Logo Przewdonik Katolicki

Patologiczny reality show

FOT. JAKUB KACZMARCZYK

Daniel Magical, Rafonix, Rafatus, Gural. Jeżeli nie znasz tych imion i pseudonimów, a Twoje dziecko reaguje na nie wzruszeniem ramion i pytaniem: „ale o kogo chodzi?”, zaliczasz się do szczęśliwej grupy osób nieświadomych zawartości ciemnych obszarów internetu.

A mieści on między innymi właśnie patostreaming. Nazwa zjawiska wzięła się z połączenia dwóch słów: „patologia” oraz „streaming”. Pierwsze jest powszechnie zrozumiałe, a „streaming” oznacza transmitowanie przekazu na żywo, bez cięć i montażu. Jednym z jego najbardziej popularnych rodzajów są relacje na żywo z rozgrywek gier wideo. Stąd też pośrednio wywodzi się poruszane w artykule zjawisko. 
Być może zdziwienie wzbudza już sam fakt popularności osób nadających na żywo rozgrywki gier komputerowych. Jednak jest to trochę podobne do śledzenia zmagań sportowców podczas zawodów dużej rangi – oglądanie mistrzowskiego opanowania jakiejś umiejętności jest przyjemne. Poza tym można podpatrzeć strategię rozgrywki w bardziej ambitnych czy nowych grach. Wielu z graczy jednocześnie komentuje to, co się dzieje na ekranie. Niestety, dużą popularnością cieszą się gracze wulgarni, używający niewybrednego słownictwa. Stąd już o krok do osób, które nie tyle grają, co przeklinają, jednocześnie konsumując różne środki odurzające. 
Kolejnym krokiem degeneracji jest patostreaming, czyli transmitowanie na żywo patologicznych zachowań. Bicie się pod wpływem alkoholu, przeklinanie, przymilne błaganie mamy, by nie wyłączała światła przeplatane z wulgaryzmami albo – w innym przypadku – zmuszanie jej do wypicia duszkiem piwa, bicie butelką dziewczyny po głowie, poprowadzenie setek ludzi do zalania falą cyberprzemocy i gróźb karalnych kogoś, kto podpadł patostreamerowi, w końcu nakłanianie nieletnich do rozbierania się przed kamerą i transmitowanie tego na żywo – to mniej więcej zakres działalności patostreamerów. Warunek? Wszystko musi wyglądać autentycznie, zwykli ludzie próbujący naśladować takie zachowania w celach zarobkowych szybko byli demaskowani, choć pod wpływem ostatnich afer (aresztowanie Gurala z zarzutem molestowania seksualnego nieletniej) najpopularniejsi „twórcy” zaczynają utrzymywać, że wiele ze scen było aranżowanych, by zapewnić lepszą oglądalność, więc nie była to prawdziwa przemoc.
 
Pieniądze
Dochodzimy do kolejnego problemu: ludzie zarabiają na patostreamingu. Platformy oferujące transmisje na żywo dają opcję wspomagania nadawcy finansowo. Założenie jest dość szlachetne – wsparcie swojego ulubionego twórcy. Przy patostreamingu wspiera się zachowania patologiczne. Zarabianie napędza „twórców” coraz bardziej. Na przykład stawiają sobie cele: jeśli zbiorę tyle a tyle, zrobię to i to. W ten sposób np. można było zobaczyć jednego z nich pokazującego przed kamerą swoje sfery intymne. Choć kwota od pojedynczego widza to z reguły kilka złotych, liczy się skala. Jeśli stream ogląda kilka tysięcy osób dziennie, to w skali miesiąca uzbiera się kilkanaście tysięcy złotych.
Kto to ogląda? Na przykład nastolatki, na poważnie rozważające tę formę działalności jako sposób na życie. „Ucz się, bo inaczej się stoczysz na dno” przestaje być pogróżką, a staje się zachętą. Niestety w internecie istnieje wiele mechanizmów wzmacniających patologiczne zjawiska. 
Ciekawy jest przypadek użytkownika Helenalive z Twitch.tv. Dziewczyna streamowała granie w gry. Można było jej wpłacać donacje (na tym to wszystko polega), a na tej konkretnej platformie przy donacji wyświetlają się komentarze osób wpłacających – i tylko ich. Dziewczyna wyreżyserowała ciekawą sytuację.
Ludzie przekazywali różne kwoty, obrażając ją, przezywając od lam (zwierząt) albo śmiejąc się, że bardzo chce spłacić długi (jest Greczynką). Przybierało to czasem bardzo ostre formy. Ona się tym bardzo przejmowała, a przynajmniej tak demonstrowała, płacząc i sepleniąc zasmarkana: „I'm not a llama...”, ale nie przestawała nadawać. Równolegle powiększało się grono osób, które pocieszały ją ciepłymi komentarzami – a chcąc umieścić na jej ekranie komentarz, musieli wzbogacić konto o donację. Oczywiście był to zamierzony efekt, gdyż i obrażający, i pocieszający za każdym razem zostawiali na jej koncie co najmniej kilka centów. Dodatkowo sama prowokowała komentarze. To zatem przykład, gdy ktoś zarabia nie na swoich patologicznych zachowaniach, ale prowokując patologiczne zachowania użytkowników.
 
Dlaczego to jest tak popularne?
Czy to coś nowego? Niekoniecznie. Zachowania patologiczne zawsze były obecne w internecie, zmieniają się tylko środki. Wcześniej były to filmiki na granicy wygłupu rejestrowane byle jaką kamerką i puszczane w sieci albo narywanie „dla jaj” osób z marginesu na ulicach. Dziś ci, którzy zachowują się patologicznie nagrywają się sami i jeszcze na tym zarabiają.  
Oglądanie tego typu filmików pozwala niektórym podnieść własną samoocenę ze stwierdzeniem: „ja bym nigdy w życiu się tak nie zachował”. Zjawisko jest popularne ze względu na interaktywność, bo pociągająca bywa świadomość, że czyjeś kilka złotych może pchnąć twórcę do jeszcze głupszych czy bardziej zdegenerowanych zachowań. W przypadku nastolatków dochodzi tu także kwestia presji grupowej. Jeśli wszyscy koledzy (a przynajmniej ci znaczący) oglądają coś, młody człowiek nie chce czuć się wykluczony przez to, że nie orientuje się w temacie.
Konsekwencją jest normalizacja patologii. Gdy ktoś miesiącami śledzi czyjeś życie, zaczyna się do obserwowanych rzeczy przyzwyczajać, zaczyna sympatyzować z popularnym bohaterem patostreamu i uznawać jego zachowania za akceptowalne. Było to zwłaszcza widoczne w przypadku, od którego zaczęto głośno mówić o problemie – Gurala, który nakłaniał trzynastolatkę do rozebrania się przed kamerą, co było transmitowane przed tysiącami widzów, z których zdecydowana większość nie widziała w tym problemu.
 
Co robić?
Przede wszystkim nie wpadać w panikę. Jak sama nazwa wskazuje, opisywane zjawisko to patologia, nie norma. Internet pełen jest wartościowych rzeczy. Jest jak miasto. Idziesz ulicą i widzisz w oddali kilku bijących się podejrzanych typów. Co robisz? Prawdopodobnie oddalasz się z tego miejsca. 
Przeglądasz filmy, trafiasz na filmik „XY uderza matkę krzesłem”. Co robisz? Prawdopodobnie wzruszasz ramionami i szukasz tego, co cię naprawdę interesuje. Jeżeli masz w miarę rozsądne dziecko, będzie mu raczej żal spędzać czas na oglądaniu patologii. O ile nie jest to tematem fascynującym jego przyjaciół. Wniosek? Dbajmy o to, by znać ludzi, z którymi nasze dzieci się przyjaźnią.
Niezwykle ważne jest przede wszystkim rozmawianie z dzieckiem o tym elemencie jego życia, jakim jest świat wirtualny. Badania NASK pokazały, że niewielu polskich rodziców rozmawia z dziećmi o tym, co robią w internecie. A patostreaming to nie jedyny problem. Inne to deprawujące młodzież popularne kanały, np. zachęcające do niebezpiecznych praktyk seksualnych (jedna z popularnych youtuberek zachęcała do zoofilii), streamy oferujące cyberseks itp. Inna sprawa, że zasadniczo patologiczne obszary internetu odwołują się do siebie nawzajem, a są ignorowane przez ludzi na pewnym poziomie. Póki więc dziecko nie zetknie się z tym światem i nie da się mu wciągnąć, może korzystać z zasobów wirtualnych bez ich pogłębionej znajomości.
O problemach w sieci rozmawiajmy na spokojnie, z zainteresowaniem i życzliwością. Nawet temat patostreamerów da się wykorzystać konstruktywnie. Skoro media pełne są teraz informacji o nich, porozmawiajmy z dziećmi o tym, że to jednak margines. Uświadommy, że takie rzeczy są popularne, bo odwołują się do złych skłonności i wad: chęci podglądania życia innych, podnoszenia samooceny cudzym kosztem, usprawiedliwiania swoich złych postępków porównaniem, że nasze nie są jeszcze aż tak złe. Bo w gruncie rzeczy fakt, że ktoś jest zagorzałym fanem tego typu treści wiele nam mówi o danej osobie. Konkretnie: że nie jest to ktoś z kim warto się przyjaźnić.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki