Paradoks tych świąt polega na tym, że to, co jest brakiem, może okazać się błogosławieństwem. „Post od liturgii” – parafrazując słowa kard. Josepha Ratzingera z jego rekolekcji dla kurii rzymskiej z 1983 r. – może jeszcze bardziej nas do jej przeżywania uzdolnić. I nie chodzi o to, że bez Mszy w kościele jest dobrze. Że to chodzenie na wspólną liturgię to tylko niekonieczny dodatek. Tak jak to jest z każdym postem, teraz jest to jedynie chwilowa przerwa. Ale to ona, i jest to niezwykły paradoks, może pozwolić nam na przeżycie tych świąt tak, jakbyśmy na nowo oczekiwali na Pierwszą Komunię. Jak to zrobić?
Odpowiedzi szukam u Jana Pawła II. 17 kwietnia br. mija 17 lat od wydanej przez niego encykliki właśnie o Eucharystii. Jest to ostatni tekst, o tak wysokiej randze kościelnego nauczania, który znaczenie Mszy św. wyjaśnia. I ma on nadal, i to jest najważniejsze, posmak i świeżość duchowej głębi, która doprowadziła do reformy liturgicznej podczas Soboru Watykańskiego II.
Uzasadniona wątpliwość
Otóż reforma soborowa postawiła przede wszystkim na powrót do źródeł. Do tych rozumianych czasowo – do Biblii i ojców Kościoła, do szeroko rozumianej tradycji, tyle że tej dłuższej niż kilkaset lat – ale i tych rozumianych duchowo – do głębszego zrozumienia uczestnictwa wiernych i służby prezbitera. To był ruch w tył i w dół, w głąb. Zresztą to właśnie dekret o liturgii był pierwszym dokumentem tego soboru i nadał w pewnym sensie kierunek innym późniejszym tekstom. Dlatego w encyklice „Ecclesia de Eucharistia” Jan Paweł II pisze, że zmiany liturgiczne „przyczyniły się do bardziej świadomego, czynnego i owocniejszego uczestnictwa wiernych w Najświętszej Ofierze ołtarza”.
Tak rzeczywiście się stało. Reforma pomogła w bardziej czynnym zaangażowaniu się wiernych w Mszę. Zupełnie potocznie można jednak pomyśleć, że chodziło przede wszystkim o to, że teraz świeccy czytają, śpiewają i tworzą większe grono służby ołtarza albo że bardziej aktywnie uczestniczą w samym obrzędzie. Że nie tylko klęczą i „słuchają Mszy” – jak to się kiedyś mówiło – ale pewne jej części recytują czy odpowiadają w dialogach liturgicznych. Tak, to się w wielu miejscach naprawdę udało. Ale czy tylko o to chodziło? Kard. Joseph Ratzinger wielokrotnie pisał, że Sobór nie tyle chciał Msze uatrakcyjnić czy zdynamizować w znakach zewnętrznych, ile pomóc w lepszym w niej duchowym uczestnictwie. Dopiero odkrycie znaczenia tego jednego słowa: „uczestnictwo” da nam pełen wgląd w to, co w „Ecclesia de Eucharistia” Jan Paweł II nazwał za Soborem udziałem „bardziej owocnym”.
Komunia i nawrócenie
Zacznę od tego, co jest tego słowa zaprzeczeniem. „Również ja podnoszę głos, proszę, błagam i zaklinam – cytuje słowa św. Jana Chryzostoma Jan Paweł II – aby nie zbliżać się do tego świętego Stołu z nieczystym i skażonym sumieniem. Takie przystępowanie, nawet jeśli tysiąc razy dotykamy Ciała Pana, nigdy nie będzie mogło się nazywać Komunią, lecz wyrokiem, niepokojem i powiększeniem kary”. Tym więc, co stoi na przeszkodzie w owocnym uczestnictwie w Mszy, jest po prostu grzech. Nie brak dykcji do czytania, czy chęci do służenia. Należy też podkreślić, że mowa jest tutaj nie tylko o tych, którzy z powodu tego grzechu nie przyjmują Komunii, ale wręcz przeciwnie, o tych, którzy ją w tym stanie chcą spożywać. I to robią. A może tak się zdarzyć w przypadku osoby, która podczas liturgii czyta Pismo Święte czy nawet wtedy, gdy jej przewodniczy. Dotyczy to więc tak samo wiernych, jak i prezbiterów.
Uczestnictwo, o którym pisze papież, nie jest więc tylko bardziej aktywnym udziałem ciała czy umysłu – choć i w tym wymiarze Sobór zadbał o liturgię chociażby przez tłumaczenie mszału rzymskiego na języki narodowe – ale gotowością sumienia do życia Ewangelią. Właśnie dlatego reforma soborowa podniosła znaczenie ołtarza Słowa Bożego i niejako zestawiła go z ołtarzem Eucharystii. Nie ma już ambony, która sugerowałaby słuchanie Pisma Świętego jako tylko element przygotowania do tej prawdziwej Mszy, jaką jest konsekracja. Słuchanie Słowa, jako wezwanie do nawrócenia, jest nieodłączne od przyjmowania konsekrowanego Ciała. Uczestnictwo w Mszy św. „zakłada życie w łasce – pisze papież – dzięki czemu stajemy się «uczestnikami Boskiej natury». Zacytowany tutaj Drugi List św. Piotra, owo zestawienie „uczestnictwa” w liturgii z biblijną obietnicą „uczestnictwa” w Bogu, tym bardziej podkreśla konieczność czynnego udziału sumienia w tym zjednoczeniu z Bogiem i owocności duchowej Eucharystii. „Tylko w ten sposób – wyjaśnia dalej papież – wchodzimy w prawdziwą komunię z Ojcem, Synem i Duchem Świętym”.
Słowo i sakrament
Zdaniem Jana Pawła II streszczeniem pojęcia „uczestnictwa owocnego” jest więc miłość. „Nie wystarczy wiara, ale trzeba trwać w łasce uświęcającej i w miłości, pozostając w łonie Kościoła «ciałem» i «sercem» – pisze papież. Potrzebna jest, mówiąc słowami św. Pawła «wiara, która działa przez miłość»”. Brak gotowości, aby kochać, zarówno Boga, jak i drugiego człowieka, czyni Komunię pustym znakiem. Słuchanie Słowa do tej miłości prowadzi. Opowiada najpierw o Bogu, który bezgranicznie kocha i przebacza. „Cóż większego Jezus mógł uczynić dla nas? – pyta papież. Prawdziwie, w Eucharystii objawia nam miłość, która posuwa się «aż do końca» – miłość, która nie zna miary”. W tym sensie słuchanie czytań biblijnych i homilii otwiera sumienie, uwrażliwia je na obecność Boga.
Zaraz potem jednak słuchanie staje się wezwaniem do działania, kochania innych, do podejmowania decyzji. To jest niejako czas wcielania w życie postanowień poprawy, przynajmniej w sensie gotowości, aby one stały się życiem. „Znaczący jest fakt – czytamy w encyklice – że Ewangelia według św. Jana, w tym miejscu, gdzie Synoptycy opisują ustanowienie Eucharystii, proponuje (…) relację o «umywaniu nóg». (…) Również apostoł Paweł, uznaje za «niegodne» wspólnoty chrześcijańskiej uczestnictwo w Wieczerzy Pańskiej, jeśli jest ona sprawowana w sytuacji podziału i obojętności wobec ubogich”. Przez miłość „realizuje się w podniosły sposób wspólne, wewnętrzne «zamieszkiwanie» Chrystusa i ucznia: «Trwajcie we Mnie, a Ja w was [będę trwać] » – dodaje papież.
Gdyby nie ten eucharystyczny „post”
Śledząc bardzo dokładnie tekst papieskiego dokumentu – do czego szczególnie w tym duszpasterskim roku bardzo zachęcam – można odsłaniać kolejne konteksty i poziomy znaczeń słowa „uczestnictwo”. Pomagają one coraz głębiej zanurzać się w możliwości duchowego zaangażowania podczas liturgii poprzez zrozumienie, jak daleko może ono sięgać samego Chrystusa, Jego drogi z nami do Ojca oraz udziału w życiu Trójcy, w której przez Komunię możemy niejako zamieszkiwać.
Tutaj podjąłem więc tylko mały element tej niezwykłej tajemnicy. Dotknąłem jednak samej istoty. To wystarczy, aby zadać sobie pytanie o duchowe, niesakramentalne przeżycie najbliższych świąt. Bo nawet jeśli nie mamy możliwości, aby Ciało Chrystusa przyjąć dosłownie, możemy zrobić to duchowo. To jednak znaczy, że nie ma innej możliwości zrobić tego dobrze, jak pytając siebie o miłość. I tutaj kryje się wspomniany na początku paradoks: może nie byłoby takiej okazji do postawienia sobie tego pytania, gdyby nie „post” od sakramentalnej Eucharystii, jaki w epidemii przeżywamy. Może właśnie to jest ten moment, żeby pomyśleć na serio o miłości, która jest jedyną drogą, aby Komunia była „owocnym”, a nie tylko zewnętrznym, zwyczajowym, „uczestnictwem” w Mszy.