Wśród brakujących leków są m.in. niemożliwe do zastąpienia preparaty przeciwcukrzycowe, hormonalne, onkologiczne i przeciwzakrzepowe, a nawet niektóre szczepionki. Aby poradzić sobie z kryzysem lekowym, resort zdrowia uruchomił stronę internetową oraz infolinię, pomocne w lokalizowaniu poszukiwanych medykamentów.
Odwrócony łańcuch dostaw
Prawidłowy łańcuch dostaw leku refundowanego tworzą: jego producent, hurtownia farmaceutyczna i apteka realizująca receptę wypisaną przez lekarza. Po wydaniu medykamentu aptekarz rejestruje wydanie go w systemie elektronicznej księgowości i ściśle aptecznym programie do rozliczeń z NFZ, który pokrywa różnicę między rzeczywistą ceną leku a tym, co zapłacił pacjent.
Działające na rynku farmaceutycznym grupy przestępcze odwróciły ten łańcuch. Do apteki przychodzi ktoś, kto na podstawie fikcyjnego zamówienia leku refundowanego dla spółki zarejestrowanej jako przychodnia bądź dom opieki (rzeczywiście działających lub nie) wykupuje jego duże ilości, a następnie wywozi je za granicę i tam sprzedaje za kilkakrotnie wyższą cenę. Jest to możliwe, bo ceny leków refundowanych w Polsce należą do najniższych w Europie.
Można też sobie wyobrazić jeszcze inny scenariusz mafijnych działań. Producent sprzedaje lek hurtowni farmaceutycznej będącej spółką należącą do pewnej grupy kapitałowej, nazwijmy ją spółką-matką, do której należą też spółki-córki prowadzące apteki ogólnodostępne, oczywiście w liczbie dozwolonej prawem. Jeżeli taka spółka-córka dostarczy do prowadzonej przez siebie apteki 1000 opakowań leku refundowanego, a zajmująca się księgowością całej grupy kapitałowej kolejna spółka odnotuje dostawę jedynie w systemie księgowości, a nie w programie służącym do rozliczeń z NFZ, fiskalnie wszystko będzie w porządku, a 1000 opakowań można będzie łatwo wyprowadzić z apteki.
Skoro wiadomo, jakich konkretnych leków brakuje na rynku, ich droga od producenta do pacjenta nie powinna wymykać się spod kontroli. Przy dobrej woli można sprawdzić, czy wszystkie opakowania dostarczone do apteki zostały objęte refundacją.
Strategia potęg kapitałowych
Od kilkunastu lat polskim rynkiem aptecznym rządzą duże grupy kapitałowe. Powiązane z nimi hurtownie wykorzystują swoją przewagę rynkową do wzmacniania aptek należących do tej samej co one spółki-matki, udzielając im atrakcyjnych rabatów i tylko im dostarczając niektóre leki. Pacjent, który chce zrealizować receptę w małej aptece prowadzonej przez farmaceutę i do niego należącej, odejdzie z kwitkiem. Będzie zmuszony pójść do apteki sieciowej.
Przez ostatnie dwa lata farmaceuci zgłosili do inspekcji farmaceutycznej 16,5 mln razy, że nie mogą zamówić w hurtowni specyfików, ale nikt nie reagował. Nieuczciwa konkurencja aptek sieciowych prowadzi do stopniowej likwidacji aptek należących do farmaceutów, które stanowiły większość ze zlikwidowanych w zeszłym roku 600 aptek.
Apteki sieciowe mają co najmniej dwukrotnie wyższe zyski niż apteki indywidualnych farmaceutów. Zdominowały rynek, kiedy zmiany prawne umożliwiły tworzenie na rynku farmaceutycznym grup kapitałowych. W skład niektórych z nich wchodzi nawet 200 spółek-córek, z których jedne zajmują się prowadzeniem aptek, inne sprawami ekonomicznymi, jeszcze inne logistyką etc. Stać je na współpracę z najlepszymi kancelariami prawnymi. Są potęgami finansowymi. Wśród 20 największych holdingów aptecznych są takie, które zatrudniają ponad 9 tys. osób. W końcu 2018 r. należało do nich 2745 aptek, przy czym liczba ta stale rośnie, podczas gdy aptek farmaceutów gwałtownie maleje.
Jak zapanować nad żywiołem?
W 2018 r. polski rynek apteczny był wart 2,59 mld zł, a wartość nielegalnego wywozu leków refundowanych była szacowana na niewiele mniej, bo na 2 mld zł. Gigantyczna skala mataczenia nasuwa myśl o bezsilności administracji państwowej, ale sprawa jest bardziej skomplikowana.
Otóż łatwo jest sprawdzić małe apteki prowadzone przez indywidualnych farmaceutów i w razie nieprawidłowości ukarać. Znacznie trudniejsza jest kontrola aptek sieciowych i hurtowni powiązanych z grupami kapitałowymi. Obecny kryzys lekowy to w istocie kryzys inspekcji farmaceutycznej, przejawiający się w niewystarczającej kontroli dużych podmiotów gospodarczych działających na krajowym rynku aptecznym.
Pościg za nieuczciwymi przedsiębiorcami wywożącymi z Polski leki refundowane trwa od kilku lat, ale przeważnie kończy się fiaskiem. Inspektorzy farmaceutyczni skarżą się, że są blokowani, zastraszani, że ogranicza się ich swobodę poruszania się po kontrolowanych obiektach, że przychodząc w ustalonym terminie, zastają drzwi zamknięte. Zdarza się, że odkrywają fałszowanie produktów leczniczych, ale nie potrafią natychmiast zabezpieczyć dowodów, a potem dowody te są niszczone. Brak odpowiednich przepisów sprawiał, że do niedawna można było bezkarnie odmówić współpracy z inspekcją farmaceutyczną i zastraszać jej współpracowników.
Niewyobrażalna słabość inspekcji farmaceutycznej ujawnia się także wobec osób, którym cofnięto zezwolenie na prowadzenie apteki ogólnodostępnej. Nadal prowadziły jednak apteki i nie można ich było za to ukarać, bo już nie podlegały kontroli inspektora farmaceutycznego. Mogły współpracować z mafią lekową, ale kary finansowej nałożyć na nie nie było można.
Wojna z mafią lekową
Za rządów PO–PSL nikt nie trafił za kratki za nielegalny wywóz leków. Prokuratorzy umarzali sprawy, ponieważ nie znając ustawy Prawo farmaceutyczne, nie łączyli tego procederu z kodeksem karnym. Jeszcze za kadencji poprzednich władz karę więzienia zastąpiono więc sankcjami finansowymi, które jednak okazały się nieściągalne, bo… nie można było określić ich wysokości. Jak wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli, w latach 2016–2017 główny inspektor farmaceutyczny nie nakładał kar pieniężnych za nielegalny wywóz medykamentów, ponieważ hurtownie farmaceutyczne odmawiały podania wartości rocznego obrotu netto, co warunkowało wymierzenie kary (powinna ona wynosić do 5 proc. tej wartości i dwukrotnej wartości wywiezionych leków). Główny Inspektorat Farmaceutyczny nie mógł uzyskać potrzebnych informacji z Krajowej Administracji Skarbowej, ponieważ ówczesne przepisy na to nie pozwalały. Przekazywanie takich danych jest możliwe dopiero od marca 2018 r.
Odtąd państwo prowadzi wojnę z mafią lekową. W ostatnich miesiącach główny inspektor farmaceutyczny nałożył na 5 nieuczciwych podmiotów gospodarczych 96 mln zł kary. Wobec nieściągalności, uruchomiono egzekucje w trybie administracyjnym.
Od 6 czerwca tego roku obowiązują przepisy umożliwiające skazanie za nielegalny wywóz leków nawet na 10 lat więzienia, ale nie dotyczą one osób, które parały się tym procederem wcześniej.
Niedawno CBA zatrzymała grupę przestępczą od 2014 r. zajmującą się nielegalnym skupem i importem leków refundowanych na Zachód oraz do Bułgarii. W skład grupy wchodzili m.in. właściciele sieci aptek i hurtowni farmaceutycznych, co potwierdza tezę, że źródeł afery lekowej trzeba szukać w dużych podmiotach gospodarczych. Ale, jak powiedział Stanisław Żaryn, rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych, aresztowano tylko płotki, to czubek góry lodowej.
Żadne zmiany prawne nie zahamowały dotąd nielegalnego wywozu leków. Nadzieje budzi ustawa o zawodzie farmaceuty oraz nowelizacja przepisów dotyczących inspekcji farmaceutycznej. Prawdopodobnie policja będzie ochraniać inspektorów farmaceutycznych podczas kontroli, a ABW i CBA przekażą im informacje uzyskane w wyniku śledztw. Kancelarie prawne powiązane z grupami kapitałowymi krytykują proponowane zmiany za wzmocnienie pozycji głównego inspektora farmaceutycznego i opiniotwórczej roli samorządu aptekarskiego wobec rynku hurtowego.
W świetle obecnej afery lekowej widać, jak wielkim dobrem są apteki należące do farmaceutów. Tu można znaleźć poradę nieskażoną namawianiem do nabycia czegokolwiek, co dziś kosztuje tylko złotówkę. To nie w nich narodził się pomysł „robienia kasy” na nielegalnym wywozie leków refundowanych. Jak długo uda im się wytrzymać konkurencję z aptekami sieciowymi? To zależy od nas.
Anita Magowska
Profesor nauk humanistycznych, doktor habilitowany nauk farmaceutycznych. Kierownik Katedry i Zakładu Historii i Filozofii Nauk Medycznych Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu