Mały mieszkaniec Bootle nieopodal Liverpoolu został przyjęty do szpitala dziecięcego Alder Hey w grudniu 2016 r. Bezpośrednią przyczyną hospitalizacji dziecka był atak padaczki. Szczegółowe badania wykazały, że cierpi ono na niezdiagnozowaną chorobę neurologiczną, powiązaną z ciężką postacią epilepsji. Mózg chłopca miał ulegać samoistnemu wyniszczeniu, którego, zdaniem lekarzy badających jego przypadek, nie dało się powstrzymać. Od ponad roku stan dziecka określano jako półwegetatywny.
W wyniku bezowocnych starań o przywrócenie zdrowia Alfiego szpital zawnioskował o odłączenie go od aparatury podtrzymującej życie. Brak zgody ze strony ojca i matki dziecka spowodował, że sprawa trafiała do kolejnych instancji sądu. O umożliwienie poszukiwania nowych form leczenia apelował poruszony papież: – Chciałbym mocno podkreślić, że jedynym panem życia do naturalnej śmierci jest Bóg. Trzeba zrobić wszystko, żeby życie chronić – mówił Franciszek.
Nadzieje rodziców Alfiego urosły po informacji o natychmiastowym nadaniu dziecku obywatelstwa włoskiego. Chłopczyk mógł liczyć na przyjęcie w administrowanym przez Watykan Szpitalu Pediatrycznym Dzieciątka Jezus. Placówka ta zajmuje się najbardziej skomplikowanymi przypadkami.
Ile może państwo
Walka o prawo do życia dla Alfiego wywołała międzynarodową dyskusję na temat granic ingerencji władzy państwowej w życie (i śmierć!) obywateli. Wśród głosów krytyki pojawiło się wiele takich, które zarzuciły Brytyjczykom bierność w działaniach na rzecz uratowania malca.
Faktem jest, że w argumentacji Wyspiarzy brakowało spójności, a strach przed tym, by sytuacja nie wymknęła się spod kontroli, przesłaniał troskę o samego Alfiego. Uniemożliwienie wyjazdu chłopca tłumaczono koniecznością dbania o jego kondycję i chęcią zminimalizowania cierpienia. Jednocześnie, po tym, gdy dziecko zostało odłączone od aparatury podtrzymującej życie, a następnie przez wiele godzin samodzielnie oddychało, nie mogło liczyć nawet na podanie pokarmu!
Być może chłopczyk umarłby pomimo wszystko. Jednak tym, co oburzyło miliony ludzi na całym świecie, jest fakt, że nie dano mu szansy na to, by przeżył – mimo zdecydowanej postawy rodziców i poważnych głosów płynących z różnych stron świata. Trudno uwierzyć, by działaniami decydentów kierowała jedynie troska o dziecko. Szczególnie w obecnej sytuacji politycznej, gdy wizerunek Zjednoczonego Królestwa bardzo podupadł na wskutek przeciągających się negocjacji brexitowych, umożliwienie leczenia malucha na kontynencie, mogłoby być postrzegane jako uznanie braku kompetencji własnego personelu. W przypadku, gdyby chłopiec cudem zaczął odzyskiwać zdrowie, Brytyjczyków czekałby nie tylko kolejny wizerunkowy cios, ale prawdopodobnie również konieczność przeprowadzenia głębokich reform prawnych. To dlatego, że odłączanie pacjentów od respiratorów stałoby się znacznie trudniejsze niż obecnie. Konieczność intensywniejszej walki o każde życie podwyższyłaby koszty ponoszone przez służbę zdrowia, powiększając jej dług. A ten już na początku bieżącego roku urósł do rekordowych 1,2 mld funtów.
Cierpienie niepożądane
Rezygnacja z dalszego podtrzymywania Alfiego przy życiu pokazuje nam coś jeszcze. Smutną prawdę o cechującym Wyspy podejściu do egzystencji.
Wielu naszych rodaków zatrudnionych jest w tutejszych hospicjach lub domach spokojnej starości. Z ich opowieści przebija obraz pensjonariuszy: ludzi samotnych i zapomnianych przez rodzinę. Odstawionych na boczny tor dlatego, że nie pasowali do porządku wymarzonego schematu. Magda Bielecka, która przez dwa lata pracowała jako opiekunka w jednym z ośrodków usytuowanych w okolicach szkockiego Falkirk, potwierdza istnienie etycznie wątpliwych procedur. – Rodziny osób starszych często bywają instruowane, że w przypadku poważniejszych problemów zdrowotnych uporczywe ratowanie bliskich jest niewskazane. Mój tata, który ma 81 lat i mieszka w Polsce, kilka lat temu był poważnie chory. Nie poddał się i zawalczył o życie tylko dzięki zdecydowanemu wsparciu całej rodziny. Dlatego przyznam, że zawsze, gdy słyszałam podobne słowa, czułam wewnętrzny sprzeciw – mówi Magda Bielecka.
Polacy mieszkający na Wyspach szybko przekonują się, że umiłowanie do procedur jest cechą charakterystyczną Brytyjczyków. Automatyczne działanie w zgodzie z odgórnie przyjętymi wytycznymi pozwala na zachowanie dobrego samopoczucia przez wyparcie odpowiedzialności za własne czyny. Wyspiarze często zdają się przypominać pod tym względem instruowane przez nauczyciela dzieci. Jeśli jakiś akt prawny wskazuje, że dana postawa jest słuszna, z pewnością tak właśnie jest.
Śmierć Alfiego spowodowała społeczne poruszenie, gdyż stanowiła pod tym względem precedens. Kolejny przypadek dziecka odłączonego od respiratora może być już znacznie łatwiejszy do zaakceptowania.
Różne głosy
Śmierć dziecka porusza i skłania do dyskusji. Pomimo zdecydowanej postawy papieża, w obrębie samego Kościoła katolickiego słyszymy głosy uzasadniające decyzję lekarzy. Kard. Vincent Nichols, prymas Anglii i Walii, stwierdził, że w podobnych przypadkach kluczowym powinno być stanowisko lekarzy prowadzących, którzy uznają, że wyczerpali wszystkie znane medycynie środki, jakie mogli zaoferować pacjentowi. – W tym kontekście niezwykle ważne i jasne jest też według mnie nauczanie Kościoła. Bardzo jasno mówi on, że nie mamy moralnego obowiązku kontynuować uporczywej i nieprzynoszącej efektów terapii – powiedział kard. Nichols.
Pewne jest, że historia krótkiego życia Alfiego jeszcze długo będzie budziła emocje, wywołując wiele trudnych pytań. Na niektóre z nich odpowiedzi znaleźć będzie można jedynie we własnym sumieniu.