Próżno w tym artykule szukać zdjęcia 27-letniego Dominika. Jak tłumaczy, woli być „widziany” przez pryzmat swoich obrazów, a nie wpływu choroby na jego ciało. Rysuje odkąd pamięta. W dzieciństwie inspirowały go głównie kreskówki i świat zwierząt. O byciu malarzem marzył już w szkole podstawowej. Wtedy, nie mając żadnego doświadczenia, stworzył swój, malowany jeszcze ręcznie, pierwszy obraz na płótnie. Dzieło wystawił na tradycyjną, coroczną aukcję podczas koncertu charytatywnego w Obornickim Ośrodku Kultury w Wielkopolsce. Przez lata na aukcjach pojawiały się jego kolejne obrazy i grafiki. Od kilku lat już tego nie robi. Między innymi z powodów postępującej choroby.
Diagnoza niczym wyrok
Pierwsze objawy choroby rodzice Dominika zauważyli, gdy miał trzy lata. – Zaczęło się od trudności wchodzenia na schody, częstego przewracania się, zbyt dużego zmęczenia podczas wysiłku. Gdy inne dzieci biegały, zawsze zostawałem za nimi w tyle – wspomina chłopak. W wieku 10 lat zmuszony był usiąść na wózku inwalidzkim poruszanym manualnie. Gdy już i na to brakowało mu sił, przesiadł się na wózek z napędem elektrycznym. Obecnie jego kręgosłup jest jeszcze słabszy. Uniemożliwia normalne siedzenie, dlatego Dominik korzysta z wózka, na którym może leżeć. – Straciłem swoją i tak niewielką niezależność. Nie mogę już samodzielnie wychodzić na zewnątrz i zawsze ktoś musi mi pomóc – mówi.
Dystrofia mięśniowa Duchenne’a, czyli postępujący zanik mięśni, dla chorych brzmi jak wyrok, bo wciąż nie wynaleziono na nią lekarstwa. Dominik musi być nieustannie pod opieką rodziców. Nawet najprostsze czynności są dla niego barierą nie do pokonania samodzielnie. –Jedynie ćwicząc pięć razy w tygodniu, mogę zmagać się z chorobą, by postępowała jak najwolniej – wyjaśnia. To ważny element jego codziennego życia. – Bez rehabilitacji nie byłoby mnie już tutaj. To moja walka, którą będę toczył do ostatniego dnia – dodaje.
Cyfrowe lekarstwo
Większość swojego życia Dominik spędza obecnie w łóżku. Jego integracja ze światem odbywa się głównie poprzez komputer i internet. – Gdy po maturze nie byłem w stanie kontynuować edukacji, zamknąłem się w sobie, mój wygląd się zmienił i wstydziłem się spotykać z innymi ludźmi. Ponadto postęp choroby uniemożliwił mi dalszy kontakt z ołówkiem i farbami – opowiada. Możliwość rysowania cyfrowo okazała się jedyną szansą, by wrócić do pasji. Obrazy tworzy za pomocą trackballa, czyli myszki komputerowej, której nie porusza całą ręką, a jedynie jednym palcem, obracając kulką umiejscowioną na niej. – Znalazłem program graficzny i powoli, krok po kroku, nauczyłem się rysowania od nowa. Nie było to proste, ale nie miałem innego wyjścia. Bez tego całkowicie zatraciłbym swoją osobowość – tłumaczy Dominik, dodając, że przed komputerem czuje się niezależny i na swój sposób „zdrowy”.
Przypadkowe spotkanie
Dwa razy w tygodniu Dominika odwiedza rehabilitantka oraz pielęgniarka zatrudniona przez „Hospicjum Domowe” Wielkopolskiego Stowarzyszenia Wolontariuszy Opieki Paliatywnej.
W marcu 2016 r. razem z nią pojawiła się Magdalena Roszak, młoda lekarka. W trakcie spotkania chłopak pokazał jej swoje obrazy, które ją poruszyły. – W rozmowie z nim zobaczyłam młodego człowieka uwięzionego we własnym ciele. Kiedy spojrzałam na jego prace, dostrzegłam w nich dużo trudnych emocji, choćby bólu fizycznego i psychicznego czy lęku przed śmiercią – wyjaśnia. To wtedy zrodził się pomysł by dzieła pokazać na wystawie.
Chłopak zgodził się od razu. – Nie chciałam jednak robić wystawy ze względu na chorobę Dominika, tylko ze względu na wartość artystyczną – tłumaczy Magdalena Roszak. O ocenę prac Dominika poprosiła profesora sztuki współczesnej poznańskiego Uniwersytetu Artystycznego, proszącego o anonimowość. Pomógł on też w wyborze 16 z ponad 50 dzieł, które trafią na wystawę zatytułowaną „Obserwator”. Pojawią się one też w specjalnym, wydrukowanym katalogu. Dlaczego „Obserwator”? – Jestem niepełnosprawny, leżę w łóżku i nie mogę czynnie uczestniczyć w większości aspektów życia. Mogę się jedynie przyglądać – tłumaczy Dominik.
„Słuch absolutny”, „Bestyjka”, „Wykluczenie”
To wybrane nazwy prac 27-latka. Nie chce wskazywać jak interpretować jego obrazy. – Już same tytuły wiele wyjaśniają. Udany obraz to taki, przy którego interpretowaniu jest najwięcej dyskusji. Wtedy pozostaje on w pamięci na dłużej – ocenia. Inspirują go różne rzeczy. Lubi eksperymentować. Bez ograniczeń korzysta z wyobraźni, która nigdy nie poddała się chorobie. – Na to, co tworzę, wpływa wiele czynników. Postępująca choroba przyczynia się istnienia wielu czarnych myśli i uczuć. Natomiast pozytywny wpływ na moje prace ma m.in. moja dziewczyna, filmy, które uwielbiam oglądać i muzyka, bez której słuchania nie wyobrażam sobie życia – wyjaśnia młody artysta. Rysowanie sprawia mu radość, w pewien sposób odciąga od załamywania się i użalania nad swoją sytuacją. Jest też dla niego swego rodzaju ucieczką od rozmów o uczuciach i sposobem na uporanie się z nimi. – Nigdy nie byłem wylewny. Poprzez „wyrzucenie” ich na papier mój umysł się oczyszcza i dzięki temu nie jestem typem ponuraka – dodaje.
Dominik ma cechy perfekcjonisty. Trudno jest mu zacząć rysować, ale najtrudniej uznać obraz za skończony. – Zależy mi zawsze, by wyglądał jak najlepiej. Ma przede wszystkim podobać się mnie samemu. Ten etap trwa najdłużej. Drażni mnie każda niedoskonałość i poczucie, że gdybym był zdrowy, to co teraz jest niemal niewykonalne, byłoby dziecinnie proste – tłumaczy.
Wartość życia
Wystawa obrazów Dominika Dąbkiewicza to efekt zaangażowania i wielomiesięcznych prac ludzi dobrej woli. Jego twórczość będzie można oglądać od 3 do 16 marca w Bibliotece Publicznej Miasta i Gminy w Obornikach. Wystawa pojedzie później m.in. do Wolsztyna, Poznania oraz Nowego Tomyśla. Na koniec jego prace będą wystawione na licytację internetową. Zebrane pieniądze zostaną przekazane na Hospicjum Domowe, które zapewnia mu sprzęt potrzebny do oddychania oraz cotygodniową wizytę lekarza, rehabilitantki i pielęgniarki. Co więcej, talent chłopaka już został doceniony i dziś Dominik pracuje jako grafik komputerowy. – Wystawa ma swój początek i koniec, ale gdyby nie ta inicjatywa, on nie znalazłby pracy. Mój pomysł uruchomił lawinę zdarzeń – ocenia Magdalena Roszak.
Zorganizowanie wystawy to dla młodego twórcy głównie spełnienie marzenia o podzieleniu się z innym ludźmi tym, co robi i co daje mu poczucie wolności oraz szczęście. – Dominik ma wielkie zadanie. Osoby przewlekle chore mogą nas nauczyć choćby tego jak mimo tylu ograniczeń nie poddawać się. Dzięki nim jesteśmy w stanie docenić własne życie, uświadomić sobie jak jesteśmy nim obdarowani i jak wiele chwil czasem marnujemy, na co chorzy pozwolić sobie nie mogą – mówi pomysłodawczyni wystawy. Potwierdza to sam Dominik. – Życie jest zbyt krótkie, by ciągle chować głowę w piasek. Trzeba zaryzykować i powalczyć ze swoimi słabościami i lękami. Już samo wyobrażenie sobie moich obrazów wiszących na ścianach i ludzi poświęcających swój cenny czas na oglądanie ich sprawia mi dużo więcej radości niż stresu i obaw z tym związanych.