Logo Przewdonik Katolicki

Szkoła z twarzą strajku

Hanna Sołtysiak
fot. Adam Jankowski/REPORTER/EastNews

W ostatnich dniach zobaczyłam nową twarz szkoły. Odnoszę wrażenie, że stało się to dzięki temu, że spadły maski z wielu twarzy.

Zobaczyłam szkołę z twarzą niedowidzącej uczennicy trzeciej klasy gimnazjalnej, która mówiła: „Tak bardzo chciałam zdawać ten egzamin, ale nie było nauczycieli. Teraz będę musiała czekać na inny termin”. Zobaczyłam szkołę, w której do strajku przystąpili wszyscy nauczyciele oprócz katechetów. We wtorek na drzwiach do szkoły przywitał ich plakat z nagłówkiem „ŁAMISTRAJKU!”. W dalszej części można było odczytać rymowankę o chowaniu głowy w piasek, gdy inni zmieniają świat. Zobaczyłam szkołę, w której rodzice w ramach wsparcia dla nauczycieli swoich dzieci przynieśli blachy placków i karton pączków. Powiedzieli: „Smacznego, jesteśmy z wami”. 

Zobaczyłam szkołę…
w której nauczyciele napisali tekst, wyciągnęli instrumenty i zgodnym chórem odśpiewali swój protest song. A tym samym uruchomili strajkowy festiwal ze zwierzętami w tle. Pozostaje tylko pytanie: czy na poziomie Jacka Kaczmarskiego? Zobaczyłam szkołę, w której nauczyciele podpisali listę strajkową (jest to równoznaczne z brakiem wynagrodzenia za dany dzień), a następnie podjęli pracę w komisjach, by ich uczniowie mogli zdawać egzaminy. Zobaczyłam szkołę, w której nauczyciele buczeli na osoby, gotowe wesprzeć dyrektora w przeprowadzeniu egzaminów. Zobaczyłam szkołę, w której rodzic przyszedł z bukietem kwiatów. Powiedział nauczycielkom: „Popieram strajk, ale bardzo dziękuję, że dziś panie pracują w komisji i dzięki temu moje dziecko będzie mogło zdawać egzamin”.

Zobaczyłam szkołę…
w której ktoś, po blisko 30 latach powrotu katechezy do szkół, zorientował się, że księża i siostry zakonne zasiadają w radzie pedagogicznej, a tym samym mogą być powołani na przewodniczących i członków komisji egzaminacyjnej. Jakżeż wielkie to musiało być doświadczenie, skoro zachęcał do udostępniania zdjęcia, na którym widać księdza i zakonnice w komisji egzaminacyjnej, z komentarzem: „Niech Europa dowie się, jak wygląda polska szkoła”. Zobaczyłam szkołę, w której jeden podpis nie prowadzi do porozumienia, a zaczyna dzielić. A wręcz prowadzi do odejścia. Budzi smutek, zawód, niepojętność działania, złość. Zobaczyłam oddanie, presję, radość, capstrzyk, lęk, wiece wsparcia, hejt, nadzieję, zmieszanie, wierność powołaniu…
Do której z tych szkolnych twarzy chcę się uśmiechnąć? Która z nich smuci? A która budzi niesmak? Pewnie już kształtują się w każdym z nas odpowiedzi. 

Zrobiło się nieprzyjemnie
A mówiąc wprost, zrobiło się okropnie. Trudno mają ci, którzy nie przystąpili do strajku. I nie chodzi tylko o katechetów. Są nauczyciele innych przedmiotów niż religia, którzy też nie strajkują. I to wcale nie z powodu sympatii, czy jej braku, do konkretnej strony politycznej. Pełnią funkcje opiekuńcze w świetlicach, pracują w komisjach egzaminacyjnych. Często sprowadzając na siebie niechętne komentarze ze strony kolegów i koleżanek, którzy podpisali listę strajkową. Owszem, wśród strajkujących są i tacy, którzy mają pełne zrozumienie dla tych, którzy w ostatnich dniach pracują. Jedni głośno o tym mówią, inni wolą milczeć, by w ich kierunku nie zostały skierowane bolesne słowa. Są tacy, którzy pierwszego dnia przystąpili do strajku, ale już odstąpili od niego, czy też zawiesili strajkowanie na czas egzaminów. I nie kierowali się tym, że ich pensja będzie w tym miesiącu mniejsza. Jedni zobaczyli, że sytuacja prowadzi do podziałów w gronie pedagogicznym. Inni pomyśleli o swoich uczniach, z którymi przez kilka lat przerabiali materiał, by przygotować ich do testów.  

Stół okrągły czy jajowaty
Do tej pory łączyło nas wiele. Codzienność na szkolnych korytarzach, wspólne dyżury w czasie przerw, nieprzespane noce w czasie wycieczek szkolnych, gdy trzeba czuwać nad „snem” uczniów. Były też wyjazdy integracyjne. Teraz osoby powszechnie nazywane łamistrajkami wolą unikać koleżeństwa z pokoju nauczycielskiego. Czują się jak trędowaci. Są jednak sytuacje, gdy się mijamy. Tak trudno wówczas spojrzeć sobie w oczy.  A jeśli nasze spojrzenia się spotkają, to jedne bywają wyniosłe, drugie zalęknione. A przecież przyjdzie czas, kiedy strajk się skończy. Zasiądziemy znów w jednym pokoju nauczycielskim, będziemy wymieniać klucze, podejmować uchwały w tych samych sprawach. Czy będziemy umieli rozmawiać, patrzeć na siebie? Czy założymy maski? Czy staniemy w prawdzie? Padnie słowo „dziękujemy”, „przepraszamy”?
Gdy to piszę, przed nami zaproszenie do okrągłego stołu. Mam taki w domu. Wiem, że kiedy się go rozłoży zmienia się w owalny (żeby nie powiedzieć „jajowaty”). Oby żadna ze stron nie  doprowadziła do jego rozłożenia. Niech to nie będzie czas udowadniania, kto jest silniejszy, kto ma większą władzę czy wpływy. Kto jaki fortel zastosuje, by pomniejszyć rozmówcę. Jeśli do tych rozmów dojdzie, a pragnę by doszło, i to do konstruktywnych, czy będzie to tylko sentymentalne nawiązanie do historii, czy faktycznie wspólne poszukanie rozwiązania. Bardzo spodobało mi się to, co przypomniał profesor Sowiński: „ Solidarność – to znaczy: jeden i drugi (…) nigdy: jeden przeciw drugiemu. Jedni przeciw drugim. I nigdy «brzemię» dźwigane przez człowieka samotnie”.
Pasja i pieniądze
Jestem nauczycielką, katechetką. Pragnę, by mój zawód, kiedyś nazywany i mocno łączony z powołaniem, był szanowany. Niejeden raz czytając komentarze na temat pracy nauczycieli, robiło mi się smutno, że postrzega się nas tylko z perspektywy wakacji, przerw świątecznych czy krótkiego dnia pracy (choć on wcale nie jest taki krótki – lekcje, rady pedagogiczne, zebrania z rodzicami, konferencje, szkolenia, poprawianie prac). To jest piękna praca. Angażująca nie tylko czasowo, ale też emocjonalnie. Ja osobiście nie chcę i nie umiałabym robić czegoś innego. Spotykać się z młodymi ludźmi, pomagać im wydobywać z siebie to, co dobre, patrzeć, jak toczą walki, poszukują i znajdują – to piękno w tej pracy. Potrzebujemy nauczycieli i wychowawców, którzy będą te cele realizować. Potrzebujemy ludzi, którzy po miesiącu pracy nie zrezygnują z niej z powodu niskich zarobków czy braku szacunku społecznego. Mierzi mnie, gdy słyszę, że nauczyciele mają pracować dla idei. Jeśli myślę o pracy nauczyciela, myślę o pasji, zaangażowaniu, oddaniu. Znam młodą dziewczynę, która właśnie rozpoczęła pracę w szkole. Po pierwszych zawirowaniach coraz bardziej odkrywa swoja pasję, buduje relację z uczniami. Widzę, ile przygotowuje pomocy i jak cieszy się każdą przeprowadzoną lekcją. Ale co mam jej powiedzieć, gdy ze łzami w oczach mówi, że trudno utrzymać się z pensji, którą otrzymuje. 

Nauczyciele chcą być słyszani
Święty Paweł pisał: „Godzien jest robotnik zapłaty swojej” (1 Tym 5, 18). Między innymi o tę godność chodzi w tym proteście. I jeszcze jeden powód strajku, który popieram – to sprzeciw wobec zmian w szkolnictwie, zazwyczaj nazywanych deformacją edukacji. Cały ten proces pokazał, że uczniowie i nauczyciele są traktowani jak pionki na szachownicy. Nasz głos nie ma siły przebicia. Ktoś ma jakiś pomysł i całą rzeczywistość wokół dostosowuje, by go zrealizować. Jak w filmie Barei, gdy pewien dyrektor przestawia na planie budowy blok na niebieską powierzchnię. Któryś z inżynierów mówi: „Panie dyrektorze tu jest jezioro”, na co dyrektor: „A to nic, jezioro damy tu” i na planie zmienia jego położenie. Nauczyciele chcą być słyszani, chcą, by liczono się z ich zdaniem. Chcemy być partnerami w rozmowach, a nie tylko wykonawcami dyrektyw decydentów. Nie zawsze słusznych, nie zawsze dla dobra tych, których dotyczą.
Byłam gotowa przystąpić do obrony takich wartości. A że powiedziano nam: katecheci nie strajkują, nie strajkuję. Dziś z perspektywy tych dni, które za nami, mam wiele znaków zapytania co do formy tego strajku i sposobu, w jaki niektórzy nauczycieli w nim uczestniczą. Nie o zasadność postulatów jednak pytam, choć mam w tyle głowy, że może ktoś strajkiem steruje z racji czysto politycznych. Ja pytam raczej o sposób przeżywania tego czasu. O nas, nauczycieli.
Strajk został podjęty w obronie szacunku i godności. Niech ta walka odbywa się z zachowaniem godności tych, którzy walczą. I we wzajemnym poszanowaniu, strajkujących i tych, którzy nie strajkują. I nie doszukujmy się sensacji tam, gdzie jej nie ma. Bo przecież nie  jest niczym nowym, że w komisjach egzaminacyjnych zasiadają księża, zakonnice, katecheci. Przez te wszystkie lata pracy każdego roku byłam powoływana do pracy w komisji, czy to jako członek, czy przewodnicząca.


A na koniec głos siedmioletniego dziecka, który zabrzmiał w czasie Mszy: „Żebyśmy już mogli chodzić do szkoły”. To prośba wyrażona w modlitwie wiernych. Warto, by ten głos, oprócz Pana Boga, usłyszeli rządzący, związkowcy i nauczyciele. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki