Logo Przewdonik Katolicki

Okrutny obyczaj

Jacek Borkowicz
W największych miastach Pakistanu, jak Karaczi,  sytuacja kobiet – w tym będących w mniejszości chrześcijanek  – jest dużo lepsza niż na prowincji fot. SHAHZAIB AKBER/Pap-EPA

Sadżida i Abida, dwie siostry, były robotnicami w fabryce leków. Jako urodziwe młode kobiety zwróciły uwagę właściciela zakładu oraz jednego z kierowników zmiany. Mężczyźni zaproponowali im małżeństwo, poprzedzone obowiązkową konwersją na islam.

Obie kobiety stanowczo odmówiły, jako że były nie tylko chrześcijankami, ale też ślubnymi żonami oraz matkami kilkuletnich dzieci (Sadżida miała już trójkę). Nie powstrzymało to jednak „adoratorów” od ich dalszego nagabywania, co znakomicie ułatwiała im okoliczność, że byli ich zwierzchnikami i pracodawcami.
26 listopada siostry, jak zwykle, wyszły po pracy z fabryki, ale do domów już nie dotarły. Dopiero po dwóch tygodniach ich zmaltretowane ciała odnaleziono w miejskim ścieku. Aresztowano właściciela fabryki, który w śledztwie przyznał się do morderstwa. Jego wspólnik, a jednocześnie podwładny, zbiegł i nadal jest poszukiwany przez policję. Również właściciel przebywa obecnie na wolności, gdyż został zwolniony za kaucją. Jak potoczy się proces zabójcy, i czy w ogóle do niego dojdzie – to już osobna sprawa.

Czubek góry lodowej
Historie podobne do tej co jakiś czas poruszają światową opinię publiczną. Są głośne z powodu swej drastyczności, ale w sumie stanowią czubek góry lodowej. Porwania dziewcząt i młodych kobiet należących do religijnych mniejszości (chrześcijanki oraz hinduistki), a także ich przymusowe konwersje na islam, to strukturalny problem społeczny w Pakistanie, kraju w przygniatającej większości muzułmańskim. W tym przypadku przymiotnik „przygniatający” należy traktować dosłownie.
Na czym ów problem polega? Otóż właściciel fabryki leków w Lahore oraz jego kierownik zmiany nie są jakimiś typami wziętymi z ociekającego krwią kryminału. To typowi przedstawiciele swojego środowiska. Mężczyźni wykształceni i zamożni, którzy nie bacząc na socjalny dystans, oświadczyli się dwóm ładnym, lecz ubogim analfabetkom. W dodatku, o zgrozo, chrześcijankom. Ale i na to znalazła się rada: „amanci” wielkodusznie zaproponowali im przejście na islam. A trzeba wiedzieć, że pakistańskie prawo zwalnia konwertytki ze ślubów zawartych w obrządku porzuconej wiary. Propozycja była więc legalna i „uczciwa”. W tej sytuacji odmowę ze strony Sadżidy i Abidy obaj panowie potraktowali jako uszczerbek na ich honorze. Który oczywiście, zgodnie z tradycją, należało pomścić.
12-milionowe Lahore to drugie po Karaczi miasto Pakistanu, gdzie działa prasa i sądy, a także ośrodki monitorujące prawa człowieka. Na pakistańskiej prowincji, szczególnie w wioskach, sytuacja młodych chrześcijanek przedstawia się o wiele gorzej. Dziewczyny są tam po prostu masowo porywane i gwałcone, zaś wieści o tym rzadko dochodzą do mediów, ponieważ lokalne posterunki policji odmawiają przyjmowania zgłoszeń o podobnych przestępstwach. Tak stało się chociażby w przypadku Rafika Masiha, którego 17-letnią córkę Maszal porwano 5 stycznia. Oficer dyżurny usłyszawszy o porwaniu, nie tylko nie zaprotokołował zeznania ojca, ale też publicznie go wyśmiał i kazał się wynosić z posterunku.
Duża część, jeśli nie większość porwanych, to małoletnie dziewczęta. I jeśli już dojdzie do zgłoszenia przestępstwa, policjanci często zawyżają w protokołach wiek ofiar. Potem wystarczy sprawę przeczekać. A po jakimś czasie okazuje się, że dziewczyna, która w międzyczasie doczekała się dziecka, jako osoba pełnoletnia dobrowolnie wyrzekła się chrześcijaństwa i w pełni świadomie wyszła za muzułmanina.

