Logo Przewdonik Katolicki

Nadzieja we łzach  

O. PIOTR ADAMEK SVD
FOT. WU HONG/PAP-EPA

W sprawie podpisanego przez Stolicę Apostolską porozumienia z Chinami warto posłuchać chińskich katolików. I tych z Kościoła podziemnego, i tych z Kościoła oficjalnego. A także tych, którzy z takiego podziału nie zdawali sobie nawet sprawy.

Gdy Meng Zong zapłakał, nie mogąc znaleźć w zimie kiełków bambusa na zupę dla swojej chorej matki, jego łzy sprawiły, że spod lodu wyrosły młode pędy, które uzdrowiły matkę –znajomy chiński ksiądz zacytował jeden z klasycznych Dwudziestu Czterech Przykładów Synowskiej Miłości, odpowiadając na moje pytanie o nadzieje związane z niedawnym tymczasowym porozumieniem Watykanu i Chińskiej Republiki Ludowej. To krok na ważnej ale niebezpiecznej drodze z niewiadomym końcem. Ale może warto. W końcu wszystko jest w rękach Boga, a ten czyni cuda...
 
Tajne porozumienie
Odkąd trzy tygodnie temu, 22 września 2018 r., watykańskie i chińskie agencje informacyjne ogłosiły zawarcie tymczasowego porozumienia, pojawiło się wiele głosów podkreślających nadzieje i obawy z nim związane. Mimo że treść nie została podana do publicznej wiadomości, a ono samo ma charakter wstępny, porozumienie – pierwsze w historii ChRL i Watykanu – zostało uznane za bardzo ważne i mające ogromny wpływ na przyszłość Kościoła w Chinach.
Watykaniści przypuszczają, że zasadniczą treścią porozumienia jest kompromis dotyczący sposobu wyznaczania nowych biskupów, w którym Ojciec Święty będzie miał prawo weta w stosunku do wybranych „demokratycznie”, czyli pod kontrolą rządu, kandydatów. Taka zgoda władz ChRL na dotychczas krytykowaną przez nie „zewnętrzną ingerencję w wewnętrzne sprawy chińskiego Kościoła”, choć bardzo ograniczona, określana jest jako istotna zmiana w podejściu rządu.
Innym tematem porozumienia było prawdopodobnie uznanie przez papieża wyświęconych bez zgody Watykanu biskupów, popieranych przez władze chińskie.
Porozumienie wywołało wiele komentarzy podkreślających albo wagę dialogu i znaczenie podpisanej „ugody” dla relacji watykańsko-chińskich, albo krytykujących możliwą naiwność Stolicy Apostolskiej i prorokujących tragiczne konsekwencje dla Kościoła w Chinach. Warto jednak oddać głos chińskim katolikom. Poniżej przedstawiam sylwetki wiernych i księży „z dołu”, z różnych części Kościoła: podziemnego z prowincji Hebei, oficjalnego z prowincji Jilin i niepodzielonego z prowincji Shanxi. Przedstawione są ich różne lokalne sytuacje, ich reakcje na tymczasowe porozumienie i jego ocena.
 
Nie można negować historii, trzeba iść naprzód
Zhang, 35 lat, prowincja Jilin w północno-wschodnich Chinach. Zhang pochodzi z wioski, w której praktycznie wszyscy są katolikami. Dwie trzecie z nich należy, tak jak rodzina Zhanga, do Kościoła oficjalnego, reszta do podziemia. Rodzina Zhanga jest katolicka od czterech pokoleń i chodzi do kościoła oficjalnego. W wiosce „zawsze” były dwa kościoły: jeden większy – oficjalny i mniejszy – w domu jednego z wiernych, do którego chodzą katolicy „podziemni”. Siedmiu kapłanów Kościoła oficjalnego zostało zamordowanych w czasie rewolucji kulturalnej, a ich grób jest na cmentarzu w wiosce. Również wśród „podziemnych” wiernych w wiosce byli męczennicy. Ale dzisiaj bardzo rzadko się o nich mówi.
Ojczym Zhanga należy do Kościoła podziemnego, jest nawet starostą „podziemnej” parafii w wiosce. To on zawsze prowadzi tamtejsze nabożeństwa, gdy nie ma kapłana. Ale w rodzinie panuje harmonia, wszyscy codziennie razem się modlą, a w niedzielę każdy idzie do swojej wspólnoty na liturgię. Różnice nie mają istotnego znaczenia w codziennym życiu.
Zhang bardzo ceni wiernych „podziemnych”. Uważa, że są bardzo gorliwi i pobożni, pobożniejsi niż w kościele oficjalnym. W większości to prości ludzie, którzy nie interesują się polityką i nie podkreślają różnic. Ale niektórzy „podziemni” kapłani są zradykalizowani i właśnie ci powodują napięcia. Relacje między oficjalnymi i „podziemnymi” wiernymi w wiosce przez dziesięciolecia praktycznie nie istniały i dopiero po 2007 r., po liście papieża Benedykta XVI do katolików Chin, wierni „podziemni” przychodzą do kościoła oficjalnego na Eucharystię i spowiedź, jeśli nie ma we wsi „podziemnego” kapłana.
Porozumienie Watykanu z ChRL Zhang ocenia zasadniczo pozytywnie, choć nie wie, co ono dokładnie zawiera. Nie można negować historii, trzeba iść naprzód. Zhang wierzy, że papież Franciszek działa dla dobra chińskich wiernych. Uważa, że słusznie przebaczono nielegalnym biskupom i ich przyjęto, gdyż nie jest dobrze, by byli oni poza Kościołem, a każdy ma prawo do przebaczenia.
Mimo że Zhang należy do Kościoła oficjalnego, nie wierzy w dobre intencje władz ChRL w stosunku do Kościoła. Nie chce na zewnątrz głośno wypowiadać swojego zdania, bo boi się konsekwencji. Ale sercem jest z papieżem, nie z rządem.
Zhang ma wielką nadzieję, że w przyszłości Kościół nie będzie podzielony, że będzie jeden Kościół katolicki w Chinach. Żaden z Kościołów nie powinien jednak zostać „wchłonięty”, podporządkowany. Trzeba znaleźć wspólną drogę i pojednanie między sobą, w jedności z Kościołem powszechnym.
 
Wierni są rozczarowani i zdezorientowani
Xi, 33 lata, prowincja Hebei, okolice Pekinu. Chociaż nosi to samo nazwisko co prezydent ChRL Xi Jinping, którego babcia podobno była katoliczką, Xi należy do Kościoła podziemnego, uznawanego przez władze za nielegalny. W jego dużej, liczącej 10 tys. mieszkańców wiosce katolików jest tylko stu i są przeważnie spokrewnieni. Dziadek Xi od strony mamy był zawsze ostoją dla całej rodziny. Nigdy nie wyrzekł się wiary, choć w czasie rewolucji kulturalnej zakładano mu na pośmiewisko papierową czapkę, wyśmiewano i bito. Natomiast dziadek ze strony taty został w czasie rewolucji zastraszony i widząc prześladowania, stracił wiarę.
Xi bardzo dobrze zapamiętał dzień, gdy przyjmował Pierwszą Komunię Świętą, a na Eucharystię przybyło wielu katolików z okolicznych wiosek. W czasie Mszy przyjechała policja, rozpędziła wiernych, a czterech z nich przesiedziało kilka lat w więzieniu. Później jeszcze wiele razy policja zakazywała zebrań i modlitwy w wiosce, więc wierni potajemnie gromadzili się w małych grupach albo chodzili do innych wiosek.
Xi od małego słyszał o papieżu, Watykanie, i o tym, że Stowarzyszenie Patriotyczne jest złe, że jest przeciwko Kościołowi. Uczył o tym ksiądz na katechezie organizowanej u jednej z rodzin w czasie wakacji szkolnych. Od małego był też świadomy, że należy do Kościoła wiernego papieżowi, Kościoła podziemnego. W jego wiosce wszyscy należeli do „podziemia”, ale w okolicy katolicy byli podzieleni po połowie. Nie utrzymywali oni ze sobą kontaktów, nie uczestniczyli razem w Eucharystii i nie przyjmowali sakramentów.
Dziś konflikt między Kościołami nie jest już tak ostry, panuje większa otwartość, problemy są lepiej wyjaśniane. Większość kapłanów oficjalnych jest wyświęcona przez uznanych przez Watykan biskupów. Jednak wierni nadal nie chcą uczestniczyć w Eucharystii Kościoła oficjalnego. Robią to jedynie w nagłych przypadkach, np. gdy jest potrzebne ostatnie namaszczenie i nie ma w pobliżu „podziemnego” kapłana.
Porozumienie Xi ocenia bardzo negatywnie. Obciąża ono sumienie wiernych, którzy są bardzo rozczarowani i zdezorientowani. Nikt z nimi o porozumieniu nie rozmawiał, choć to właśnie oni poniosą największe konsekwencje. Wcześniej cierpieli dziesięciolecia za wierność papieżowi i odmawiali przystąpienia do rządowego Stowarzyszenia Patriotycznego. Dziś mówi im się, że mają słuchać rządu, bo papież to popiera. Że teraz być przeciw władzom, to być przeciw papieżowi. Ludzie ze Stowarzyszenia ich wyśmiewają, mówią, że papież sam przyznał im rację. Xi uważa, że porozumienie ma charakter wyłącznie polityczny, ma służyć nawiązaniu relacji z władzami, ale dla Kościoła nic dobrego nie przyniesie.
Xi mówi, że wierni będą nadal gromadzić się na swojej „podziemnej” Mszy św., tyle że w mniejszych grupach, a czas i miejsce muszą być teraz częściej zmieniane. W oficjalnych kościołach policja zmusza do śpiewania przed Mszą hymnu ChRL i wywieszania portretu prezydenta. – U nas nikt się na to nie zgodzi! Zresztą i tak nie mamy stałego kościoła – kończy.
 
Pojednanie to długi i trudny proces, niemożliwy w tym pokoleniu
Huang, 45 lat, prowincja Shanxi w północnych Chinach. Huang urodził się w czasie rewolucji kulturalnej w małej wiosce w prowincji Shanxi i już po kilku dniach został ochrzczony. Z młodych lat pamięta, że codziennie cała rodzina klękała do pacierza. Aż do wieku kilkunastu lat nie miał kontaktu z innymi katolikami ani nie spotkał żadnego duchownego. Dopiero później dowiedział się, że spichlerz na zboże w wiosce mieści się w budynku dawnego kościoła.
Przez wiele lat Huang nie słyszał o podziale na Kościół podziemny i oficjalny. W jego diecezji takiego podziału nie było. Biskup – dziś już 90-letni staruszek – przeżył 15 lat w obozie pracy, został wyświęcony w 1991 r. za zgodą papieża i koncentrował się na swojej diecezji, unikając kontaktu z innymi biskupami. W latach 90. powstało w diecezji Stowarzyszenie Patriotyczne, do którego zapisywano formalnie wszystkich nowo wyświęconych kapłanów. Huang pamięta swoje zdziwienie, gdy przyjechała ciocia z prowincji Hebei i słysząc, że proboszcz należy do Stowarzyszenia Patriotycznego, odmówiła uczestnictwa we Mszy św. Dla niego nie miało to żadnego znaczenia. Nie zastanawiał się też nigdy nad podziałem w Kościele, dopóki kilka lat temu nie wyjechał na studia za granicę, gdzie spotkał księży z podziemia.
Huang mówi, że polityka rządu w stosunku do religii stała się w ostatnich latach ostrzejsza. Istnieje cenzura na książki religijne, ograniczenia dla profesorów na uniwersytetach i w seminariach. Wiele słyszy się o niszczonych kościołach i krzyżach, ostrzej egzekwowany jest zakaz katechezy dla młodzieży do lat 18. Na kościele w jego wiosce wiszą kamery kontrolujące, kto przychodzi i co mówi. Dlatego wierni częściej zbierają się teraz nie w oficjalnym kościele, ale na podwórzu jednego z domów. Miejsce to nie jest oficjalnie zgłoszone, czyli jest nielegalne, ale brak stałej kontroli umożliwia m.in. katechezę dzieci. Lokalne władze jak na razie to akceptują.
W porozumieniu Stolicy Apostolskiej z ChRL Huang krytykuje brak transparencji. Nieznajomość treści budzi tysiące domysłów i plotek. Nie wie, czy jest ono dobre, czy złe, bo nie zna jego treści. Według niego chodzi bardziej o sprawy administracji niż wiary. Od wielu „podziemnych” kolegów słyszy głosy niepewności, że męczeństwo i smutek ostatnich dziesięcioleci nie były nic warte, że zostali sprzedani. Za granicą ma z nimi wiele kontaktów i dużo dyskutuje, ale wie, że po powrocie do Chin będą kontaktów unikać. Porozumienie nie wywołuje u Huanga ani wielkiej radości, ani sprzeciwu. Zasadniczo kierunek jest właściwy, dialog między wiernymi i dialog z rządem jest bardzo potrzebny. Ale pojednanie to trudny proces, niemożliwy do zakończenia w tym pokoleniu. Ale może warto zrobić pierwszy krok, w końcu wszystko jest w rękach Boga, a ten czyni cuda...
 



O. Piotr Adamek SVD
Dyrektor Instytutu Sinologicznego Monumenta Serica w Sankt Augustin w Niemczech

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki