To, jakich udzielamy dzisiaj na te pytania odpowiedzi, nie pozostanie bez konsekwencji na przyszłość.
Te dyskusje przy okazji ujawniają niestety bardzo niski poziom refleksji teologicznej w polskim katolicyzmie. Jest to o tyle ważne, że właśnie ta refleksja sprawia, że zamiast zdrowego pokarmu duchowego zbyt często otrzymujemy dzisiaj w przestrzeni publicznej mnóstwo sprzecznych ze sobą opinii. Zastanawiam się tylko, dlaczego wciąż na to pozwalamy, dlaczego pasterze Kościoła są tak zdystansowani do pojawiających się w szerokim zasięgu medialnym niebezpiecznych poglądów czy wręcz herezji, i to wyrażanych niejako w imieniu Kościoła. A są one rzeczywiście niebezpieczne, jeśli wygłaszają je osoby, które wśród polskich katolików zdobyły już ogromną popularność (zachęcam do lektury tekstu Moniki Białkowskiej „Pokusy czasu zarazy”).
Odniosę się do dwóch wspomnianych powyżej tematów, ale nie tak bardzo w tonie polemicznym wobec owych rozpowszechnionych opinii – choć trochę też – ale głównie, aby zwrócić uwagę na szansę pogłębienia refleksji teologicznej na temat Eucharystii, jaką nam ten trudny czas daje.
Solidarność
Jeśli ktoś chce dzisiaj pytać o to, co znaczy brak dostępu do Komunii św., to odpowiedziałbym, że to jest rzeczywiście poważny brak, choć tylko czasowy, ale jest on również ogromną szansą. Może właśnie teraz uda się lepiej odkryć, czym Komunia rzeczywiście jest i jak nią żyć. Bo w swojej istocie jest to pytanie o jedność. Słowo „komunia” z języka łacińskiego znaczy jedność, a w kontekście tradycji chrześcijańskiej jest to jedność z Bogiem i między ludźmi. No właśnie, żyć Komunią znaczy żyć łaską jedności. To dlatego o jedność prosił Chrystus podczas ostatniej wieczerzy: „aby byli jedno”. I nie był to jakiś dodatek do pierwszej Eucharystii, ale wyraz jej duchowej zawartości. Stąd Ewangelia według św. Jana pokazuje Jezusa myjącego podczas tej wieczerzy uczniom nogi. Komunia przyjmowana pod postacią chleba i wina prowadzi bowiem zawsze do komunii z innymi.
Zwrócił na to uwagę Benedykt XVI, proponując rewizję tekstów mszalnych. W oryginale łacińskim, tuż przed przyjęciem Komunii, jest dosłowny cytat z Ewangelii: „nie jestem godny, abyś wszedł pod mój dach”. My natomiast mówimy o niegodności przyjęcia Ciała Chrystusa w kontekście naszej indywidualnej duszy: „nie jestem godny, abyś przyszedł do mnie”. Emerytowany papież sugeruje więc, aby zrewidować tłumaczenia – co zresztą w wielu krajach już nastąpiło, na przykład w Kościołach angielskojęzycznych – i wpisać cytat dosłowny. Dlaczego? Prośba, aby Chrystus wszedł pod dach domu, w którym cierpi córka rzymskiego żołnierza proszącego Jezusa o uzdrowienie – jak o tym opowiada Ewangelia – ma wyraźny wymiar społeczny. Ten żołnierz nie prosi o dobro dla siebie, ale dla córki. Benedykt XVI uważa więc, że taki sposób zwracania się do Boga przed przyjęciem Komunii – zawarty w Mszale rzymskim – oddaje wspólnotowy charakter Komunii. Nie mogę powiedzieć: przyjmuję Chrystusa dla siebie, ale zawsze dla siebie i innych.
Czas ograniczonego dostępu do przyjmowania Komunii pod postacią chleba nie jest więc ograniczeniem możliwości życia łaską Komunii wśród nas. Szczególnie w trosce o starszych, chorych i najuboższych. Wręcz przeciwnie: po to Komunię przyjmujemy, żeby innych kochać i w ten sposób budować wspólnotę odzwierciedlającą życie w samej Trójcy Świętej. Paradoksalnie, właśnie ten czas otwiera przed nami szansę na jeszcze większą jedność i solidarność. Przy zachowaniu wszystkich standardów bezpieczeństwa, choć i te czasem mogą wymagać przynajmniej pewnego stopnia ryzyka ze względu na dobro innych. Tutaj trzeba dobrego, najlepiej wspólnotowego, rozeznania. Ale i odwagi, w imię może pełniejszego niż dotychczas przeżywania w naszych wspólnotach daru Komunii.
Język i ręka
W tym kontekście przywołałbym jeszcze inne słowa tego papieża, choć z czasów, gdy był prefektem Kongregacji Nauki Wiary. A są one o tyle ważne, że rozwiewają wątpliwości co do rzekomej niegodności przyjmowania Komunii na rękę. Otóż kard. Joseph Ratzinger twierdzi, że „jest rzeczą niemożliwą, aby Kościół do IX wieku, więc przez 900 lat, przyjmował Eucharystię niegodnie. Czytając teksty ojców Kościoła, widzimy, z jaką czcią i gorącością ducha przyjmowano Komunię. (...) Wyciągnięta i otwarta ręka staje się znakiem postawy człowieka wobec Chrystusa: człowiek rozwiera przed Nim szeroko swe serce. Zważywszy to wszystko, dochodzimy do przekonania, że jest rzeczą fałszywą spierać się o tę lub ową formę. Nie powinniśmy zapominać, że nie tylko nasze ręce są nieczyste, lecz także nasz język, nasze serce; że językiem grzeszymy często więcej niż rękoma. Największym ryzykiem podjętym przez Boga i równocześnie wyrazem Jego miłosiernej miłości jest to, że nie tylko ręce i język, lecz także i nasze serce może Go dotykać”. Czy nie jest rzeczywiście genialna ta myśl o grzesznym języku? I czy nie odziera ona nas ze zbyt indywidualistycznego rozumienia Eucharystii, z przekonania: Pan Jezus przychodzi tylko do mnie, niezależnie od jakości moich z innymi relacji.