Logo Przewdonik Katolicki

Religijny opór Białorusi

Jacek Borkowicz
Protestujący trzymają wstążkę – symbol protestu, przed kościołem Świętych Symeona i Heleny, podczas wiecu w Mińsku; 27 sierpnia 2020 r. fot. Dmitri Lovetsky/Associated Press-East News

W planach moskiewskiego patriarchy Cyryla zmuszenie do ustąpienia egzarchy Pawła miało zaowocować pacyfikacją nastrojów. Paweł ustąpił, ale są inni.

We wtorek 25 sierpnia synod Moskiewskiej Cerkwi Prawosławnej, „przyjąwszy prośbę” biskupa mińskiego Pawła, zwolnił go z urzędu egzarchy Białorusi. Paweł odtąd sprawować będzie obowiązki metropolity Kubania, diecezji położonej na przedgórzu Kaukazu. Ta sucha notatka nabiera znaczenia, gdy zważy się, co się stało dwa dni wcześniej. W niedzielę Mińsk był teatrem wielkiej, dwustutysięcznej manifestacji obywateli protestujących przeciw wyborczym fałszerstwom ekipy Łukaszenki, natomiast sam białoruski przywódca – zanim późnym popołudniem wrócił helikopterem do stolicy – „wizytował” formacje wojskowe na granicy z Polską. Tam, w ulubionym swoim stylu wójta z Rancza Wilkowyje, publicznie skarcił przywódców krajowych związków religijnych: „Drodzy moi duchowni, opamiętajcie się i zajmijcie swoimi sprawami! Módlcie się i pracujcie, zamiast chodzić na pasku odszczepieńców”.

Zło musi być nazwane złem
To „ojcowskie” napomnienie skierowane było przede wszystkim do zwierzchnika egzarchatu Białorusi, powszechnie zwanego w tym kraju Białoruską Cerkwią Prawosławną Patriarchatu Moskiewskiego. Arcybiskup Paweł, przez siedem lat swojej duszpasterskiej posługi w tym kraju, reprezentował linię lojalności wobec władzy. W powyborczy poniedziałek wysłał nawet Łukaszence konwencjonalne gratulacje, których tekst wszelako zniknął następnego dnia ze strony internetowej egzarchatu.
Co się stało przed te 24 godziny? Otóż wśród Białorusinów zaczęły rozchodzić się wiadomości o brutalnym stłumieniu protestów, o biciu i torturowaniu aresztowanych. Prawda o „wolnych wyborach” musiała więc dotrzeć i do metropolity, który 14 sierpnia wyszedł do demonstrujących, błogosławiąc im i przepraszając za nadgorliwe gratulacje dla dyktatora („zło musi być nazwane złem” – powiedział). Następnie odwiedził w szpitalu rannych demonstrantów, a w publicznym oświadczeniu potępił przemoc władzy. Kosztowało go to stanowisko głowy Cerkwi na Białorusi. 
Dotychczasowy metropolita miński i zasławski Paweł (świeckie imię: Gieorgij Ponomariow) to rodowity Rosjanin oraz rosyjski obywatel – co samo w sobie stanowiło ciekawostkę, zważywszy, że białoruskie prawo surowo zabrania kierowania związkami wyznaniowymi obywatelom państw obcych. Gdy w 2013 r. przyjechał do Mińska ze stolicy biskupiej w Riazaniu, niewiele o Białorusi wiedział, nie znał też tamtejszej mentalności. W krytycznym momencie okazał się jednak przyzwoitym człowiekiem.
Co na to Łukaszenka? W półoficjalnych wypowiedziach białoruski przywódca lubi nazywać sam siebie „prawosławnym komunistą”. Chociaż Białoruś oficjalnie jest państwem świeckim, Łukaszenka, podobnie jak Putin, reprezentuje linię zdecydowanego zwolennika jednej i niepodzielnej Cerkwi prawosławnej, oczywiście o rosyjskim obliczu. Z tego też powodu narodowa Cerkiew białoruska, której hierarchia, w czasach ZSSR przebywająca na emigracji, po 1991 r. próbowała zapuścić korzenie w ojczyźnie, nadal ma status wspólnoty katakumbowej. Zaledwie tolerowana jest także białoruska Cerkiew greckokatolicka. Podległe patriarchatowi w Moskwie prawosławie korzysta więc na Białorusi ze statusu monopolisty.
Patriarchat ze swej strony szczególnie dba o to, by Cerkiew na Białorusi w żaden sposób nie wykazywała realnej samodzielności. Moskwa, pomna oderwania od swego łona Cerkwi estońskiej oraz ukraińskiej, nie życzy sobie, by Mińsk poszedł śladami Tallina czy Kijowa. Dlatego z jej punktu widzenia zwierzchnik białoruskiego prawosławia winien wykazywać się lojalnością wobec władzy, nawet w większym stopniu niż sam patriarcha Cyryl wobec Putina. Egzarcha Paweł złamał tę zasadę, dlatego natychmiast zesłano go do Krasnodaru.

Upiór secesji
Sytuacja w której białoruscy prawosławni, choć stanowią zdecydowaną większość obywateli dziesięciomilionowego, formalnie suwerennego państwa, oficjalnie nie posiadają kościelnej samodzielności – wydaje się jednak dziwna i coraz słabiej uzasadniona. Upiór secesji, który szczególnie od momentu ogłoszenia autokefalii Cerkwi Ukrainy straszy hierarchów moskiewskich, 10 sierpnia znowu zawitał na korytarzach patriarchatu. 
Tymczasem w szerokiej fali protestów, która od 10 sierpnia rozlewa się po całej Białorusi, aktywnie uczestniczą prawosławni księża. Odprawiają nabożeństwa w intencji zwycięstwa demokracji, a nierzadko, z ikonami na piersi, prowadzą pochody protestacyjne. Dzieje się tak głównie w zachodniej części kraju (tereny byłej II RP), ale także na wschodzie znaleźli się prawi i odważni kapłani, którzy protest poparli. 
Następcą Pawła został Beniamin (Wital Tupieka), dotychczasowy metropolita Borysowa. W odróżnieniu od swego poprzednika jest on rodowitym Białorusinem, co więcej, pochodzi ze starego rodu, który od 400 lat pielęgnuje w tym kraju tradycje prawosławia. Jak dotychczas nie wyróżnił się ani po stronie reżimu, ani po stronie opozycji. W którym kierunku poprowadzi białoruską Cerkiew, pokażą najbliższe tygodnie. 
Jedno jest pewne: w planach moskiewskiego patriarchy Cyryla zmuszenie do ustąpienia egzarchy Pawła miało zaowocować pacyfikacją nastrojów. Nawet nie tyle wolnościowych nastrojów białoruskich, ile tęsknoty za klarownie chrześcijańskim obliczem Cerkwi, która nie jest służką imperialnego tronu. Świadczy o tym krach spekulacji, według których nowym białoruskim egzarchą miał zostać metropolita Hilarion (Ałfiejew), nazywany „ministrem spraw zagranicznych” patriarchatu. Po 10 sierpnia Hilarion wyraźnie zdystansował się od Łukaszenki, nie wysyłając nawet „zwycięzcy” stosownych w takim wypadku gratulacji.  

Katolicki pasterz za „siłą argumentów”
Drugim upomnianym przez Łukaszenkę hierarchą jest metropolita miński Tadeusz Kondrusiewicz, który już 11 sierpnia zaapelował do obu stron konfliktu, aby usiadły za wspólnym stołem i rozmawiały: „Niech wasze ręce, stworzone do pokojowej pracy i braterskich pozdrowień, nie podnoszą broni ani kamieni. Niech zamiast argumentu siły zapanuje siła argumentów opartych na dialogu w prawdzie i wzajemnej miłości”. Zaś w cztery dni później, gdy cała Białoruś przeżywała szok i żałobę z powodu brutalności sił porządkowych, wystosował list pasterski, w którym znalazły się słowa o „przelaniu krwi, tysiącach zatrzymanych i okrutnie pobitych, pokojowo nastawionych mieszkańców”. Metropolita nie zawahał się nazwać tego „ciężkim grzechem” władzy. Podobne oświadczenia wydali biskupi pozostałych diecezji Białorusi.
Kondrusiewicz urodził się w 1946 r. w Odelsku na Grodzieńszczyźnie, dosłownie o kilkaset metrów od świeżo wytyczanej wtedy granicy z Polską. Jest Polakiem, chociaż pozostaje obywatelem Białorusi. Od trzynastu lat pełni funkcje metropolity Mińska i Mohylewa (wcześniej był metropolitą moskiewskim).
Na połajankę Łukaszenki biskup, wizytujący właśnie Brasław na północy kraju, odpowiedział z godnością: mówienie o „chodzeniu na pasku odszczepieńców” to prosta droga do konfrontacji. Zaś 27 sierpnia, po tym gdy siły OMON urządziły łapankę na wiernych w kościele Świętych Symeona i Heleny – tuż obok siedziby parlamentu – Kondrusiewicz nazwał te działania bezprawiem.
W tej sposób katolicki biskup Mińska stał się dziś najważniejszym białoruskim hierarchą, który zdecydowanie i odważnie powiada się za prawami obywateli oraz wszystkich ludzi wierzących.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki