Logo Przewdonik Katolicki

Pandemia i pełne kościoły

ks. Artur Stopka
Do limitów wiernych w naszych kościołach zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Czy równie szybko wrócimy do kościołów, gdy będzie taka możliwość? fot. PIOTR DZIURMAN/REPORTER

Już widać, że pandemia wpłynęła na życie religijne Polaków. Czytanie statystyk nie pozwala jeszcze na klarowną ocenę zmian na poziomie motywacji religijnych. Można się jednak wiele domyślić.

Jedna na dwadzieścia metrów kwadratowych. Tyle osób – zgodnie z obowiązującymi przepisami – może przebywać w świątyni w Polsce w momencie pisania tego tekstu. To i tak lepiej niż w zeszłym roku, gdy przed Wielkanocą wprowadzono limit pięciu. Wtedy niektórzy biskupi kazali księżom odprawiać Msze św. bez udziału wiernych. Gdzieniegdzie próbowano odprawiać jak najwięcej Mszy w niedzielę.
W tym roku niektórzy eksperci również sugerowali powrót do radykalnego limitowania wiernych. Taką opinię wyraził między innymi prof. Krzysztof Simon w opublikowanym w Wielkim Tygodniu wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. Tak się jednak nie stało. Czy jednak nawet te szersze limity miały decydujący wpływ na pewną zmianę w świątecznych nawykach Polaków?

Ludzie się nauczyli
Choć zdarzało się i w tym roku, że świątynie zamykano. W pewnej parafii, w której do kościoła według ustalonych przez państwowe władze zasad może wejść na Mszę św. kilkadziesiąt osób, już ponad pół godziny przed rozpoczęciem pierwszego nabożeństwa gromadziła się pod drzwiami duża grupa wiernych. Na następne Msze wielu również przychodziło z dużym wyprzedzeniem. Nie bez powodu. Gdy w świątyni znalazła się dopuszczalna liczba wiernych, drzwi po prostu zamykano na klucz. 
Tak było przez kilka niedziel. W czwartą niedzielę wielkanocną drzwi kościoła pozostały otwarte. Nie trzeba ich było zamykać, ponieważ na kolejne nabożeństwa przychodziło już tylko tyle osób, na ile pozwalają przepisy. „Ludzie się nauczyli” – wyjaśnił z ulgą kościelny. Źle znosił każdorazową konieczność zamykania kościoła nawet kilkanaście minut przed Mszą. Pytanie jednak, na jak długo parafianie „nauczyli się” nie przychodzić w niedzielę do swojej świątyni. I czy wszyscy wrócą, gdy obostrzenia i ograniczenia zostaną anulowane.

Kardynał przewiduje
To ważne i niebezpodstawne pytania. We wrześniu 2020 r. cały świat obiegły dość pesymistyczne prognozy, które w wywiadzie dla dziennika „L’Osservatore Romano” przedstawił kard. Jean-Claude Hollerich, przewodniczący Komisji Konferencji Episkopatów UE COMECE. Jego zdaniem pandemia przyśpieszyła proces dechrystianizacji Europy o 10 lat. „Wielu z tych, którzy w ostatnich miesiącach przestali chodzić do kościoła, już do niego nie powróci” – przewidywał luksemburski arcybiskup. Zapowiadał, że zmniejszy się również liczba Pierwszych Komunii i dzieci na katechizacji. Dla niektórych może być zaskoczeniem, że mówił to bez żalu, ale jego zdaniem proces ten i tak by się dokonał. Według kard. Hollericha ci, którzy w rezultacie całkowicie przestali chodzić do kościoła, byli jedynie katolikami kulturowymi.
Gdy przewodniczący COMECE oznajmiał swoje przypuszczenia, niejeden polski proboszcz odkrywał, że po cofnięciu wiosennych ograniczeń rzeczywiście nie wszyscy parafianie wrócili w niedzielę do kościoła. Czy to już był efekt, o którym mówił kard. Hollerich? Trudno powiedzieć. Pandemia co prawda nieco przycichła, ale wciąż trwała. Wkrótce uderzyła z jeszcze większą siłą niż za pierwszym razem.

Nie uległo zmianie
W październiku ubiegłego roku CBOS opublikowało komunikat zatytułowany „Religijność Polaków w warunkach pandemii”. Po upływie pół roku od początku pandemii badacze zapytali, czy koronawirus ogólnie zmienił ich religijność. Poprosili respondentów o porównanie swojego ówczesnego (wrzesień 2020) zaangażowania z tym sprzed wybuchu pandemii. Okazało się, że zdecydowana większość (83 proc. – w sumie praktykujących i niepraktykujących) twierdziła, że ich życie religijne nie uległo zmianie. 61 proc. badanych uważało, że wciąż tyle samo czasu poświęca na modlitwę, medytację i inne praktyki religijne. Byli jednak i tacy, którzy dostrzegli zmianę. Wśród tych, którzy ją zauważyli, częściej występował spadek zaangażowania religijnego (11 proc.) niż wzrost (4 proc.).
Dwa miesiące później opublikowane zostały dane przygotowane przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego (ISKK). Wskazywały one na nieznaczny spadek liczby chodzących do kościoła, ale nic nie mówiły o skutkach pandemii w tej sferze, ponieważ zaprezentowano dane z roku 2019. Przy okazji jednak dyrektor ISKK ks. Wojciech Sadłoń komentował również sytuację bieżącą. Pytany, w jakim stopniu pandemia zmieniła religijność Polaków, zwracał uwagę, że „Polskie społeczeństwo to nie religijny monolit”. Wskazywał, że mamy do czynienia z kilkoma grupami wiernych. Są osoby mocno zaangażowane, są uczęszczające w miarę regularnie na niedzielne Msze św., są także osoby sporadycznie przychodzące na Eucharystię, ale uznające się za wierzące i praktykujące (których łączny udział przekracza nawet 50 proc.). Są też osoby deklarujące wartości chrześcijańskie, ale pozostające praktycznie poza Kościołem – osoby niewierzące.

Większość powróci
Zdaniem ks. Sadłonia epidemia nie  zmniejszyła religijności osób z grupy mocno zaangażowanych (stanowią około 8 proc. wszystkich wiernych). „Śmiem twierdzić, że nawet ożywiła religijnie” – powiedział dyrektor ISKK. Dodał, że inaczej wygląda sytuacja w przypadku regularnie uczestniczących w praktykach religijnych. „Wśród nich jest część, która pod wpływem epidemii może rozluźnić swoje więzi z Kościołem poprzez spadek praktyk oraz dystansowanie się do jego nauczania” – stwierdził. Powiedział jeszcze coś bardzo ważnego. Zauważył, że pandemia przyspieszyła i pogłębiła procesy polaryzacji postaw wśród polskich katolików. Powiedział też, że to, na ile epidemia wpłynęła trwale na postawy i praktyki religijne, można będzie ocenić znacznie później, niż nastąpi zdjęcie sanitarnych restrykcji.
Jednak próby przewidywania rozwoju sytuacji w tej sferze nie ustają. 20 kwietnia Filip Mazurczak w serwisie „The Catholic World Report”, analizując dane z różnych krajów, szukał odpowiedzi na pytanie „Jak pandemia może wpłynąć na praktyki religijne?”. Według niego są powody, by sądzić, że większość katolików powróci do tradycyjnych, osobistych praktyk religijnych. Zwrócił uwagę, że wciąż ważnym powodem rezygnacji z udziału w Eucharystii jest obawa przed zakażeniem.

Spowiednicy zauważają
Mazurczak wskazał dodatkowo na zjawisko, które można dostrzec także w Polsce. Dla sporej liczby wiernych prawie równoważnym zamiennikiem uczestniczenia we Mszy św. w kościele stał się udział w niej za pośrednictwem mediów. Niektórzy spowiednicy zauważają, że penitenci (w różnym wieku) wyznając brak obecności na Mszy św. niedzielnej w kościele, dodają od razu „ale uczestniczyłam/uczestniczyłem przez telewizję”. To zjawisko miało miejsce już przed pandemią, ale zdaniem części księży podczas epidemii się nasiliło. Zdarzają się tacy wierni, którzy za grzech uznają brak obejrzenia transmisji.
Pandemia trwa. Każdy kolejny dzień jej trwania wpływa na kształt przyszłości. Papież Franciszek w niedawnym wywiadzie dla dziennika „La Stampa” stwierdził, że po pandemii „świat nie będzie taki jak wcześniej”. Dotyczy to także Kościoła, włączając oczywiście też ten w Polsce. Zmiany sytuacji pod wieloma względami są nieuniknione. A w związku z tym konieczne będą zmiany w działaniu, w duszpasterstwie, być może w katechezie, w funkcjonowaniu parafii, wspólnot, ośrodków duszpasterskich.
Wbrew pozorom pomiędzy traktowanymi jako pesymistyczne prognozami kard. Hollericha a mającymi napawać ostrożnym optymizmem analizami publikowanymi w „The Catholic World Report” nie ma sprzeczności. Luksemburski arcybiskup zapowiada rezygnację z praktyk religijnych przez „katolików kulturowych”. Katolicki serwis prognozuje powrót do nich „większości katolików”. Zgodnie zakładają więc odejście części wiernych na przykład od udziału w niedzielnej Mszy. Czy tak samo będzie w Polsce? Czas pokaże.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki