Janek ma osiem lat. Jak każde dziecko miewa lepsze i gorsze momenty, jednak te drugie różnią się między sobą. Pewnego dnia mama wzięła go do supermarketu na zakupy. Janek widział niedawno u kolegi imponujący model zabawkowej strzelby typu nerf (strzelającej miękkimi, piankowymi strzałkami). Ponieważ zapałał do zabawki gorącym uczuciem, a wiedział, że mama niekoniecznie będzie zachwycona pomysłem kupna, postanowił urządzić scenę na środku sklepu. Mama powiedziała, że absolutnie nie zgadza się na zakup zabawki, i zabrała syna ze sklepu, a Janek szybko się uspokoił. Zapytany, dlaczego to zrobił, stwierdził, że wydawało mu się to dobrym pomysłem, bo widział, że na inne mamy to działa. Innego dnia, także podczas popołudniowej wyprawy do supermarketu, Janek znów urządził scenę. Tym razem chodziło o to, że mama wzięła nie te płatki śniadaniowe, co on chciał, tylko w większym opakowaniu. Szybkie pójście z synem do auta nie pomogło. Nadal szlochał i oskarżał mamę, że go nie kocha, bo kupuje złe płatki. Czym różniły się te dwie sceny? W pierwszej Janek zaczął źle się zachowywać w sposób instrumentalny, celowy. Dlatego też nad demonstrowanymi emocjami było mu łatwo zapanować. W drugiej sytuacji był po prostu autentycznie zmęczony i płatki stały się ostatnią kroplą przepełniającą poziom stresu. Nad tymi emocjami nie potrafił zapanować, były one poza jego kontrolą. Tym, co jest potrzebne, by w życiu Janka było mniej sytuacji drugiego rodzaju, jest nauka samoregulacji.
Na czym polega samoregulacja?
Samoregulacja to umiejętność regulowania swojego nastroju, tak by być bardziej efektywnym, mniej konfliktowym i czerpać większą satysfakcję z życia. Co ciekawe, jest to umiejętność, której nie ma nawet część dorosłych. Dobra wieść jest taka: samoregulacji można się nauczyć.
Każdy z nas miewa tak zwane gorsze dni. Dręczy nas niewyspanie, zła pogoda, zmęczenie, zestresowanie pilną lub trudną do wykonania pracą, terminami, choroba. Jeden z tych czynników albo ich kombinacja powoduje, że wszystko idzie jak po grudzie i reagujemy nadmiernie emocjonalnie nawet na drobne przeciwności. To samo spotyka nasze dzieci.
Zdaję sobie sprawę, że konsekwencje działań dorosłego mogą mieć poważne skutki dla całej rodziny. Skutkiem źle wykonanej pracy będzie na przykład nieotrzymanie premii i problemy finansowe. Problemy dzieci z reguły nie mają tak poważnych obiektywnie skutków, ale na poziomie emocji są przeżywane równie intensywnie. Jak dobrze wiemy, w trudnej sytuacji nie wystarczy siła woli. Kiepski nastrój powoduje, że nawet silnie umotywowane postanowienie szybko kończy się porażką. Dlatego kluczem poradzenia sobie z trudną sytuacją jest właśnie nauka samoregulacji. Uczymy się rozpoznawania wczesnych sygnałów ostrzegających, że wkrótce może być z nami kiepsko. W tym momencie możemy jeszcze coś zrobić dla poprawy nastroju, nie jesteśmy zniewoleni negatywnymi emocjami.
Identyfikacja przyczyn problemu
Psychologia wyróżnia zestaw podstawowych przyczyn złego nastroju i niezdrowego reagowania na wyzwania życia codziennego. Jest to model HALT (czyli STOP) będący akronimem angielskich słów hungry, angry, lonely, tired: głodny, zły, samotny, zmęczony. Do listy dodać można lęk wynikający z niewiary w swoje możliwości poradzenia sobie z sytuacją oraz stres czasowy (musimy coś zrobić w czasie ocenianym jako niewystarczający). Poza uniwersalną listą sprawców złego nastroju każdy z nas ma swoje stresory. Dla kogoś może to być hałas, dla innego przebywanie w tłumie czy np. określony rodzaj muzyki. Wspomnijmy też o meteopatach nadmiernie wrażliwych na warunki pogodowe. Warto zacząć od siebie, od obserwowania, co mnie jako dorosłego wprowadza w kiepski nastrój, ponieważ dla dzieci jednym z głównych stresorów jest zły nastrój rodzica. Można to robić, prowadząc np. dziennik, w którym notujemy swoje samopoczucie oraz czynniki, które mogą nań wpływać (łącznie z pogodą, kwestią regularności posiłków, snem, chorobą). Do prowadzenia podobnego dziennika można zachęcić też swoje nastoletnie dziecko. Jeśli prowadzimy dziennik przez dłuższy czas, np. pół roku, zaczynami dostrzegać wręcz pewne wzorce. W stosunku do mniejszych dzieci to my, rodzice będziemy prowadzić podobne obserwacje. Dla dzieci to zbyt trudne, by wykonać samodzielnie – wymaga i systematyczności, i dużego poziomu autoanalizy – a to umiejętności nabywane z wiekiem. Dlatego warto rozmawiać z dzieckiem o wydarzeniach w szkole, przedszkolu, pytać o to, czy na przykład się wyspało.
Nauka metamyślenia
Metamyślenie to zdolność obserwowania swoich emocji i działań i nazywania ich. Mogę zilustrować to przykładem ze swojego życia. Po urodzeniu pierwszej córki doświadczałam gwałtownych skoków hormonalnych, odbijających się w nastroju. Pewnego dnia mąż wrócił z pracy, zastając mnie siedzącą przed oknem i płaczącą. Przejęty spytał, co się stało. Odpowiedziałam wtedy, że wiem, że to nie jest racjonalny powód i że to wina hormonów, ale płaczę bo ta firanka wisi krzywo. Był to przykład metamyślenia – gdy mimo targających człowiekiem emocji potrafimy na poziomie racjonalnym nazwać to, co się dzieje. Jest to trudna umiejętność. Możemy uczyć dzieci metamyślenia, prosząc o nazwanie odczuwanych emocji, a gdy sprawia to trudność – pomagać im przez nazywanie, np. „widzę, że płaczesz i jesteś smutna”.
Sygnały ostrzegawcze
Po pewnym czasie obserwacji zaczynamy rozpoznawać wczesne sygnały ostrzegawcze. Bardzo często są to konkretne myśli, które przychodzą do głowy: „Nienawidzę tego wszystkiego” czy „Wiem, że znów nic się nie uda”. Gdy te sygnały się pojawiają, jest to moment, w którym należy przejrzeć swoją listę zdrowych sposobów poprawy nastroju, zastopować i pomóc sobie w zapobieżeniu większym problemom (zwykle pojawiającym się w tej sytuacji). Znów – jest to umiejętność będąca wyzwaniem nawet dla dorosłych. Warto uczyć jej nastolatków, w stosunku do młodszych dzieci to my będziemy regulatorami nastroju. Doskonały przykład to znajoma, której pięcioletnia córka zaczęła marudzić podczas rodzinnego spotkania. Mama szybko skojarzyła, że córka dawno nic nie jadła, więc poprosiła o porcję przygotowanego na później posiłku. Choć mała wpierw zapierała się, że nie jest głodna, zjadła wszystko, a nastrój jej wrócił do normy.
Sposoby rozładowywania napięcia i poprawy nastroju
Ostatni i w dodatku kluczowy element samoregulacji to nauka sposobów zdrowej poprawy nastroju. Ważne jest, by mieć wręcz całą listę. Zwyczajnie nie na każdą rzecz możemy mieć czas czy możliwości. Jeśli problemem jest mało czasu na wykonanie zadania, odpada długi spacer w parku. Ale może wygospodarujemy chwilę na ciepłą kąpiel lub zawinięcie się w koc z herbatką w dłoni i posłuchanie ulubionego utworu? Obserwujmy dzieci, gdyż zwykle okazuje się, że mają swoje własne, unikatowe sposoby na odprężenie, rozładowanie napięcia. Dla przykładu nasza najstarsza córka lubi ostatnio rodzaj częściowo klejonego origami, a najmłodszą uspokaja przytulenie się do kogoś. Maluchy uczymy tego, podpowiadając co mogą zrobić, nastolatków zachęcać możemy do tworzenia własnych list. Uwaga na skrótowe sposoby poprawy nastroju – tzn. te, które działają szybko, lecz mogą prowadzić do uzależnień: gry komputerowe, przeglądanie internetu, filmy. Nie chodzi o to, by w ogóle je eliminować, lecz akurat te aktywności powinny być objęte ograniczeniami: wyznaczenie konkretnego czasu zabawy (np. pół godziny gry) i dbanie, by nie stały się podstawowym sposobem walki ze złym nastrojem.
Już z dziećmi przedszkolnymi warto rozmawiać o samoregulacji – zarówno po gorszych chwilach, jak i po sytuacji gdy w porę udało się zapobiec gorszym momentom. Rozmawiajmy też z dziećmi starszymi i sami ze sobą. Samoregulacja oczywiście nie rozwiązuje wszystkich naszych problemów i nie jest zamiennikiem samokontroli, jednak dzięki niej doświadczamy mniejszej ilości sytuacji, w których musimy korzystać z samokontroli i siły woli.