Logo Przewdonik Katolicki

To jest dla nas szansa

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Książek

Ci komentatorzy, którzy podpowiadają Kościołowi, że to idealna okazja, by sprawę wyciszyć, są złymi doradcami

Ostatnie rewelacje na temat założyciela fundacji wspierającej ofiary pedofilii w Kościele wielu katolickich komentatorów napełniły specyficzną schadenfreude. To prawda, doniesienia o tym, że Marek Lisiński, prezes Fundacji „Nie lękajcie Się”, który twierdząc, że w młodości został wykorzystany przez księdza, pojechał do papieża Franciszka przedstawić mu tzw. raport o pedofili w polskim Kościele, bardzo mocno uderzają w jego wiarygodność. Według jednego z artykułów prasowych miał on wyłudzać pieniądze od zgłaszających się do niego osób poszkodowanych przez księży. Według innego w ogóle trudno stwierdzić, że padł on w przeszłości ofiarą molestowania. Oskarżył bowiem jednego z księży, od którego wcześniej... pożyczał pieniądze. Gdy ksiądz zaczął domagać się zwrotu pieniędzy, Lisiński miał poskarżyć się kurii, że duchowny w przeszłości go molestował.
Trudno o większy cios w wiarygodność środowisk, które wynosiły na sztandary problem krzywdzenia dzieci przez księży, jak właśnie poważne oskarżenia lidera tego środowiska o nadużycia finansowe, a nawet pytania o wiarygodność jego własnej relacji o tym, że został skrzywdzony. Część bliskich Kościołowi komentatorów tryumfowała. Argumentowali, że to prezent od losu, że oto wali się jak domek z kart narracja o złym polskim Kościele, w którym nie tylko tolerowano duchownych krzywdzących dzieci, ale też ukrywano ich występki. No cóż, jeśli patrzy się na Kościół przez pryzmat wyłącznie polityczny, można takie myślenie zrozumieć. Jeśli uważa się, że również Kościół jest częścią wielkiej bitwy, to każdy cios zadany przeciwnikowi jest punktem dla naszego obozu. Uderzenie w obóz, który – trzeba przyznać – często pod hasłem walki z pedofilią w Kościele, prowadzi wojnę z samym Kościołem, według takiej logiki, to doskonała wiadomość. W dodatku w chwili, gdy zakończyła się kampania wyborcza, zainteresowanie polityków sprawą pedofilii w Kościele drastycznie się zmniejszyło. Istnieje więc poważna pokusa, by uznać, że sprawy nie ma, że jakoś się udało przeżyć ataki, a teraz trzeba jeszcze chwilę poczekać i jakoś to będzie.
Wydaje mi się jednak, że warto tę logikę odrzucić. Z pewnością będzie to trudne i wymagające, ale warto nie patrzeć na sprawę pedofilii w Kościele jak na kolejną rozgrywkę polityczną, ale swoistą szansę daną Kościołowi. Tym, co wydaje mi się najważniejsze w całej sprawie – poza aspektem czysto moralnym, ale ci, którzy sprzeniewierzyli się swemu powołaniu z pewnością będą się mieli z czego tłumaczyć na sądzie ostatecznym – to sytuacja coraz większej liczby osób wiernych, bliskich Kościołowi, które chcą być ze swego Kościoła dumne, które chcą wierzyć, że pasterze zrobią wszystko, by z ich Kościoła wytępić ogniem całe zło. Oni nie chcą się tłumaczyć w coraz liczniejszych rozmowach z osobami dalekimi od Kościoła z zaniechań, z wcześniejszych błędów. Chcą mieć pewność, że Kościół to instytucja, w której ich dzieci mogą się czuć bezpiecznie. Dlatego mam wrażenie, że ci komentatorzy, którzy podpowiadają Kościołowi, że to idealna okazja, by sprawę wyciszyć, są złymi doradcami. Może pasterze powinni posłuchać tych, którzy mówią dziś Kościołowi – jesteśmy wierni, jesteśmy blisko Kościoła, ale zróbcie, prosimy, wszystko, byśmy byli pewni, że Kościół to wspólnota, w której nie toleruje się przestępstw.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki