Przez wiele lat byłaś dyrektorką kliniki aborcyjnej, a dziś jesteś jedną z najbardziej rozpoznawalnych aktywistek pro-life w Stanach Zjednoczonych. Co tak radykalnie zmieniło Twoje życie?
– Ta zmiana wynika z dostrzeżenia człowieka w łonie kobiety. W 2009 r. byłam świadkiem aborcji, którą obserwowałam na USG. Do tej pory myślałam, że płód nie czuje bólu podczas zabiegu. A wtedy zobaczyłam 13-tygodniowe dziecko walczące o życie w łonie swojej mamy, w momencie, w którym narzędzia do wykonania aborcji rozdzierały je na kawałki. Po tym wydarzeniu po prostu wyszłam z kliniki i nigdy do niej nie wróciłam. Pamiętam, że wcześniej przed kliniką zaczepiła mnie jedna z działaczek pro-life, która powiedziała mi z wielką miłością, że się za mnie modli. Nie krzyczała, nie oceniała mnie. Ta jej miłość do mnie bardzo mnie poruszyła. Myślę, że miała ona swój udział w moim nawróceniu i w tym, że Bóg odmienił moje serce.
Jak obecne prawo broni życia w Stanach Zjednoczonych? Czy coś się w ostatnich latach zmieniło?
– Obecnie federalne prawa, które zostały ustanowione na postawie sprawy Roe v. Wade i Doe v. Bolton, zezwalają na aborcję aż do dnia urodzin z jakiegokolwiek powodu uważanego za konieczny zarówno przez kobietę, jak i jej lekarza bądź wykonawcę aborcji. Cieszymy się z tego, że wiele stanów zaostrza te przepisy, ale prawo federalne pozwala na luki. Naszym marzeniem jest zmiana prawa na poziomie federalnym.
W Polsce czekamy z niecierpliwością na głosowanie odnośnie do projektu ustawy zakazującego tzw. aborcji eugenicznej z powodu podejrzenia choroby dziecka. Jaka jest Twoja opinia na ten temat?
– Zgadzam się, że wszelkie przepisy, które pozwalają na aborcję wraz z wszystkimi wyjątkami, powinny być zakazane. Kiedy dzieci są podejrzane o chorobę, nie różnią się od dzieci zdrowych w swojej godności. Są ludźmi. Aborcję eugeniczną można w pewnym sensie porównać do Holokaustu, gdzie eliminowano jednostki słabe bądź takie, które w jakimś sensie nie pasowały do ideału i programu politycznego. Prawo do życia ma każdy. Znam wiele małżeństw, które chciały adoptować właśnie dziecko chore.
Zmiany prawne wystarczą, by bronić poczętego życia?
– Uważam, że zmiany prawne są równie ważne, jak nawrócenie serc. Oczywiście byłoby idealnie, gdy każdy człowiek widział w aborcji zło. Jeżeli jednak nie każdy ma tak ukształtowane sumienia, to prawo powinno bronić tego, który jest najsłabszy.
Wiele kampanii pro-life skupia się na wywołaniu negatywnych emocji – w miastach pojawiają się plakaty ze zdjęciami abortowanych dzieci… Czy uważasz, że takie działania przynoszą efekty?
– Wierzę, że jest czas i miejsce na pokazanie tych obrazów, ale nie bez zgody widza. Bo może je zobaczyć np. kobieta, która ma za sobą traumę aborcji i może ją to doprowadzić nawet do targnięcia się na swoje życie. Takich obrazów nie powinny też oglądać dzieci. Negatywny przekaz nigdy nie prowadzi do pokojowego i efektywnego dialogu.
Co jest kluczem do tego dialogu?
– Myślę, że w naszej obecnej kulturze kluczem do mówienia o ochronie życia jest skupienie się na kobiecie. Chcemy wzmocnić pozycję kobiet i przypomnieć im o ich sile i zdolnościach, zamiast mówić im, że muszą wybierać między dzieckiem a udanym życiem. Przekonujemy je, że da się mieć obu tych rzeczy naraz: dajemy im przykład spełnionych kobiet, które przezwyciężyły trudności i okazały odporność w obliczu kryzysu. W moich działaniach skupiam się nie na sprawach prawnych, ale na zakończeniu aborcji poprzez nawrócenie. Nie chcę, aby aborcja była tylko nielegalna. Chcę, żeby była czymś nie do pomyślenia, i wierzę, że możemy to osiągnąć przez miłość i rozmowę zarówno z kobietami, które chcą dokonać aborcji, jak i z pracownikami, którzy im to umożliwiają.
Niektórzy działacze pro-life twierdzą, że mają miłość do dzieci nienarodzonych, ale brakuje jej im do tych, którzy są wokół.
– Trzeba mieć szacunek i dostrzegać wartość każdego człowieka, także tego, który jest za prawem do aborcji. On też jest człowiekiem, a jego poglądy z czegoś wynikają. Po pierwsze chodzi więc o mówienie prawdy z miłością, tak aby nie zniszczyć drugiej osoby, bo wtedy jej nie przekonamy. Zamiast monologu pełnego złości możemy używać budujących, pozytywnych słów, mówić o tym, co kochamy i doceniamy. W ten sposób docieramy z punktem widzenia pro-life do serc zranionych ludzi. Powinniśmy zawsze działać z przekazem nadziei, uzdrowienia i wybaczenia. Po drugie, powinniśmy mieć wiedzę i trzymać się faktów, których dostarcza nam nauka. Aborcja niszczy jedyne i unikalne ludzkie życie z jego unikalnym DNA, które w żaden sposób nie może być podrobione. Uznajemy człowieka za umarłego w momencie, w którym jego serce przestaje bić. Powinniśmy uznawać człowieka za żywego, kiedy powstaje jego DNA. Nie musimy wcale dramatyzować ani wulgarnie się wyrażać. Nauka i fakty są po stronie życia.
----
Abby Johnson
Działaczka pro-life ze Stanów Zjednoczonych. Do 2009 r. dyrektor kliniki aborcyjnej Planned Parenthood. Sama przeżyła dwie aborcje. Obecnie kieruje organizacją, która pomaga byłym pracownikom klinik aborcyjnych znaleźć inną pracę. Współorganizuje amerykański Marsz dla Życia. W 2012 r. przeszła na katolicyzm. Mieszka w Teksasie razem z mężem i sześciorgiem dzieci.