W 2003 r. włoski dziennikarz pojechał do Libii, aby z bliska przyjrzeć się obozom, które w opinii władz państwowych służą do przetrzymywania „nielegalnych” imigrantów. Obozy te istniały już pod rządami Mu’ammara Kaddafiego i były wówczas obozami koncentracyjnymi. Dziennikarz wysłuchał wyznań wielu więzionych w tych obozach obywateli Erytrei, których jedynym przestępstwem była próba odnalezienia dla siebie lepszej przyszłości z dala od niebezpieczeństwa, jakie zagrażało im w ich ojczyźnie. Chciał z nimi porozmawiać osobiście, aby móc przekazać opinii publicznej pełniejszą prawdę o piekle, którego tam doświadczają, ale na przeszkodzie stanęła bariera językowa. Przypomniał sobie wtedy o księdzu z Erytrei, który mieszka w Rzymie i doskonale mówi po włosku. Okazało się, że ks. Mussie Zerai, bo nim mowa, kontaktuje się ze swoimi rodakami osadzonymi w tych ośrodkach. Na ścianach libijskich obozów można znaleźć numer telefonu ks. Zerai z dopiskiem: „zadzwoń w przypadku niebezpieczeństwa”. – Ten ksiądz stał się „aniołem stróżem uchodźców”, głosem tysięcy ludzi, którzy są częścią okropnej maszynerii handlu ludźmi – wyjaśnia dziennikarz.
Erytrea jest aktualnie jednym z najbardziej represyjnych państw świata. Odkąd Erytrejczycy wyzwolili się spod dominacji etiopskiej i w 1993 r. odzyskali niepodległość, nie mieli okazji poznać prawdziwej demokracji. Tzw. rząd przejściowy, który przekształcił się w komunistyczną dyktaturę, nadal utrwala swoją władzę i coraz bardziej ogranicza wolność obywateli, także wolność religijną.
W jaki sposób rząd występuje przeciwko Kościołowi? Co zrobił w ostatnim czasie?
– Latem tego roku zwiększyła się liczba aresztowanych chrześcijan, zwłaszcza zielonoświątkowców, ale prześladowania nie rozpoczęły się dopiero teraz. W 2002 r. reżim komunistyczny ogłosił, że niektóre wyznania mniejszościowe, takie jak zielonoświątkowcy, ewangelicy lub świadkowie Jehowy, są nielegalne. Rząd prześladuje jednak nawet tych, których uznaje za wyznawców wspólnot legalnych, na przykład członków Kościoła prawosławnego. Abuna Antonios, patriarcha trzech milionów prawosławnych Erytrejczyków, przebywa w areszcie domowym od 14 lat. Także wielu innych prawosławnych księży spotkał ten sam los. I chociaż Kościół katolicki zaliczany jest do tych legalnych, jego działalność jest bardzo ograniczona. Latem rząd skonfiskował 29 klinik i szpitali będących pod zarządem katolików. Zamknął ponadto siedem szkół prowadzonych przez Kościół. Na terenie całej Erytrei jest około 50 takich szkół i 100 przedszkoli. Nowa linia rządowa oznacza więc znaczne ograniczenie wolności wyznania. W ostatnim czasie doszło w naszym kraju do okrucieństwa, o którym powszechnie wiadomo, a jednak nie znalazło ono nawet minimalnej reakcji ze strony wspólnoty międzynarodowej.
Jeśli Kościół katolicki jest legalny, to skąd prześladowania?
– To jest sprawa ideologii, ponieważ reżim jest komunistyczny, a więc w naturalny sposób jest on także ateistyczny. Erytrea jest jednak nadal krajem bardzo religijnym. Chrześcijaństwo jest w niej obecne od drugiego wieku. Islam w oczywisty sposób przyszedł później. Państwo nie ma więc wyboru i musi tolerować religijność ludu, ale z drugiej strony za wszelką cenę dąży do zminimalizowania ich społecznego oddziaływania i do pełnej kontroli nad instytucjami edukacyjnymi i zdrowotnymi zarządzanymi przez Kościół. Rządzący chcą, abyśmy zamknęli się w zakrystiach i nie koncentrowali na sobie żadnej uwagi społecznej.
Może Ksiądz wrócić do swojego kraju?
– Mieszkam we Włoszech od 1992 r. Przyjechałem tutaj, aby być z ojcem. Nie mogę już wrócić do Erytrei. W 2007 r. odmówiono mi wstępu do mojej ojczyzny. Kiedy poszedłem odnowić paszport w ambasadzie Erytrei w Rzymie, zostałem powiadomiony, że straciłem prawo do paszportu i stałem się dla Erytrei persona non grata. Jeśli więc zdecydowałbym się tam wrócić po tym, co powiedziałem opinii publicznej w Europie, wiem, że zostałbym aresztowany. Mój ojciec wrócił do Erytrei i tam zmarł, a ja nie mogłem pojechać na jego pogrzeb. Moja babcia, która mnie wychowała, również zmarła i nie mogłem być z nią. Wszystko to jest źródłem dużego cierpienia. Ale wszystko ma swoją cenę, prawda? Mógłbym milczeć, udając, że nic nie widziałem, ale co by się w ten sposób zmieniło? Nic się nie zmieni, jeśli wszyscy będą milczeć, jeśli nikt nie będzie skłonny zapłacić takiej ceny.
Tak Ksiądz mówi, bo jest księdzem…
– Nie tylko dlatego. Także z poczucia sprawiedliwości wobec narodu, mojego narodu. Jeśli mówię wiernym: „Kochajcie bliźniego swego jak siebie samego”, ale tego nie robię, to jaką to ma wartość? Muszę robić to, co do mnie należy. Także jako ksiądz. Jeśli moja owczarnia cierpi, nie mogę zastanawiać się tylko nad dobrem ich dusz, ale zająć się ich cierpiącym ciałem. Muszę zadbać o całą osobę, o jej integralność, o wszystko, co sprawia cierpienie ich ciał i dusz.
Na czym dokładnie to cierpienie polega?
– Erytrea to reżim wojskowy, który początkowo miał być tylko przejściowy. Minęło już 26 lat i nic się nie zmienia. Nie mamy konstytucji. Zamiast tego zostały zawieszone wszystkie fundamentalne prawa obywateli. Na przykład nie ma wolności prasy, więc w więzieniach przebywają dziesiątki dziennikarzy. Nie ma pełnej wolności religijnej i dlatego wielu przywódców religijnych również jest w więzieniu. Nie ma swobody przemieszczania się, a ludzie zmuszeni są do nielegalnej ucieczki, ponieważ rząd nie wydaje paszportów. Nie wydaje paszportu mężczyznom w wieku poniżej 50 lat ani kobietom poniżej 40. Jeśli ktoś chce legalnie opuścić Erytreę, nie może tego zrobić, ponieważ rząd nie daje mu żadnej dokumentacji, a bez paszportu żaden kraj na świecie nie przyzna wizy. Ponadto od 1998 r., kiedy wybuchła wojna z Etiopią, trwa stan wojenny, który zmusza młodych mężczyzn i kobiety do pełnienia służby wojskowej na czas nieokreślony. Ponad 300 tys. żołnierzy wie, kiedy służbę ma zacząć, ale nie wie, kiedy się ona skończy. Mój brat pełni obowiązkową służbę wojskową przez 24 lata. Zaczął ją w 1994 r. i zakończył dopiero teraz, i tylko dlatego, że uciekł. W tym czasie żołnierze nie mają prawa studiować ani pracować. Brat poprosił o zakończenie służby wojskowej, ale nie otrzymał pozwolenia. Kiedy prosił, miał prawie 50 lat. W wojsku spędził najlepsze lata swojego życia. Dlatego wielu młodych ludzi opuszcza kraj, ponieważ nie widzą dla siebie przyszłości. Nie mają zagwarantowanych podstawowych praw i są tak naprawdę zalegalizowanymi niewolnikami w służbie państwa, bez możliwości budowania własnej przyszłości.
Jedyną alternatywą jest więc ucieczka z kraju?
– Tak. Każda próba buntu jest krwawo stłumiona. Młodym ludziom pozostaje tylko ucieczka. Dlatego uciekają, pokonując tysiące kilometrów i często kończą śmiercią na pustyni między Sudanem a Libią lub na Morzu Śródziemnym. Są umarłymi z nadziei, ponieważ mieli nadzieję dotrzeć do bezpiecznego miejsca, zacząć życie od nowa i odzyskać godność. Zamiast tego znajdują śmierć. Duża część odpowiedzialności spoczywa na Europie, ponieważ Europa zapłaciła Libii, aby ta zatrzymała przepływ uchodźców. Libia stała się murem dla tych, którzy chcą jedynie uniknąć prześladowań, wojny lub głodu. Niektóre rządy polityczne przynoszą tylko wojnę i głód, jak ma to miejsce w Erytrei, kraju, który mógłby żyć z własnych źródeł i turystyki. Ale decyzje polityczne erytrejskiego reżimu świadomie prowokują śmierć tak wielu osób. Ubóstwo w krajach afrykańskich jest spowodowane przez reżimy, które starają się jedynie ujarzmić ludzi.
Wielu z tych młodych ludzi trafia w Libii do obozów, które papież Franciszek nazywa łagrami.
– Miesiącami żyją traktowani jak w obozach koncentracyjnych. To są autentyczne obozy koncentracyjne, w których sytuacja nadal się pogarsza. Zresztą nie są one zarządzane jedynie przez upadły rząd libijski. Swoje wpływy mają tam mafie – dziesiątki różnych mafii – zajmujące się handlem ludźmi. Ludzie żyją tam w desperacji. Są ich tysiące. Są bardzo źle traktowani, nie otrzymują wystarczających porcji jedzenia, niewiele wody, żyją w skrajnie złych warunkach sanitarnych. Znaczna część z nich to chrześcijanie, dla których to jest podwójne cierpienie, ponieważ muzułmanie są traktowani od nich łagodniej. Mimo to istnieje między nimi prawdziwa solidarność. Wiedzą, że cierpią z tych samych powodów, co rekompensuje to żałosne traktowanie. Gesty rozpaczy, takie jak dzielenie się mydłem, utrzymują ich przy życiu.
Co się dzieje z tymi, którzy zostają w Erytrei, ale nie są zwolennikami reżimu, jak chrześcijanie?
– Umieszczani są w podziemnych więzieniach albo w bunkrach. Ale to nie jest nic nowego. Istnieją straszne świadectwa. Policzono, że na terenie Erytrei jest około 300 takich obozów pod ziemią i na powierzchni. Wielu żyje jak w zamkniętych metalowych pojemnikach, a biorąc pod uwagę ciepło słońca w takim kraju jak Erytrea, ich życie staje się chwilami nie do wytrzymania. Przebywają tam więźniowie polityczni i dziennikarze oraz chrześcijanie pochodzący ze wspólnot kościelnych, które rząd uznaje za nielegalne. Oczywiście wiele osób w tych obozach umiera.
Jeśli to wszystko jest powszechnie znane, dlaczego wspólnota międzynarodowa nie reaguje?
– ONZ ustanowiła komisję śledczą w celu weryfikacji doniesień o naruszeniu praw człowieka w Erytrei. Raport końcowy wyraźnie oskarżył reżim o zbrodnie przeciwko ludzkości i wezwał ONZ, aby pozwał rząd Erytrei przed Międzynarodowy Trybunał Karny. Kiedy przyszedł moment głosowania nad rezolucją, wiele krajów, w tym kraje europejskie, głosowało przeciwko niej. To jest coś, czego nie rozumiemy! To się da ewentualnie wytłumaczyć tylko racjami polityczno-wojskowymi i ekonomicznymi, ponieważ położenie geograficzne Erytrei nad Morzem Czerwonym jest bardzo dogodne. Reżim wykorzystuje ten fakt na swoją korzyść. Prawa i potrzeby ludności są poświęcane na rzecz korzyści gospodarczych i politycznych. Niestety, muszę powiedzieć, że wspólnota międzynarodowa nic z tym nie zrobiła i nadal nic nie robi.
Tekst ukazał się w tygodniku katolickim „Ecclesia”, którego właścicielem jest Konferencja Episkopatu Hiszpanii. Tłum.: ks. Mirosław Tykfer.