Logo Przewdonik Katolicki

Jak w filmie

Natalia Budzyńska
fot. Unsplash

Było lato, na zewnątrz jasno, ulice puste. Czułam się tak, jakbym była bohaterką filmu, dzielną Japonką, naukowczynią, która wsiada do samochodu w pustym mieście, po którym grasuje Godzilla.

Wieczorny spacer po mieście w letni wieczór po wyjściu z kina to jest coś, na co czekałam całą zimę i tegoroczną nieudaną wiosnę. Lubię ten moment, gdy wychodzi się po dobrym filmie w sam środek zwykłego życia, a oto ono przestaje być zwykłe. Wszystko, dosłownie wszystko, wygląda inaczej. A najfajniejsze jest to uczucie, jakby się samemu brało udział w jakimś filmie, najczęściej w tym, który przed chwilą się oglądało, i ten świat z ekranu wniknął w moje życie, rozpostarł się nad ulicami i kamienicami mego miasta. Doskonale pamiętam, kiedy poczułam to po raz pierwszy. Film był nietrafiony jak na mój wiek, chociaż nic na to nie wskazywało. Byłam bowiem dzieckiem, a film miał tytuł Przygody Tomka Sawyera. Od chodzenia ze mną do kina był Tata, wracałam, trzymając go za rękę, i wydawało mi się, że wcale moje stopy nie dotykają chodnika, a za rogiem czają się rozbójnicy. Ci sami, którzy gonili z nożem Tomka w jaskini. Nachodzili mnie także w nocy i kryłam się przed nimi pod kołdrą. Tacy byli prawdziwi. Kilka lat później lęk zamienił się w przyjemne odczucie brania udziału w czymś nieprawdziwym, a jednak bardzo realistycznym. Wychodziłam z kina z Tatą, a jakże, z seansu Godzilla kontra Mechagodzilla. Było lato, na zewnątrz jasno, ulice puste. Czułam się tak, jakbym była bohaterką filmu, dzielną Japonką, naukowczynią, która wsiada do samochodu w pustym mieście, po którym grasuje Godzilla. Dokładnie pamiętam, jak otwierałam drzwi zielonego Fiata 126p zaparkowanego niedaleko kina. Mam przed oczami tę pustą wakacyjną ulicę. Mój Tata nie miał pojęcia, co dzieje się w mojej wyobraźni, gdy jechaliśmy przez miasto do domu. A może miał?
Wczoraj wyszłam z kina po seansie Nomadland, a ponieważ było ciepło, przeszłam się ulicami centrum miasta, po których dawno nie chodziłam. Zamyślona, lecz pełna optymizmu, bo film – w odróżnieniu od książki, na podstawie której został nakręcony – jest wbrew wszystkiemu optymistyczny. Mój mąż skwitował to jednym prostym zdaniem: to był film o tym, że ludzie są dobrzy. Ja bym dodała: ludzie są dobrzy, a system jest zły. Reportaż o tym samym tytule napisany przez Jessicę Bruder pokazywał smutną rzeczywistość starszych ludzi, których państwo ma gdzieś, dając im głodową pomoc emerytalną. Zamiast odpoczywać po latach ciężkiej pracy, nie mają domów, mieszkają w kamperach i jeżdżą po całych Stanach w poszukiwaniu sezonowej pracy. Co w tym fajnego? Chloe Zhao opowiedziała tę historię, przedstawiając nam ludzi (większość z nich to autentyczni nomadzi) pogodzonych ze swoim losem, szukających radości w każdej sytuacji, pomocnych i bardzo ludzkich. Aż się chce wsiąść i jechać przed siebie. Oby tylko mieć dokąd wrócić.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki