Ubrania oczywiście można oddać, bo jest wiele osób, które z wdzięcznością przyjęłyby używane rzeczy. W ten sposób darujemy odzieży drugie życie, zamiast miejsca na śmietniku. Problem jednak w tym, że w naszych szafach jest znacznie więcej niechcianych ubrań niż tych, którzy mogliby je przyjąć. Nasze społeczeństwo nie należy do najuboższych, więc można szukać potrzebujących za granicą. Nie ma jednak prostego sposobu na przekazanie używanych rzeczy. Trzeba szukać organizacji, inicjatyw, które akurat organizują transport, co w dobie pandemii nie jest łatwe, a często nawet niemożliwe. Wiele osób znalazło sposób na przekazywanie używanych rzeczy – choćby przez pracujących w Polsce obywateli Ukrainy, którzy wysyłają lub zawożą dary rodzinie i znajomym. Czy jednak problem polega wyłącznie na znalezieniu ubraniom nowego domu?
Materiały, które przeżyją nasze wnuki
Prawda jest taka, że tyle ubrań, ile wyprodukowano, wyląduje ostatecznie na wysypisku śmieci. Ogromna część tkanin i dodatków, z których zostały zrobione, nie ulegnie biodegradacji, bo bawełna, wełna, len, jedwab czy skóra to tylko niewielki procent materiałów, które są stosowane w przemyśle odzieżowym. Wszechobecne są syntetyki, w tym groźne dla środowiska tkaniny polarowe, wykonywane z polimeru PET, tego samego, którego używa się do produkcji butelek na wodę mineralną, oraz z innych tworzyw sztucznych. Trzeba pamiętać, że materiały takie jak akryl, nylon czy poliester też nie są obojętne dla środowiska. Produkowane są z ropy naftowej, co oznacza, że za kilkaset lat nadal będzie można je znaleźć na śmietniku lub – co gorsza – w środowisku naturalnym w postaci niedostrzegalnych gołym okiem drobinek. Włókna naturalne są bardziej przyjazne dla środowiska, jednak w procesie ich rozkładu wydziela się metan. Dodajmy do tego używane do produkcji tkanin wybielacze, barwniki i inne toksyczne związki, które trafiają do wód, ziemi i powietrza. Czy zatem znaleźliśmy się w punkcie bez wyjścia?
Miliardy ton na śmietniku
Wiedza na temat tego, w co się ubieramy i co wyrzucamy, jest zasmucająca. Tym bardziej że skala problemu jest ogromna. Z raportu Fundacji Ellen MacArthur wynika, że:
• co sekundę na wysypisko lub do spalarni śmieci trafia wypełniona odzieżą ciężarówka,
• straty wynikające z zakupu ubrań, które rzadko nosimy, a jeszcze rzadziej poddajemy recyklingowi, sięgają 500 mld dolarów rocznie,
• do odzysku trafia mniej niż 1 proc. zużytej odzieży,
• jeszcze 15 lat temu ubranie, zanim trafiło do śmieci, włożyliśmy ponad 35 proc. razy częściej niż teraz,
• z naszej garderoby do oceanów trafiają miliony ton mikrowłókien – ich ilość odpowiada 50 miliardom plastikowych butelek.
Stella McCartney, związana z ekologią projektantka mody, uważa, że branża odzieżowa jest w ogromnym stopniu odpowiedzialna za degradację środowiska. Tylko w Stanach Zjednoczonych aż 84 proc. wyrzuconych ubrań trafia do spalarni albo na wysypisko śmieci. Jednocześnie w ciągu ostatnich 20 lat sprzedaż odzieży w tym kraju wzrosła dwukrotnie. Amerykanie kupują teraz ponad 14 milionów ton ubrań rocznie, a każdy wyrzuca 30 kg rocznie. Na szczęście nieco lepiej wyglądają statystyki dotyczące Europy – Holendrzy wyrzucają 12 kg, Skandynawowie – 8, a Polacy tylko 5 kg odzieży rocznie. Jednak tendencje są rosnące.
Dlaczego? Nowe trendy modowe ogłaszane są coraz częściej, by bardziej podkręcać sprzedaż. Dziś z czterech klasycznych sezonów w modzie zrobiło się ponad 50, bo kolekcje w sklepach zmieniają się nawet co tydzień. Zatem zakupiona odzież szybko staje się niemodna i znacznie szybciej trafia do kosza. Co więcej, szybko zmieniające się trendy nie tylko zachęcają do częstszego kupowania, ale też zwalniają producentów od produkowania ubrań dobrych jakościowo – nie ma sensu inwestować w dobre materiały i wykonanie, bo czas używania ubrań jest bardzo krótki. Dla przykładu – sweterek z popularnych sieciówek noszony przez jeden sezon jest tak zmechacony i rozciągnięty, że nawet nie wypada podarować go potrzebującym.
Wymiana co sezon jest niemodna
Problem marnotrawstwa i nadmierny konsumpcjonizm budzi nasze oburzenie, ale nie jesteśmy zbyt skorzy do zmiany swoich przyzwyczajeń i rezygnacji z przyjemności, jaką daje kupowanie ubrań. Co może wpłynąć na zmianę zachowań? Być może głos gwiazd i coraz bardziej zaangażowanych w ekologię producentów pozwoli nam uwolnić się z przymusu kupowania, który coraz częściej staje się nałogiem. Jak powiedziała tvn24.pl Anja Rubik, światowej sławy modelka, wymiana garderoby co sezon wcale nie jest modna. Choć sama na wybiegach nosi odzież od największych projektantów, często zagląda do lumpeksów. Nie dlatego, że jest taniej, ale dlatego, że tak jest eko!
Czy przykład gwiazd, które starają się żyć oszczędniej, jest inspirujący także dla producentów? Wydaje się, że potrzeba ochrony środowiska jest na tyle paląca, że… stała się modna! Coraz większa liczba producentów, chcąca poprawić swój wizerunek, ogłasza własne pomysły, które mają zmniejszyć problem negatywnego wpływu produkcji odzieży na środowisko.
Oni to zrobili!
Branża modowa musi się zmienić, a producenci muszą być bardziej odpowiedzialni i stawiać na zrównoważony rozwój. Jednym ze sposobów jest przyjęcie filozofii slow fashion. Co to takiego? W dużym skrócie oznacza produkowanie ubrań dobrej jakości, a więc takich, które nie rozpadną się po kilku praniach, wykonanych ze sprawdzonych surowców i z poszanowaniem praw człowieka.
– Chodzi o to, by kupować świadomie i wiedzieć, że ta sukienka została od początku do końca stworzona przez jedną osobę, więc jest jedyna w swoim rodzaju i nikt nie cierpiał przy jej produkcji – wyjaśnia Marcin Jachym, menedżer luksusowego showroomu w Krakowie, który oferuje dobre jakościowo, wyprodukowane w sposób odpowiedzialny ubrania. – Slow fashion polega na tym, by kupować tyle, ile potrzebujemy, by ubrania starczały na dłużej niż jeden sezon, by proces tworzenia kreacji był etyczny i bezpieczny dla środowiska – dodaje.
W duchu slow fashion produkuje jedna z polskich marek, której ubrania projektowane i szyte są w Warszawie, wyłącznie z wysokiej jakości materiałów od zaufanych dostawców. Wśród propozycji są np. wełniane swetry ręcznie robione na drutach. Ponadto firma wykorzystuje nowoczesne tkaniny, takie jak lyocell (tencel), który produkowany jest z celulozy drzewnej, i cupro, powstający z celulozy z nasion bawełny. W procesie ich produkcji nie wykorzystuje się substancji żrących, jak to ma miejsce w przypadku produkcji wiskozy.
Nowe tkaniny i rozwiązania
Wyzwanie branży odzieżowej rzuca kolejna polska marka, która ubrania szyje w Polsce z certyfikowanych, wysokiej jakości materiałów, takich jak bawełna organiczna, cupro, tencel i EcoVero, które są nie tylko przyjazne dla skóry, ale też dla środowiska. Proces produkcji jest ściśle kontrolowany i przebiega w zgodzie z zasadami sprawiedliwego handlu. Marka udowadnia, że możliwe jest tworzenie ubrań, które są praktyczne, ponadczasowe, a jednocześnie produkowane w sposób etyczny i bez szkodliwego wpływu na naszą planetę. Swoje radykalne zrównoważenie przypieczętowuje kolekcją uszytą z tkaniny o nazwie hemp, produkowaną z konopi. Konopie są wytrzymałe i nie trzeba ich podlewać, użyźniają glebę i są odporne na działania szkodników, więc nie wymagają stosowania środków ochrony roślin. – Ciągle testujemy nowe materiały i staramy się je wprowadzać do naszych kolekcji. Robimy to jednak stopniowo i z ogromną ostrożnością. Prześwietlamy naszych dostawców, nie boimy się żądać certyfikatów potwierdzających ich słowa – mówi Julia Turewicz, współzałożycielka marki.
To oczywiście tylko nieliczne przykłady zrównoważonego rozwoju w biznesie odzieżowym i odpowiedzialnego podchodzenia do produkcji. Na świecie coraz więcej firm dołącza do grona tych, które proponują proekologiczne rozwiązania, które szanują nie tylko przyrodę, ale także pracę rąk ludzi zatrudnionych w przemyśle tekstylnym w krajach Trzeciego Świata. Czy będą kontynuowały ten kierunek rozwoju i czy kolejne zdecydują się na ten krok? To w dużej mierze zależy od nas – klientów.
Do dzieła!
Z trybu fast w tryb slow fashion muszą przejść nie tylko firmy, ale także i my, klienci sklepów odzieżowych. Jak to zrobić? – Przede wszystkim trzeba patrzeć na metki i zwracać uwagę, gdzie i z czego produkowane jest ubranie, które chcemy kupić – mówi Izabela Sowa, twórczyni jednej z marek odzieżowych. – Szukajmy rzeczy, które są szyte jak najbliżej nas i z naturalnych materiałów. Polscy projektanci współpracują z polskimi szwalniami, kupują tekstylia u polskich producentów. Ubrań nie trzeba transportować na duże odległości – podpowiada.
Dobrym pomysłem jest także kupowanie rzeczy dobrych jakościowo, z wysokiej jakości tkanin i pasujących do tego, co już mamy w szafie. To tworzenie własnej kolekcji kapsułowej. Nie idziemy zatem na zakupy jak na polowanie albo dla rozrywki, ale po rzeczy, które faktycznie będą pasowały do naszej domowej kolekcji. Zatem róbmy zakupy z głową. Ponadto uważajmy na wyprzedaże. Cotton Incorporated, organizacja non-profit finansowana przez plantatorów bawełny w Stanach Zjednoczonych, która podlega Departamentowi Rolnictwa, oszacowała, że aż 68 proc. konsumentów ocenia atrakcyjność odzieży tylko na podstawie stosunku ceny promocyjnej do pierwotnej. Nie na darmo kilka razy w roku sklepy obniżają ceny starych kolekcji ,przyklejając nową cenę przy starej. Jeśli coś jest przecenione, uważamy, że to doskonała okazja, z której trzeba skorzystać. To cenna zdobycz. Tyle że najczęściej zupełnie nam do szczęścia niepotrzebna. Pierwsze przyjemne uczucie po „upolowaniu” taniego ciuszka szybko przechodzi. Następne to rozczarowanie faktem, że kupiona rzecz nie jest dokładnie taka, jakiej szukamy, i że do niczego nam nie pasuje.
Kto jest odpowiedzialny za cały ten odzieżowy skandal? Oczywiście producenci i sklepy, ale też ci, którzy włączają się w podsycanie zakupowego szaleństwa, czyli niestety influencerzy. Promujący marki odzieżowe, prezentujący się pięknie w coraz to nowych zdobyczach, kuszący konkursami i bonusami w postaci pakietu obserwujących. Nikt z nas jednak nie jest bez winy. Pamiętajmy, że nie ma podaży bez popytu, więc tak długo, jak będą chętni, tak długo firmy będą produkowały ponad miarę i byle jak.
Fakty powinny przekonać każdego
● Co roku na świecie produkuje się 150 bilionów sztuk odzieży
● 25 dni – tyle średnio trwa życie jednej sztuki odzieży z najtańszej sieciówki
● 200 tys. ton odzieży wyrzucają sami mieszkańcy światowej stolicy mody – Nowego Jorku
● Słynący z uwielbienia dla ekologicznego trybu życia mieszkańcy Skandynawii co roku wyrzucają do śmieci około 8 kg tekstyliów
● 30 proc. plastiku zanieczyszczającego wody i gleby naszej planety pochodzi z ubrań szytych z tworzyw sztucznych (np. poliestru)
● Chemiczne barwienie tkanin to drugi w kolejności czynnik odpowiadający za skażenie wód gruntowych na świecie
● Przez ostatnie 15 lat aż 250 tys. pracowników zakładów tekstylnych w Indiach popełniło samobójstwo
● W Kambodży działa obecnie około tysiąca fabryk odzieżowych, zatrudniających ponad milion osób
Jak kupować, by nie niszczyć środowiska
● Zdecydowanie rzadziej, nie ulegając namowom na zmianę garderoby co miesiąc
● Wypisując się z powiadomień o wyprzedażach
● Zwracając uwagę na jakość tkanin i wykonania
● Dając pierwszeństwo ubraniom wykonanym w kraju i z krajowych surowców
● Wybierając sklepy, w których znajdziemy ubrania uszyte zgodnie z filozofią slow fashion
● Preferując nowoczesne, proekologiczne tkaniny
● Decydując się na ubrania, które można poddać recyklingowi
źródło: informacje prasowe marki Lillow