Pozostawieni swemu losowi
Tak działa w Pakistanie tradycja, której siła przewyższa nawet moc obowiązującego prawa. W myśl tej tradycji „niewierni” pozbawieni są jakiejkolwiek ochrony. Sprzyja temu fakt, że większość pakistańskich chrześcijan – którzy i tak są nikłą, bo zaledwie jednoprocentową mniejszością w tym 200-milionowym kraju – należy do najuboższych i najniżej sytuowanych warstw społecznych.
Żeby zrozumieć przyczyny tego zjawiska, należy cofnąć się do czasów kolonialnych. Obecny Pakistan był dawniej częścią Brytyjskich Indii, a indyjscy muzułmanie, w odróżnieniu od współwyznawców z innych krajów, respektowali odwieczne zasady podziału kastowego. W Pendżabie, dziś najważniejszej pakistańskiej prowincji, co piąty mieszkaniec należał do kast najniższych, „niedotykalnych” pariasów. Ci ludzie nie mieli wstępu ani do meczetów, ani też do świątyń sikhijskich czy hinduistycznych. Dlatego ku nim właśnie zwrócili uwagę biali misjonarze: anglikanie i przedstawiciele innych denominacji protestanckich, ale także katolicy. Dzięki ich duszpasterskim wysiłkom pewna część najuboższych mieszkańców wiosek, jak również wielkomiejskich slumsów, przeszła na chrześcijaństwo. Nowo ochrzczeni często wybierali imię Masih, co w mowie urdu (oficjalny język Pakistanu) oznacza Mesjasza, czyli Chrystusa. Dlatego dzisiaj, w doniesieniach o porwaniach często spotykamy się z tym nazwiskiem.
Ale przyszedł rok 1947, w którym indyjskie kolonie oddzieliły się od metropolii, rozpadając na dwa państwa: hinduskie Indie oraz muzułmański Pakistan. W tym drugim dominujący islam stał się faktycznie wyznaniem państwowym. W dodatku zagwarantowane konstytucyjnie prawa religijnych mniejszości nie były i faktycznie nadal nie są respektowane na większości pakistańskiego obszaru, gdzie większą siłę ma ludowa tradycja niż obowiązujące prawo.
W takim to państwie chrześcijanie, ongiś obdarzeni łaską wiary przez misjonarzy z Europy, zostali też przez Europę pozostawieni swemu losowi. A przecież jako grupa jednocześnie stygmatyzowana oraz najuboższa ludzie ci są praktycznie bezbronni. We wsiach mieszkają w krytych strzechą lepiankach, w wielkich miastach – w ceglanych, nieotynkowanych i pozbawionych mebli klitkach, w których ogrzewają się, paląc ogniska na betonowej podłodze. Nie mają własnej prasy, radiowęzłów ani internetowych portali, więc na własną krzywdę nawet nie mogą się światu poskarżyć. To, że o nich czasem słyszymy, zawdzięczamy jedynie nielicznym w Pakistanie obrońcom praw człowieka, chrześcijanom, ale także muzułmanom. To jednostki zasługujące na najwyższy szacunek. Jednak sami ci etatowi obrońcy, w konfrontacji z bezduszną machiną państwa, a także kolosem okrutnego obyczaju, nie będą w stanie trwale odmienić losu tysięcy kobiet – takich jak dwie zamordowane siostry z Lahore.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki