Z jednej strony można mówić o wielkim medialnym sukcesie, nie przypominam sobie, żeby o jakiejkolwiek wystawie, akcji performatywnej czy instalacji mówiono tak dużo jeszcze przed wernisażem. Jednak nie o taki rozgłos chodziło artyście i Muzeum Narodowemu w Warszawie. Instalacją Zatrute źródło Jerzego Kaliny, którą można oglądać na Dziedzińcu Głównym, muzeum chciało upamiętnić setną rocznicę urodzin Jana Pawła II. W tekście kuratorskim czytamy m.in., że: „Zaproponowane ujęcie postaci pozwala podjąć wiele wątków interpretacji”. Owszem, w dowcipny sposób udowodnili to twórcy internetowych memów, których powstało kilkanaście dosłownie w jeden dzień. Trzeba przyznać, że nie jest to dzieło udane. Liczba symbolicznych odniesień wprawia w konsternację i trudność w odczytaniu powiązań między nimi, patetyczny ton w wypowiedzi twórcy sprawia, że w konfrontacji całość nabiera komicznego wyrazu, co jest chyba najgorszą wadą tego przedstawienia. Nie pomaga nawiązanie do rzeźby Maurizio Cattelana, przedstawiającej Jana Pawła II przygniecionego meteorem. Kalina zapożyczając temat, chciał stanąć w opozycji, tyle że dzieło Cattelana według mnie jest dojrzałą i zmuszającą do refleksji metaforyczną wizją ostatnich lat pontyfikatu papieża, a Jerzy Kalina uprawia prosty triumfalizm.
Pod stopami czerwień
Co więc widzimy? Wchodząc przez bramę Muzeum Narodowego w Warszawie, przechodzi się przez dziedziniec, pośrodku którego usytuowana jest fontanna z sadzawką. Do 8 listopada ten teren wykorzystał dla swojej instalacji w nurcie site-specific (czyli wpisanej w konkretną przestrzeń, która staje się jej elementem) rzeźbiarz, scenograf i twórca filmów Jerzy Kalina. W krwistej sadzawce stanęła biała figura Jana Pawła II naturalnej wielkości trzymająca nad głową ogromny czarny kamień. Całość opatrzona, wspomnianym już wyżej, tytułem Zatrute źródło. Wróćmy do opisu kuratorskiego: „Dzieło należy (…) analizować w kontekście otaczającej je przestrzeni i architektury muzeum. Skrzydła gmachu tworzą wizualną ramę oraz kontekst historyczno-symboliczny, z którymi wchodzi ono w dialog. Sam tytuł, zobrazowana postać świętego trzymającego wielki głaz oraz czerwona woda w niecce fontanny, nawiązują do polskich mitów i symboli. Stawiają pytanie o rolę sztuki, tradycji i pamięci. (…) Sam artysta postrzega papieża jako człowieka, który odegrał decydującą rolę w najnowszej historii Polski i Europy, rozpoczął proces przemian historycznych, społecznych i duchowych. W warstwie treściowej istotną rolę odgrywa także zagadnienie czasu, trwania i przemijania, z jednej strony wpisane w symbolikę kamienia, z drugiej – wiążące się z efemerycznym charakterem instalacji, prezentowanej przez krótki czas. Zatrute źródło to pierwsza praca Jerzego Kaliny poświęcona Janowi Pawłowi II, jej elementy zestawione z architekturą i kolekcją Muzeum Narodowego w Warszawie budują wielowątkową i wielopoziomową opowieść o sztuce, postrzeganiu historii, ale również o ponadczasowych, ogólnoludzkich wartościach”. Naprawdę te wszystkie uogólnienia dotyczą tej instalacji? To jakby pisać o wszystkim i o niczym. Zabawmy się w odczytywanie symboli. Czerwona woda i biała postać papieża symbolizują Polskę, bo to nasze barwy narodowe. Lub: czerwona woda symbolizuje „cywilizację śmierci”, biel papieża jego czystość i świętość. Lub: czerwona woda to grzech przelanej niewinnie krwi, papież pochyla się nad cierpiącymi. Ale zaraz, przecież on się właśnie nie pochyla, on zamierza się głazem. A może głaz jest tym grzechem, ciężarem tego świata, przed którym papież chroni ludzkość unurzaną w cierpieniu, które symbolizuje czerwona woda? Raczej nie, bo sam artysta pisze o tym, że Jan Paweł II „ciska głaz w czerwoną wodę”. Czyli może ciska tym kamieniem w grzeszników lub w ideologie, jak to teraz się mówi. Ze złością? Jak Jezus przeganiający kupców ze świątyni? A może jak ten, o którym mówi Jezus, że jeśli jest bez grzechu, to niech pierwszy rzuci kamieniem w przyłapaną cudzołożnicę? Więc może on, bez winy, ciska w nas, grzeszników? Ale jest jeszcze tytuł, Zatrute źródło. Do czego się on odnosi? Może do naszej chrześcijańskiej Polski, która się sprzeniewierzyła i oddaliła od wartości chrześcijańskich?
Jak czytać metafory?
Jerzy Kalina, autor m.in. pomnika anonimowego przechodnia Przejście na Świdnickiej we Wrocławiu oraz pomnika smoleńskiego na placu Piłsudskiego w Warszawie, był związany z Janem Pawłem II od roku 1984, tworząc projekty ołtarzy podczas papieskich wizyt w Polsce. Ale stawiane bez umiaru pomniki papieskie go irytowały. Przed rokiem podczas wywiadu w Polskim Radiu wspomniał nawet, że odrzucił propozycję wykonania takiego pomnika. Dlaczego teraz podjął się przedstawienia z Janem Pawłem II w roli głównej? Po pierwsze, to nie pomnik, ale krótkotrwała instalacja, po drugie, ma konkretny kontekst, a jest nim dzieło włoskiego artysty Maurizio Cattelana z 1999 r. La Nona Ora. Przedstawia ono starszego i schorowanego Jana Pawła II,
który upada pod ciężarem przygniatającego go meteoru. Tytuł Dziewiąta godzina odnosi się do chwili, w której wiszący na krzyżu Chrystus zawołał: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?”. Instalacja ta okazała się zbyt kontrowersyjna i nie do przyjęcia dla niektórych polskich odbiorców; niektórzy widzieli w niej symbol upadku Kościoła i papiestwa, innych dotknął fakt takiego a nie innego przedstawienia żyjącego wówczas przecież Jana Pawła II. W 2000 r. można ją było oglądać na wystawie w warszawskiej Zachęcie, krótko, bo szybko została zniszczona. Najpierw Wojciech Cejrowski próbował zakryć rzeźbę białym płótnem, potem dwóch posłów ZChN-u próbowało usunąć kamień, uwalniając figurę papieża, lecz przy okazji uszkodzili ją. Firma ubezpieczająca eksponat skierowała sprawę do sądu, ponieważ jednak posłów obejmował immunitet, sprawa się ciągnęła i po 15 latach uległa przedawnieniu. Na ich zlecenie podjęto śledztwo wobec dyrektorki Zachęty, która została zmuszona do dymisji.
Co tak oburzyło posłów? Realizacja Catellana była prowokująca, ale jednocześnie pokazywała pewną prawdę, był w niej dramat człowieka, który przygnieciony niemożnością i cierpieniem jest wierny swojej posłudze i jest w stałym dialogu z Bogiem. Mimo choroby wciąż podróżował, a wszyscy oglądaliśmy jego starą i umęczoną twarz. Jego powalona postać przygnieciona kamieniem przypomina występującego w ikonografii Chrystusa upadającego pod ciężarem krzyża. Oczy zwrócone są ku niebu. To wizja Jana Pawła II niosącego krzyż. Sam Cattelan w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” komentując tę sytuację, mówił tak: „Jeśli już mówimy o prowokacji, to uważam, że prowokatorem był właśnie papież Wojtyła. Oczywiście w dobrym znaczeniu tego słowa. Jak żaden z jego poprzedników skonfrontował wiarę katolicką z czasami współczesnymi. To on swoim świeżym podejściem do wiary sprawił, że młodzi ludzie odnaleźli w niej sens i inspirację”.
Co zobaczyli posłowie? Pewnie to samo co Jerzy Kalina. W tekście kuratorskim Muzeum Narodowego czytamy: „Instalacja na dziedzińcu MNW to odpowiedź artysty na rzeźbę Maurizio Cattelana La Nona Ora z 1999 roku. W ujęciu Kaliny Jan Paweł II nie jest bezsilnym, starym człowiekiem przygniecionym meteorytem, lecz tytanem o nadludzkiej sile”.
Zastanawia mnie nieumiejętność odczytania metafory, może wszyscy powinniśmy sobie robić z tego ćwiczenia? Ubierając swoją instalację w mnogość symboli, Jerzy Kalina jednocześnie nie był w stanie odczytać metafory Cattelana, widząc w jego obiekcie po prostu starego człowieka przygniecionego meteorem. Co było w jego pojęciu uwłaczające, ponieważ owym starym człowiekiem był Jan Paweł II, który przecież nigdy się nie męczył, nigdy nie chorował i nigdy nie cierpiał. Za to posiadał „nadludzką siłę”.