Logo Przewdonik Katolicki

Religia jako hobby

Tomasz Królak
FOT. MAGDALENA BARTKIEWICZ. Tomasz Królak wiceprezes KAI.

Spektakl wokół lekcji religii w szkole jest nie tylko żenujący, ale też niebezpieczny.

Część lewicy i wspierających ją mediów nie chce, by lekcje religii były opłacane z publicznych pieniędzy. Ale to oczywiste, że wcale nie o dobro finansów państwa tu chodzi, lecz o dobro pewnych środowisk, które za pomocą taniego chwytu chcą zbić polityczny kapitał. Nauczanie religii w szkole przedstawia się jako efekt jakiegoś kościelno-politycznego układu: Kościół zgarnie rządowe pieniądze (zwłaszcza dla „imperium” ojca Rydzyka, oczywiście), a PiS „odbierze” sobie wdzięczność Kościoła przy urnach wyborczych, dokąd, wprost z niedzielnych Mszy, podrepczą pokorne owieczki...
Poczucie zażenowania obecną wrzawą wynika i stąd, że heroldowie zmian, na co dzień lubujący się w przywoływaniu europejskich standardów, jakoś milczą o tym, jak wygląda w Europie nauczanie religii. A wygląda tak, że w 23 krajach Unii Europejskiej religia nauczana jest w szkołach publicznych, natomiast w pięciu (w Bułgarii, Francji, Holandii, Luksemburgu i Słowenii) odbywa się na terenie kościelnym lub tylko w szkołach wyznaniowych. Można więc powiedzieć, że Polska, w której nauka religii powróciła do szkół po 1989 r., po prostu wypełnia europejskie standardy w tym zakresie. Czyżby rewolucjoniści o tym nie wiedzieli? Wiedzą dobrze, ale liczą na niewiedzę społeczeństwa i... niestety są skuteczni. Wedle niedawnego sondażu agencji SW Research większość Polaków (56 proc.) nie chce opłacania lekcji religii z państwowych pieniędzy. Jeśli te badania są wiarygodne, to oznaczałoby to, że nasze społeczeństwo gubi nie tylko coś w rodzaju zmysłu moralnego, ale i zdrowy rozsądek. Bo zdaje się, że stopniowo ulegamy myśleniu, że lekcje religii to po prostu rodzaj hobby. A hobby trzeba sobie opłacić.
Wydaje mi się, że niebezpieczeństwo obecnej dyskusji o religii w szkole może spowodować postępujące zdeprecjonowanie tego jedynego przedmiotu, jedynego w swoim rodzaju. Inicjatorzy całej akcji, pochłonięci demaskowaniem polityczno-kościelnego układu w sprawie lekcji religii, zdają się gubić z pola widzenia pytanie zasadnicze: co traci człowiek pozbawiony podstawowej wiedzy i formacji w dziedzinie religijnej. Coraz częściej wypisujący się z nauki religii młodzi ludzie, karmieni takimi demagogicznymi treściami, będą to czynili jeszcze częściej. Szczerze przy tym wątpię, czy w zamian pójdą na lekcje etyki. Wybiorą nic.
Coś mi się wydaje, że ta wojna nie będzie miała zwycięzców. Ale ci, co ją wzniecają, powinni mieć przynajmniej świadomość moralnej odpowiedzialności za możliwe skutki swoich batalii. Powinni wiedzieć, że lekcje religii to nie tylko ukierunkowywanie ludzi na Boga. Lekcje religii przybliżając uczniom świat Biblii, przybliżają fundamentalny kod kulturowy, bez którego młody człowiek będzie bezradny wobec wielkich dzieł malarskich, literackich, muzycznych. Będzie ślepy i głuchy na to, co przez wieki mówiła i mówi do nas wielka kultura. No, ale współczesnym rewolucjonistom najwyraźniej i na tym zależy raczej średnio.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki