Logo Przewdonik Katolicki

Nie ma Junii bez Andronika

Jacek Borkowicz
fot. Magdalena Bartkiewicz

Czym innym niż wolność dyskusji jest jej interpretacja w stylistyce żądania natychmiastowej zmiany. Tak jakby te wszystkie trudne kwestie były już definitywnie rozstrzygnięte

Już drugi raz z rzędu dwanaście Niemek wygłosiło kazania w dwunastu katolickich kościołach Niemiec. Organizatorem „dnia kaznodziejek” jest Katolicka Wspólnota Kobiet (KFD), półmilionowy ruch o szacownym, ponadpółtorawiekowym rodowodzie. Obecnie, wbrew szyldowi, w coraz większej opozycji wobec Watykanu.
Motywem wiodącym tych dwunastu kazań było „pchnięcie do przodu” nawy Kościoła. „Nie możemy dłużej milczeć” – przekonywały kaznodziejki, argumentując, że najwyższy już czas skończyć z dyskryminacją kobiet w katolickiej wspólnocie.
Trudno się z tym nie zgodzić. Jaki jednak sposób na owo wyrównanie szans widzą liderki KFD? Otóż na zasadzie parytetu. W ubiegłym roku organizacja zainicjowała zbiórkę podpisów pod petycją na rzecz „Kościoła równości płci”, w którym kobiety i mężczyźni w tych samych proporcjach pełniliby wspólnotowe role i urzędy. Nie tylko wśród laikatu – kobietom winien być też otwarty dostęp do święceń kapłańskich. W tym punkcie, z oczywistych przyczyn, nie da się od razu osiągnąć wyniku jedna do jednego. Ale przynajmniej cały proces ruszyłby z miejsca „do przodu”.
Zdajemy sobie sprawę, że papież Franciszek szeroko rozwarł ramy wewnątrzkatolickiej dyskusji. Także na tematy, o których wcześniej w Kościele głośno się nie dyskutowało. Jednak zupełnie czym innym niż wolność dyskusji jest jej interpretacja w stylistyce żądania natychmiastowej zmiany. Tak jakby te wszystkie trudne, dopiero co podjęte w publicznym dyskursie kwestie były już definitywnie rozstrzygnięte.
Jeśli dodamy, że niektóre z tych pań chętnie fotografują się w „ornatach” wyszywanych w kolory tęczy, symbolu ruchu LGBT+, wniosek nasuwa się oczywisty. Katolicki Kościół „popchnięty do przodu” widzą one jako wspólnotę, która – jak czyni to obecnie niejedna inna społeczność religijna – kłania się idolom współczesnego świata.
„Dniem kaznodziejek” wyznaczono 17 maja święto „apostołki Junii”. Niewiele o niej wiemy, poza pozdrowieniem, które św. Paweł skierował pod jej adresem w Liście do Rzymian. KFD uczyniła z niej patronkę katolickiego feminizmu. Nawet swój oficjalny organ prasowy, który przez 103 lata nosił tytuł „Żona i Matka” (Frau und Mutter), zamieniła obecnie na „Junię”. 
To prawda, że Junię w naszym Kościele warto by docenić. Przede wszystkim jako kobietę, a nie „Juniasa”, pod którym to męskim imieniem współtowarzyszka Apostoła Narodów ciągle jeszcze występuje w Biblii Tysiąclecia. W tym punkcie przeważająca większość biblistów jest zgodna już od dość dawna: była to kobieta. Zresztą jako kobietę czczą ją – i to w sposób nieprzerwany od czasów starożytnych – Kościoły Wschodu. Ale Paweł wyraźnie przecież pozdrawia nie Junię samą, tylko „Andronika i Junię”. Jako parę i prawdopodobnie jako małżeństwo oraz rodzinę. I nie czyni tego na zasadzie wyjątku, wcześniej pozdrawia inną parę, Pryscyllę oraz Akwilę. Co ciekawe, ten rzekomy mizogin wymienia tutaj kobietę przed mężczyzną. A chodzi przecież o jedne z najważniejszych osób w całym ówczesnym Kościele!
I ten właśnie symbol może być realnym wskazaniem „do przodu” dla współczesnego Kościoła. Czcijmy Junię, ale bynajmniej nie jako katolicką patronkę lewicowych feministek. Nie jako singielkę, ale osobę, która rozszerzała Kościół ramię w ramię z Andronikiem. Prawdopodobnie swoim mężem oraz ojcem ich dzieci. Choć nie wiemy tego na pewno, wolno nam w to wierzyć.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki