Logo Przewdonik Katolicki

Rozmowa z Bogiem

Natalia Budzyńska

Długo wyczekiwany film Martina Scorsese Milczenie mnie nie zawiódł. Pozostawił z mnóstwem pytań, dręczy i prowokuje. To wielkie przeżycie duchowe. Rekolekcje, po których z kina wyszłam umocniona.

Japońskie katakumby

Shusaku Endo, japoński pisarz i katolik, opisał w powieści Milczenie pewną historię opartą na faktach. Naprawdę w XVII-wiecznej Japonii chrześcijaństwo stało się religią zakazaną, a wyznawców Jezusa spotykały okrutne i wyrafinowane prześladowania. Istniały całe wioski ukrytych chrześcijan, nazywanych kakure-kirishitan. Niczym pierwsi chrześcijanie w katakumbach modlili się w ukryciu, na zewnątrz przyjmując pozory wzorowych czcicieli buddyzmu czy shinto. Ze strachu przed prześladowaniami i z powodu nagród, jakie otrzymywali donosiciele, chrześcijańskie wioski nie wiedziały o sobie nawzajem. W takiej izolacji chrześcijaństwo przetrwało w Japonii trzysta lat, czasem prowadząc do różnych form synkretyzmu religijnego. To też okres męczeństwa na ogromną skalę. Kilkanaście tysięcy japońskich chrześcijan jest znanych, a ilu pozostało anonimowych? To ci, którzy nie wyrzekli się publicznie swojej wiary podczas ceremonii fumi-e. Polegała ona na nadepnięciu nogą na wizerunek Chrystusa, najczęściej odtworzony przez japońskich rzemieślników. Endo mówił, że kiedyś zobaczył w Nagasaki fumi-e: oblicze Chrystusa było zatarte przez tysiące depczących po nim stóp. Pomyślał wtedy o tych, którzy deptali. Ożywił ich. Bo przecież deptali wbrew sercu. Taki był początek Milczenia, opowieści o męczennikach, o milczeniu Boga, o cierpieniu i strachu, o słabości i upadku, o nieskończonym miłosierdziu Boga wreszcie.

Jest rok 1635. Dwóch młodych jezuitów dowiaduje się, że ich mistrz – misjonarz przebywający od dawna w Japonii, z którym urwał się kontakt – wyrzekł się wiary i żyje z kobietą niczym prawdziwy Japończyk. Nie dając wiary w te plotki, dostają pozwolenie od przełożonego na niebezpieczną podróż do Japonii. Chcą odszukać ojca Ferreirę (w tej roli Liam Neeson). Francisco Garupe (Adam Driver) i Sebastian Rodrigo (Andrew Garfield) w czasie romantycznej przygody jeszcze nie poznali, co to znaczy strach. W głowach mają obrazy wielkich świętych, a w duszy naiwną odwagę. W Japonii muszą się oczywiście ukrywać, cierpią głód, brud i różne niewygody, ale jakże się czują potrzebni. Ich misja ma sens. Chrzczą, spowiadają i nauczają. Karmią się tą niezbędnością, ich wizje się spełniają, biorą udział w czymś bardzo ważnym, niosą ludziom pociechę. Do czasu aż wioski nie odwiedzi naczelnik, japoński shogun, znany z okrucieństwa. Wtedy dopiero na własne oczy zobaczą, czym jest wiara i czym jest męczeństwo. Jesteśmy świadkami procesu duchowego, jaki zachodzi w duszy Rodrigo, który patrząc na wyznanie wiary prostych ludzi, zaczyna na serio rozmawiać z Bogiem. Jak zmienia się jego modlitwa, jak się zmaga z własnym strachem, jak walczy.

 

Bez odpowiedzi

Tytułowe milczenie to oczywiście milczenie Boga wobec ogromu cierpień niewinnych. Ale czy Bóg naprawdę milczy? To pytanie, które zadają sobie ludzie od zawsze wobec cierpienia, które ich spotyka i które może być końcem wiary. Ale także jej prawdziwym początkiem. I możemy iść dalej tą ścieżką: czym jest wiara? Czy depcząc fumi-e rzeczywiście wyrzekano się Boga? Czy apostoł Piotr zapierając się Chrystusa trzy razy, przestał wierzyć w Boga? Ale sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana. Bo czy można podeptać Jego oblicze, wiedząc, że w ten sposób ocali się życie innych? A do takich okrucieństw posuwali się japońscy urzędnicy, wsączając w udręczoną duszę Rodriga wątpliwości i poczucie winy. No bo jaki to Bóg, który wymaga takich cierpień? I po co te cierpienia? Dla jakiejś idei, jakiejś filozofii, jakiś mrzonek o zbawieniu i raju? Poza tym, właściwie to tylko forma, tylko obraz, tylko przedstawienie. Prawdziwą wartością jest ocalenie życia niewinnych.

A jak jest w istocie? Przecież to pytania niesłychanie aktualne w świecie, w którym chrześcijanie są najbardziej prześladowaną grupą religijną na świecie. Na razie nas to bezpośrednio nie dotyka. – Jak dobrym chrześcijaninem bym był, gdybym nie żył tutaj – mówi jeden z bohaterów filmu, japoński wieśniak, Kichijiro. Cała jego rodzina zginęła, nikt z nich nie wyrzekł się wiary. Oprócz niego. Kichijiro deptał fumi-e wiele razy i za każdym razem wracał, aby się wyspowiadać. Relacja między nim a Rodrigo rozwija się przez cały film. Człowiek godny pogardy okazuje się w gruncie rzeczy człowiekiem wierzącym. Chrystus stoi po jego stronie: najsłabszego, ale mającego wiarę w miłosierdzie, które nigdy się nie kończy. A więc: jak łatwo być wierzącym, gdy nie trzeba podejmować takich decyzji. Chociaż końcowy napis mówi, że ten film reżyser poświęca pamięci japońskich męczenników, to jest to film o tych, którzy podeptali, którzy się wyrzekli. Dlaczego? Co działo się w ich sercu? Bali się, a Chrystus stał koło nich nawet wtedy, gdy deptali. Nie ośmielajmy się oceniać tych, którzy postawieni są w sytuacjach, które nam zostały oszczędzone.

 

Bóg, który jest obok

Scorsese podobno myślał nad ekranizacją Milczenia trzydzieści lat. Ostatecznie zrobił film bardzo wierny powieści Shusaku Endo, który w niemal wszystkich swoich książkach podejmował temat zderzenia kultury japońskiej z chrześcijańską. Zastanawiał się, czy możliwe jest zaszczepienie chrześcijańskiej tradycji w japońskiej mentalności. Nie dawał jednoznacznej odpowiedzi, ale jeden z księży, z którymi się przyjaźnił, wskazywał na niego samego jako na dowód, że to możliwe. Autentyczna historia prześladowań i tak zwanych upadłych księży posłużyła Martinowi Scorsese do rozważań na tak trudne do zobrazowania w kinie tematy duchowe. Udało mu się dotknąć Absolutu bez banalizującego obrazu i prostych (a raczej prostackich) rozwiązań. Nie znajdziemy tu śladu religijnego kiczu. Nie wiem, czy to arcydzieło, ale mało w historii kina jest filmów tak świetnie ukazujących walkę duchową, jaka się toczy w człowieku. Mało tak przekonywających scen intymnej rozmowy z Bogiem. Niewiele doczekaliśmy się obrazów ukazujących Boga miłosiernego, wybaczającego i obecnego.

To recenzja, więc wspomnę jeszcze o zdjęciach. W powieści Endo przyroda odgrywała dużą rolę, towarzyszyła bohaterom i komentowała wydarzenia. Scorsese świetnie ją wykorzystał, udało mu się tak sugestywnie wpleść ją w fabułę, że właściwie staje się pełnoprawnym bohaterem. Nie mam żadnych uwag do aktorów, wykazali się wielkim talentem, szczególne brawa należą się oczywiście Andrew Garfieldowi – z wielkim talentem pokazał postać młodego jezuity, który bardzo szybko traci złudzenia wobec swojej wiary.

I jeszcze coś: myślę, że ten film to wyznanie wiary 74-letniego reżysera. Wiary w Boga, który stoi po stronie najsłabszych, Boga miłosiernego. I Boga, który wcale nie milczy, bo stoi obok, właśnie wtedy, gdy cierpienie jest największe.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki