Wyobraźnię dziecko ma niesamowitą, ale niestety wyobraźnia owa przekroczyła znacznie wyobraźnię nauczyciela. Nauczyciel bądź nauczycielka, nie pamiętam dokładnie, oceniając dziecko opisowo, zaznaczył, że nie przyjmuje tego wypracowania, bo jest nieuporządkowane, a przede wszystkim uczeń nie dostosował się do wymaganej liczby maksymalnych ośmiu zdań. Więc jego eksplozję wyobraźni należy przekreślić, unieważnić, wyrzucić do kosza, ogarnąć i napisać te przepisowe osiem zdań. I w ten oto sposób nauczyciel języka polskiego podcina dziecku skrzydła. Z całego serca, całą sobą zabraniam ograniczania literackiej wyobraźni dzieciom!
Rozumiem, że wyrazić swoją myśl zwięźle też jest sztuką, no i nie jestem polonistą ani metodykiem. Ale te umiejętności można nabyć później, w procesie kształcenia. Na początku należy pokazać dziecku nieskończone możliwości, jakie daje wyobraźni literatura. I cudowność faktu, że można ją tworzyć. Tworzyć światy za pomocą języka. Bo przecież to właśnie jest cud i fakt, że każdy może go doświadczyć i być współtwórcą tego cudu, jest po prostu dla wielu dzieci niedostępny. A tymczasem: za darmo, wypuszczając na wolność swoje marzenia i ubierając je w słowa nawet dziecko może być twórcą. Hura!
Później nauczyciele dziwią się, że uczniowie czytają opracowania zamiast lektur. No bo to właśnie mści się te „osiem zdań”.
Czytałam zawsze, ale zdecydowanie więcej, od kiedy sama zaczęłam pisać. Najpierw pamiętnik, i tak to trwa do dzisiaj od klasy czwartej, potem opowiadania, a nawet powieść. Do pierwszej powieści podeszłam nowatorsko, bo pisałam ją z koleżanką. Opisywałyśmy te same wydarzenia z dwóch punktów widzenia. Ona jeden rozdział, ja jeden i tak na przemian. Zeszyt miał szaroniebieską okładkę, kartki były w szerokie linie. Potem ten trochę kontrowersyjny w treści rękopis (tematem była pierwsza miłość i pierwsze doświadczenia miłosne, których znajomość oparłam na lekturze powieści dla dorosłych z biblioteczki moich rodziców) krążył po klasie i czytany był z wypiekami na twarzach. Aż wreszcie wpadł w ręce matematyczki, która pomyślała, że to może pamiętnik, bo pisany w pierwszej osobie sprawiał takie wrażenie. Nikt jednak nie chciał się do niego przyznać i w ten sposób rękopis trafił do pokoju nauczycielskiego, a inni nauczyciele nie mieli oporów, żeby zapoznać się z jego treścią. Trzeba było przecież zidentyfikować jakoś właściciela… Tak, pisanie to świetna przygoda, do której zachęcam każdego.