Logo Przewdonik Katolicki

Ciężka ręka kontra nieznośna lekkość bytu

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Bartkiewicz

Wolimy ryzyko władzy jednolitej czy miesiące wstrząsów na górze.

Przed tygodniem, po telewizyjnej debacie 11 kandydatów do prezydentury przyszło mi do głowy  skojarzenie. Skąd ja to znam?
TVP  kontrolowana przez rządzącą prawicę przygotowała pytania bez jakiejkolwiek troski o ich znaczenie dla Polaków, ich interesów i zainteresowań. Chodziło tylko o to, aby upolować jednego kandydata, Rafała Trzaskowskiego, zauważył to podczas programu będący do niego na antypodach Krzysztof Bosak. Na dokładkę kiedy w sondzie przeprowadzanej przez telewizję Trzaskowski objął prowadzenie, po prostu ją… unieważniono. Odbiegała ona znacznie od sondaży, prawda, ale takie są reguły podobnej zabawy. Gdyby wygrywał 70 procentami Andrzej Duda, wyniki ogłoszono by z triumfem. 
Przechodzę do skojarzenia. W Dzienniku 1954 Leopold Tyrmand zapisał swoją rozmowę ze Stefanem Kisielewskim. Dotyczyła meczu z Rosjanami, który Polska przerżnęła, mimo że przeciwnik faulował, radziecki (!) sędzia ostentacyjnie nie zwracał na to uwagi, a publika głośnym rykiem kwitowała każde dotknięcie piłki przez Rosjan. „Kibice mogą sobie wyć, ile chcą, ale Rosjanie i tak zawsze wygrają” – tłumaczył Kisielewski. „To nie jest kwestia sportowa, to realna polityka”. 
Naturalnie tamten sędzia miał większy wpływ na wynik meczu niż telewizyjna maszyneria uruchomiona przeciw Trzaskowskiemu. Nie tylko tego dnia, wystarczy obejrzeć dowolne Wiadomości z ostatnich tygodni. Niemniej tego sędziego i tę maszynerię łączy podobny cynizm, służalczość i brak poczucia własnego obciachu. Zastanawiam się, czy obóz rządzący naprawdę wierzy, że bez tego obciachu jego kandydat nie ma szans. I czy istotnie nie miałby szans.
To wspomnienie debaty służy mi trochę za podsumowanie kampanii. Ale to nie jedyna refleksja na koniec. Nie jestem zwolennikiem kandydatury Rafała Trzaskowskiego. Kojarzy mi się z optowaniem za rewolucją obyczajową i z przyzwoleniem w Warszawie na panoszenie się szemranych grup interesów. A to między Trzaskowskim i urzędującym prezydentem rozegra się finalny pojedynek. 
Andrzej Duda broni dorobku obecnego rządu. Rzeczy udanych, ale także fatalnych, jak rozgrzebana „reforma” sądownictwa. Jedno wszakże przyznajmy: bierze za to wszystko odpowiedzialność.
Kandydat Koalicji Obywatelskiej robi za to wszystko, aby zgubić większość swoich ogonów. Zmienił zdanie w sprawie 500 plus, w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego tak dalece, że „nie pamięta”, kiedy sam był posłem. Nawet w sprawie owych nowinek obyczajowych dziś mówi trochę co innego, niż mówił wczoraj.
Ciężka ręka może nawet nie samego Dudy, a PiS, kontra nieznośna lekkość bytu. Może więc  któryś z innych kandydatów? Są wśród nich postaci godne szacunku. Ale także i ich do pewnego stopnia dotyczą te łamańce. Wiele ich prognoz się nie sprawdziło, wiele elementów obecnej agendy zapożyczyli w końcu od znienawidzonego PiS, który oskarżają o dyktatorskie skłonności. I który faktycznie lubi faule, rozpycha się, idzie skrótami. Ale kilka spraw załatwił, choćby w sferze zahamowania społecznego rozwarstwienia.
Zresztą i tak nie unikniemy dylematu: Trzaskowski albo Duda – w drugiej turze. Trzeba sobie będzie zadać jeszcze jedno pytanie. Czy wolimy ryzyko władzy jednolitej, możliwe, że sprawniej radzącej sobie z pandemią i kryzysem, ale arbitralnej, mającej pokusy nadużywania władzy? Czy ryzykujemy cohabitation: rząd prawicy i opozycyjny prezydent. Ta druga sytuacja spowoduje, że PiS będzie miał trudniej. Ale może nam zafundować miesiące wstrząsów i wojen na górze. Bo opozycja może za pośrednictwem prezydenta dążyć do wywrócenia obecnego układu władzy.
Zaiste diabelska to alternatywa. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki