Logo Przewdonik Katolicki

Białorusini odkrywają siebie

Przemysław Fenrych
W protesty angażują się nie tylko ludzie młodzi. Symbolem buntu Białorusinów jest 73-letnia Nina fot. Natalia Fedosenko/PAP/ITAR-TASS

Powiedzcie mi, gdzie dzisiaj zaczyna się demonstracja. Ja stara jestem, nogi mnie bolą, nie przebiegnę całego miasta w poszukiwaniu. A chcę pójść, żeby choć teraz, na starość poczuć się w pełni godnym człowiekiem.

Wielkie demonstracje obywatelskie na Białorusi trwają już trzeci miesiąc. Obywatelski opór nie słabnie mimo narastających represji. Dzisiaj nikt nie potrafi przewidzieć, czym się skończy. Jedno wszakże wydaje się przesądzone: Białorusini zwycięsko budują swoją tożsamość. W jednym zwyciężyli już na pewno: cały świat wie, że ich barwy są biało-czerwono-białe, nawiązujące do tradycji Wielkiego Księstwa Litewskiego, a nie postsowieckie, zielono-czerwone.
Moi białoruscy przyjaciele z Grodna angażują się w prace Stowarzyszenia „Wiosna” zajmującego się obroną praw człowieka. W październikową niedzielę Wiktar Sazonau odebrał telefon od starszej kobiety: „Podobno pomagacie ludziom, pomóżcie i mnie”. Wiktar potwierdził: „Tak, udzielamy konsultacji prawnych i innego wsparcia ofiarom represji”. Starszej pani potrzebna była inna pomoc: „Powiedzcie mi, gdzie dzisiaj zaczyna się demonstracja. Ja stara jestem, nogi mnie bolą, nie przebiegnę całego miasta w poszukiwaniu. A chcę pójść, żeby choć teraz, na starość poczuć się w pełni godnym człowiekiem”. Wiktara, opozycjonistę od co najmniej trzech dekad, zatkało: to przecież jedna z tych ostrożnych kobiet, które zawsze mówiły tylko: oby nie było wojny, to już będzie dobrze. – Teraz Białorusini naprawdę obudzili się, żeby poczuć się ludźmi i narodem – podsumował Wiktar.

Przeszłość nie pomaga
W 1994 r. Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej, w której pracowałem, zorganizowała w Krakowie konferencję na temat budowania demokracji lokalnej w krajach wychodzących z komunizmu. To czas, gdy już było widać, że polska reforma samorządowa to sukces wart tego, by się nim podzielić. W konferencji uczestniczył Gienadij Kuniewicz z Mińska, wówczas prezes działającej na Białorusi Fundacji im. Lwa Sapiehy. Opowiadał o sytuacji na Białorusi próbującej wtedy, tuż po upadku ZSRR, tworzyć społeczeństwo obywatelskie. Mówił o dramatycznie trudnym dziedzictwie, z którym muszą się zmagać.
Elity jego ojczyzny w XIX w. spolonizowały się lub zrusyfikowały. Na przełomie wieków zaczęła nieśmiało tworzyć się inteligencja białoruska (potem, w grodzieńskim muzeum widziałem eksponaty dokumentujące te starania). I wojna światowa ucięła ten proces. Przez cały XX wiek jego kraj był systematycznie w różny sposób niszczony. I wojna światowa, i potem wojna polsko-bolszewicka to czas przechodzenia tędy frontów z wszystkimi związanymi z tym zniszczeniami materialnymi i ludzkimi. Czas międzywojenny z ich punktu widzenia to tragedia rozbioru: własnego państwa mimo prób w 1918 r. nie udało im się utworzyć, kraina, którą zwykli uważać za swoją ojczyznę została podzielona między Rzeczpospolitą i ZSRR.
W Polsce uważano Białorusinów trochę protekcjonalnie za „tutejszych”, elity były w większości polskie lub żydowskie. W sowieckim imperium wszyscy co bardziej samodzielnie myślący zostali poddani strasznym represjom. II wojna światowa to znowu dramat przetaczających się frontów, wywózek do łagrów, bitew partyzanckich, tragedia Holokaustu zmieniającego przecież całkowicie społeczną strukturę miasteczek, wypędzenie większości tych, którzy uważali się za Polaków – ludność kraju zmniejszyła się w tym czasie o jedną czwartą. Pamięć o tym pozostała wdrukowana głęboko w umysły, to wtedy utrwaliło się przekonanie, że oby nie było wojny, to jakoś da się żyć. Straszne czasy powojenne to najpierw krwawy system stalinowski, czego najmocniejszym świadectwem są masowe groby w Kuropatach pod Mińskiem, a potem czas brutalnego „rozkułaczania”, tworzenie kołchozów i sowchozów, silne osadnictwo ludzi sowieckich z całego ZSRR. W efekcie Białorusini stali się mniejszością we własnym kraju. Budowanie demokracji i białoruskiej tożsamości z takim dziedzictwem to zadanie dramatycznie trudne. Chcieli je podjąć. A my postanowiliśmy im pomóc.

Przelało się
Współpracowaliśmy przez niemal 14 lat. Dobrze było w ramach projektów krążyć po Białorusi z przyjaciółmi, wielkimi białoruskimi patriotami. Byliśmy we wszystkich dużych miastach, dotarliśmy do wielu małych miasteczek, nawet wiosek. To piękny kraj, dobrzy, gościnni i życzliwi ludzie. Mało było wśród nich „jastrzębi”, w kolejnych latach wielu najaktywniejszych opuściło ojczyznę. Większość chciała spokojnie, po swojemu żyć, nie wadząc nikomu. Co się stało, że teraz coś się przełamało, że wyszli na ulice i uparcie mimo represji od miesięcy protestują?
Uładzimir Chilmanowicz, mój przyjaciel z Grodna, wymienia kilka ważnych przyczyn. Przyczyna bezpośrednia to wyjątkowo brutalny sposób sfałszowania wyborów po budzącej wielkie nadzieje kampanii o nowym, kobiecym obliczu ze Swiatłaną Cichanouską na czele. W tle jest narastający kryzys ekonomiczny połączony ze świadomością, że ludzie wokół w Europie żyją o wiele wygodniej, a polityka Łukaszenki prowadzi do coraz większej nędzy. Na świat patrzy już teraz nowe pokolenie, niepamiętające czasów radzieckich, za to tkwiące w internecie i świadome świata. W tym internecie coraz więcej jest stron w języku białoruskim.
Kryzys pogłębiony jest przez konsekwencje pandemii – do kraju wróciło około pół miliona ludzi pracujących dotąd za granicą lub żyjących z granicy. Teraz granica jest praktycznie zamknięta, a w kraju nie ma dla nich pracy, brak im środków do życia, za to nie brak obrotności i świadomości obywatelskich obyczajów poznanych w Europie. Pandemia budzi silny lęk i sprzeciw (dają temu wyraz przede wszystkim służby medyczne), ponieważ państwo Łukaszenki zdaje się lekceważyć to zagrożenie.
W dodatku już rok temu Łukaszenka postarał się, by stracić życzliwość w zasadzie wszystkich wiernych kościołów chrześcijańskich na Białorusi: prezydent, miłośnik czasów ZSRR, kazał zlikwidować krzyże w Kuropatach postawione na masowych grobach ofiar stalinizmu.
Protesty trwają, nikt nie wie, czym się skończą. Protesty są pokojowe, brutalnej siły używają wyłącznie białoruskie władze. Protestujący z nadzieją patrzą na Polskę i Polaków, wierzą, że jesteśmy z nimi solidarni. Potrzebują naszego wsparcia materialnego, duchowego, modlitewnego, a także politycznego.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki