Logo Przewdonik Katolicki

Dzikus to dzikus, nawet jeśli sympatyczny

Natalia Budzyńska
Kadr z filmu W pustyni i w puszczy z 1973 r. fot. Materiały prasowe

Nie powinno się dawać dzieciom do czytania W pustyni i w puszczy bez lekcji poświęconej na omówienie tego trudnego aspektu lektury. Ale może zamiast zaznajamiać młodzież z literaturą kolonialną, lepiej pokazać jej Afrykę współczesną?

Jeden pan przeczytał wraz z córką powieść Henryka Sienkiewicza i przypomniało mu się, jak bardzo jest rasistowska i jak bardzo utrwala stereotypy w postrzeganiu osób czarnoskórych. Postuluje więc, aby jak najszybciej usunąć ją z listy lektur. Drugi pan odpowiedział: ależ skąd! Nie można polskich dzieci pozbawić tak wspaniałej opowieści, która jest naszym dobrem narodowym. Po kilkunastu miesiącach (wtedy problem poruszono na fali ruchu BLM) temat przygodowej powieści Sienkiewicza powrócił ze zdwojoną siłą. Przerabialiśmy już zjawisko cancel culture, skutkujące m.in. wycofywaniem pewnych filmów Disneya oraz problemem budowania świata według reguł poprawności politycznej. Jednak problem faktycznie istnieje.
Pytanie brzmi: czy potrafimy go przedyskutować ponad podziałami politycznymi? Obecny dziś dyskurs prowadzi do absurdu. Nie można podjąć niemal żadnej rozmowy bez natychmiastowego szufladkowania, tak jakbyśmy zapomnieli, że ludzie są zdolni do samodzielnego myślenia i samodzielnych wyborów. Chce nam się wmówić, że dzisiaj można być albo „prawakiem”, albo „lewakiem” – a obie te nazwy brzmią pejoratywnie w ustach przeciwnika. Jesteś więc „prawakiem”, jeśli trudno ci przyjąć, że słowo „Murzyn” może być obraźliwe, jeśli jesteś przeciw aborcji, jeśli nie dokonałeś apostazji i jeśli jesteś przeciwny adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Jesteś „lewakiem”, bo zamiast „Murzyn” mówisz „czarnoskóry”, bo jesteś weganinem, bo uważasz, że błyskawica ze strajku kobiet to nie złowieszcza runa, a na dodatek masz negatywne zdanie na temat ferm przemysłowych i odstrzału zwierząt. I w ten sposób na rozmowę nie ma miejsca, co widać na przykładzie narodowego sporu o książkę W pustyni i w puszczy.
Może jasne spojrzenie na rzeczywistość przesłania fakt, że uwagę na rasizm w jej treści zwrócił poseł Lewicy Maciej Gdula? Więc przedstawiciel prawicy, wiceminister edukacji i nauki Tomasz Rzymkowski odpowiedział, że „pan profesor Gdula chce za wszelką cenę zaistnieć i coraz to dalej idące postulaty składa w imię rewolucyjnego zacietrzewienia, aby dotychczasowy świat zamienić w perzynę”. I tak właśnie dyskusja na temat konkretnej lektury zniżyła się do poziomu politycznej rozgrywki. A gdyby przyjrzeć się sprawie ponad politycznymi podziałami?

Biały pan
Wiceminister edukacji wspomniał także, że na książce Sienkiewicza wychowały się pokolenia Polaków, no i jest ona „stałym elementem kanonu nie tylko humanistyki, ale również wychowania, kształtowania postaw wśród młodych ludzi”. Ale jakich postaw? Oczywiście wszyscy odpowiedzieliby, że przyjaźni, odpowiedzialności, bohaterstwa, no i patriotyzmu. O tym z pewnością rozmawia się z dziećmi na lekcjach. Ale równocześnie autor pisząc powieść przygodową, wprowadza polskie dzieci w świat, jakiego nie znały. Pokazuje im Afrykę. Wiele pokoleń Polaków bazowało na tej wiedzy, która podświadomie zawładnęła naszą wyobraźnią.
Kiedy czytaliśmy w przedszkolu wierszyk Juliana Tuwima Murzynek Bambo, nie znaliśmy żadnego czarnoskórego dziecka. Wierszyk jest zabawny i sympatyczny, i – tak! – wszyscy chcielibyśmy mieć takiego kolegę! Taki głuptasek, który myśli, że jak się umyje mydłem, to się wybieli (czyli: chyba nigdy się nie mył!), ucieka na drzewo (kto nie wyobraził sobie Bambo huśtającego się na palmie jak małpka?). Są to treści tylko pozornie błahe, na które ani dziecko, ani dorośli nie zwracają uwagi, ale to one m.in. budują obraz „innego” – dzikuska z zacofanej Afryki.
Potem w edukacji młodego człowieka nadchodzi czas W pustyni i w puszczy. W tej książce najważniejsza jest oczywiście przygodowa akcja. Reszta to tło, które stanie się naszym „oknem na świat”. Sienkiewicz maluje obraz symbolicznego mieszkańca czarnej Afryki – jest nim przyjaciel Stasia, Kali. Bardzo sympatyczny i trochę komiczny Kali. A poza tym: prymitywny, tępy, przesądny, leniwy, infantylny. Według powieściowego Stasia ograniczone umysłowo zabobonne dzikusy mają jednak szansę się zmienić: „Wa-hima mają czarne mózgi, ale twój mózg musi być biały. Ty skoro zostałeś ich królem, powinieneś ich oświecić i nauczyć tego, czego nauczyłeś się ode mnie i od bibi. Oni są jak hieny – uczyń z nich ludzi”. A gdy tylko Kali zmieni „obrzydłe zwyczaje” Wa-himów, to Nel nie powie już o nim, że jest „dzikim, głupim Murzynem”. Tak, W pustyni i w puszczy nie dość, że nie jest książką wybitną, i nie dość, że pisana archaicznym językiem, przez który dziś trudno przebrnąć, to jeszcze jest rasistowska. Czyżby nawoływała do nienawiści? Nie, ale przedstawia kulturę afrykańską jako gorszą od białej. A panem świata jest Europejczyk, który ze swoim poczuciem wyższości nad innymi ludami świetnie się czuje, pogardzając Murzynkiem Bambo i wierzeniami Kalego. Dzikus to dzikus, nawet jeśli sympatyczny.

Literatura kolonialna
„Pustynie zamieszkane przez głupich Murzynów, bez dróg, bez poczty, bez podróżnych” – pisał w liście do matki poeta Artur Rimbaud, dodając gdzie indziej: „przebywam wśród Murzynów, równie głupich jak podłych”.
„Jeść dużo, obojętnie co – to rozkosz Murzyna, a potem położyć się w cieniu strzechy i trwać bezmyślnie godzinami” – zanotował w swych sprawozdaniach z Afryki Kazimierz Nowak, patron szkoły podstawowej na moim osiedlu, podróżnik, który objechał Afrykę na rowerze. Jeszcze jeden cytat jego autorstwa: „Murzyn nie zna troski o jutro, w ogóle o niczym nie myśli. Jest to bowiem naród, który potomnym nigdy nic nie pozostawiał”, a czarownika, który „przypomina szatana”, nazywa „władcą dusz pogańskiej gromady dzikusów”. Relacje Nowaka, który zresztą widzi fatalne owoce kolonializmu wyniszczającego Afrykę, są pełne negatywnych określeń mieszkańców Czarnego Lądu. Nowak prowadzi nas przez Afrykę kolonialną, podobnie jak Rimbaud, Celine i Sienkiewicz.
Są dziećmi swoich czasów opanowanych przez teorię ewolucjonizmu. Pogląd ten zakładał, że wszystkie społeczeństwa przechodzą ewolucję: od prymitywnych zwyczajów do stworzenia rozwiniętej cywilizacji. Społeczeństwa europejskie znajdują się na samym końcu tej drogi, a afrykańskie na początku. Polityka kolonialna została więc usprawiedliwiona: biali szerzyli cywilizację. W XIX i w pierwszej połowie XX wieku po prostu taki był stosunek do czarnoskórych, ponieważ powszechnie panowało przekonanie o ich bezwartościowym prymitywizmie.
Joseph Conrad w usta Kurtza z Jądra ciemności włożył słowa idealnie oddające istotę kolonialnej rzeczywistości: „Wytępić całe to bydło”. Dyskusje o rasizmie Conrada trwają od dawna, a nigeryjski pisarz Chinua Achebe wręcz oskarżył go o rasistowską ksenofobię. Według niego objawia się ona m.in. w charakterystyce postaci: podczas gdy biali bohaterowie są przedstawieni indywidualistycznie, czarni są tylko bezkształtną masą pozbawioną własnego języka i kultury. Conrad był wprawdzie zwolennikiem imperializmu, ale opisana przez niego Afryka to Afryka bohatera książki, Marlowa, przedstawiciela europejskiej cywilizacji narzucającej przemocą tubylcom swój styl życia. Zresztą w końcu to zrozumiał i „przejmowała [go] myśl o ich człowieczeństwie – takim samym jak moje”, a nawet go przewyższającym.
Wracamy więc do punktu wyjścia: co zrobić z tą literaturą? Czy wciąż nie zauważyliśmy, że taką wizją Afryki zostaliśmy zatruci? Czy nie pokutuje w naszym społeczeństwie przekonanie o niższej pozycji intelektualnej rdzennych mieszkańców Afryki? Czy nie oczekujemy od nich tylko egzotyki i żałujemy, że jest jej coraz mniej, bo zamiast chodzić na boso w spódnicach z trawy, wkładają garnitury i wykładają na uniwersytetach? I jeszcze chcą nam odebrać Murzynka Bambo!
Oczywiście czymś złym byłaby próba ocenzurowania czy usunięcia tego rodzaju literatury i jej unieważnienia. Oprócz szkodliwych stereotypów dotyka ona też spraw ważnych i niesie cenne wartości. Jednak uważam, że nie powinno się dawać dzieciom do czytania W pustyni i w puszczy bez lekcji poświęconej na omówienie tego trudnego aspektu lektury. Ale może zamiast zaznajamiać dzieciaki z literaturą kolonialną sprzed ponad stu lat, lepiej pokazać im Afrykę współczesną, widzianą oczami jej mieszkańca? Naprawdę, istnieją świetni czarnoskórzy pisarze. Dwa pierwsze z brzegu przykłady to Czarny chłopak z 1953 r. autorstwa Camara Laye czy - to już zdecydowanie nowsza propozycja - O chłopcu, który ujarzmił wiatr Williama Kamkwamby.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki