O jaki znak chodzi? Gdy Jan Chrzciciel musiał zmierzyć się z pytaniem, czy Jezus jest tym, którego miał oczekiwać – postąpił bardzo prosto. Zadał je wprost samemu Jezusowi. Ten zaś, w duchu tej samej prostoty, odpowiedział: „Idźcie i oznajmijcie Janowi to (...): niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię”. Jezus odwołuje się do mesjańskiego proroctwa z Księgi Izajasza, ale jednocześnie do faktów, które mają miejsce. Przy czym słowa te należy rozumieć też szerzej jako parabolę, za którą kryje się czułość, jaką Chrystus żywi do wszystkich przetrąconych, poobijanych, nieszczęśliwych. Tej postawie wielu się sprzeciwiało i do tej pory niechęć ta pozostała również w samym Kościele. Ludzie pobożni mieli Mu za złe, że idzie, gdzie go zaproszą, również na uczty do kolaborantów i grzeszników, że przyjmuje znaki szczególnej sympatii, a nawet miłości ze strony prostytutki.
W jego przypowieściach często w pozytywnym świetle przedstawieni są ci, którzy byli przez Jego słuchaczy uważani za wrogów. Choćby przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Dwóch ludzi pobożnych i zacnych, przechodząc obok pobitego współbrata, nie zauważyło związku między odbywaną przez nich podróżą a jego nieszczęściem. Zajął się nim tylko Samarytanin, którego powinna od nieszczęśnika oddzielać niechęć. Ale opowieść ta ma i drugie dno. Ewangelia to też przyjmowanie pomocy od wrogów. Do tej pory tym znakom wielu się sprzeciwia, nawet ci, którzy czytają prasę katolicką.
Chwila refleksji
Co w nauczaniu Chrystusa budzi mój sprzeciw? Jak sobie z tym radzę?