opętany malarstwem marzył o tym, by zgłębić naturę rzeczy, poznać człowieka, ożywić zwierzęta i zatopić się w krajobrazie. Wędrówkę z Hokusaiem można też traktować metaforycznie jako towarzyszenie mu w poszukiwaniach stylu, interpretacji, nowego spojrzenia, spokoju i prawdziwego artyzmu. Czy do tego doszedł? Ja nie mam wątpliwości.