Ks. Henryk Seweryniak: Strasznego tylko dlatego, że przed wiekami narosło wokół niego tyle mitów, które gdzieniegdzie jeszcze pokutują i chyba mimochodem sprawiły, że o odpustach nadal mówimy wstydliwie.
M.B.: Wpadła mi w ręce Historia Reformacyi XVI wieku, spisana przez J.M. d’Aubigne’a, świadka tamtych czasów. Oczywiście liczę się z tym, że może być mało obiektywna, ale opisane w niej historie są fantastyczne. Barwnym bohaterem jest tam niejaki Johann Tetzel, duchowny, swego czasu przełożony klasztoru Dominikanów w Głogowie i inkwizytor Polski, a z upoważnienia księcia Albrechta Hohenzollerna sprzedający odpusty. Książę miał prawo udzielania odpustów, bo udzielił mu go papież na osiem lat – w ramach spłaty części długu. Tetzel chodził więc z miasta do miasta i z wsi do wsi, sprzedając odpusty za każdy, najgorszy nawet grzech. Odbywało się to z wielką pompą, uroczyście i w majestacie ówczesnego prawa, żaden tam pokątny handelek. Tetzel miał swój cennik, przy okazji głosił kilka herezji („Bóg nasz nie jest już więcej Bogiem, albowiem wszelką moc swą złożył w ręce papieża”). Na dowód uzyskania odpustu dawał opatrzony pieczęcią list. Listy odpustowe szybko stały się czymś w rodzaju papierów wartościowych, którymi ludzie płacili sobie nawzajem za bardziej lub mniej moralne usługi. Wszyscy byli przekonani, że w ten sposób na pewno trafią do nieba. Nic dziwnego, że Marcin Luter w końcu nie wytrzymał…
H.S.: Nie wiem, czy ojciec doktor Marcin Luter akurat z tego powodu nie wytrzymał czy też sprawa była tylko pretekstem. Nic jednak dziwnego, że trzeba było dużo teologicznej roboty, żeby sprawy wyprostować i powiedzieć: handel odpustami był zły i głupi, ale same odpusty są jednym ze skarbów Kościoła. Zgubiliśmy dzisiaj to, co niegdyś było bardzo ważne: konieczność pokuty. Dawniej za grzechy chrześcijanom wyznaczano surowe pokuty, często publiczne, polegające nawet na wykluczeniu ze wspólnoty Kościoła. Ludzie, żeby odpokutować, szli na pielgrzymkę do Ziemi Świętej, brali udział w wyprawach krzyżowych. Żeby jednak prawidłowo zrozumieć odpust, trzeba rozumieć różnicę między winą i karą.
M.B.: Pamiętam, jak mnie uczono tego przez Pierwszą Komunią Świętą.
H.S.: Że w piłkę gracie i szybę zbiliście?
M.B.: Prawie. Piłka, ale stłuczony ulubiony wazon mamy.
H.S.: Mama wybacza i się nie gniewa… I nie będzie już nawet do tego wracać.
M.B.: Ale wazonu nie ma i coś z tym trzeba zrobić. Jakiś porządek został zachwiany i trzeba próbować go przywrócić, naprawić szkodę.
H.S.: To jest właśnie ten stary, dobry argument, który podawaliśmy w katechizmie. On się nie zdezaktualizował, rzeczywiście pozwala zrozumieć, że Bóg wprawdzie wybacza winę, ale to nie oznacza jeszcze przywrócenia naruszonego tutaj porządku, czyli konieczności naszego odpokutowania za tę winę. Dla mnie jednak sedno mówienia o odpustach leży w powadze traktowania zbawienia. Zbawienie to nie jest coś, co mi się należy ot tak – bo żyję przyzwoicie, więc Bóg musi mnie zbawić. Owszem, chrześcijaństwo przynosi pewność zbawienia i to jest w nim piękne. Zachwyca mnie również prostota w mówieniu o tym zbawieniu: że w domu Ojca jest mieszkań wiele, że Jezus, który jest Zmartwychwstaniem i Życiem wyciąga do nas rękę z krzyża i przez ten krzyż daje życie na wieki. Ale to nie zmienia faktu, że nie można tego zbawienia przyjmować jako oczywiste dla każdego bez wyjątku, z samej tylko racji urodzenia. Sprawa zbawienia jest czymś poważnym. I grzech również jest czymś poważnym.
M.B.: Ale zbawieni jesteśmy z miłości i dobroci Boga… To nie jest miłość bez granic? Potrzeba jeszcze jakichś odpustów?
H.S.: Tak, zbawieni jesteśmy z Jego miłości, bo z samej tylko natury należy się nam śmierć. Ale to nie znaczy, że nie istnieje jakaś potrzeba naruszonego porządku rzeczy: ona istnieje, a miłosierdziem Bożym przed nią chroniącym są choćby odpusty, z których możemy – choć często nie chcemy! – korzystać.
M.B.: Z tego wynika, że miłosierdzie Boże, o którym tak często mówimy, nie do końca rozumiemy. Chcemy w nim widzieć bardziej obojętność Boga na całe popełniane przez nas zło – a nie podawanie nam kolejnych narzędzi do uniknięcia należnej nam kary.
H.S.: Nie rozumiemy, bo zanikło nam poczucie sprawiedliwości. Dla kard. Ratzingera to był jeden z największych argumentów za istnieniem życia wiecznego: musi być jakaś ostateczna sprawiedliwość! Jeśli zbrodniarz umiera tak samo jak niewinna ofiara, której odebrał życie – to musi być jakaś ostateczna sprawiedliwość.
M.B.: Ostateczne miłosierdzie?
H.S.: I miłosierdzie, i sprawiedliwość. Dlatego jest ważne, żeby o tym myśleć już teraz, również o odpustach w moim życiu i o odpustach ofiarowanych za zmarłych.
M.B.: Ktoś zapyta (lubię przewrotne pytania!): czy jeśli ktoś będzie pozyskiwał odpusty, będzie się regularnie spowiadał, to już może żyć w stuprocentowej pewności, że będzie zbawiony?
H.S.: Pamiętaj, że jednym z warunków uzyskania odpustu jest brak przywiązania do grzechu, a ja w takim myśleniu widzę wyraźne przywiązanie do grzechu pychy. A przy okazji zapewne i kupiectwa. Odpusty to nie jest matematyka. Nawiasem mówiąc, na Soborze Watykańskim II ojcowie mocno zastanawiali się, czy nauki o odpustach w ogóle nie znieść, ale papież Paweł VI ją obronił. Napisał potem konstytucję apostolską, która pokazał, że odpusty są między innymi świadectwem wspólnoty z pokoleniami, które odeszły. Przypomniał też, że odpustów nie można „sobie zdobyć”, ale że udziela ich wyłącznie Kościół. Że chcąc uzyskać odpust, nie można być w grzechu, a więc najlepiej pomyśleć o odpuście po każdorazowej spowiedzi. Że odpusty są udzielane ze skarbca Kościoła, a więc należy zachować solidarność z Ojcem Świętym, odmawiając za niego modlitwę, najlepiej w tej intencji, która go najbardziej trapi, którą nosi w sercu. Że należy spełnić pewną czynność duchową, na przykład półgodzinną adorację lub medytację Pisma Świętego. Kościół często zresztą informuje o możliwości uzyskania odpustu w tym czy innym momencie roku liturgicznego.
M.B.: Bylebyśmy tylko to brali na serio.
H.S.: Bylebyśmy pamiętali.
Ks. prof. Henryk Seweryniak prof. dr hab. teologii fundamentalnej, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce.
Dr Monika Białkowska doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka „Przewodnika Katolickiego”.