Logo Przewdonik Katolicki

Nie osądzam. Tylko pytam

FOT. MAGDALENA KSIĄŻEK. Piotr Zaremba zastępca redaktora naczelnego „wSieci”.

Od początku stosowałem się z niemal stuprocentową skutecznością do jednej zasady: nie wypowiadać się na temat nieszczęsnego samobójcy z warszawskiego placu Defilad. Niemal stuprocentową, bo raz w radiowym studiu byłem zmuszony coś powiedzieć

Podziękowałem wtedy rozemocjonowanym tematem kolegom dziennikarzom, że nie zostawili mi wiele czasu.
Skądinąd mamy ostatnio do czynienia z wyjątkowym natężeniem debat cokolwiek szaleńczych. Trzeba liczyć na czyjeś szaleństwo, aby twierdzić, że ludzie idący w Marszu Niepodległości w ogóle nie dostrzegają sąsiedztwa oczywistych ekstremistów. Ale trzeba szaleństwa jeszcze większego, aby opowiadać o 60 tys. nazistów w sercu Warszawy.
Swoistym, niemal dobrotliwym rodzajem szaleństwa jest debata o zburzeniu warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki. Wywołana rzuconą na odczepnego deklaracją wicepremiera Piotra Glińskiego, zaangażowała polityków obozu rządowego i sprzyjających im publicystów, z drugiej strony tych, co się kładli Rejtanem, żeby pałacu bronić. I takich jak ja, którzy próbowali objaśniać realia.
A realia są takie, że niezależnie od tego, czy uznamy pałac za symbol zniewolenia (w takim charakterze go postawiono), czy będziemy się rozczulać nad jego niewinną rolą w latach późniejszych, sam koszt przesiedlenia i umieszczenia gdzieś rozlicznych, pomieszczonych tam instytucji stawia na porządku pytanie o koszt ewentualnej operacji. W kraju, gdzie śmiertelnie chore dzieci nie dostają czasem refundacji potrzebnych im leków, uznanie takiej operacji za priorytet uważam za brak społecznej wrażliwości.
Ale to da się jeszcze znieść, nawet jeśli dostrzeżemy piętrzące się Himalaje irracjonalności w wymianach bojowych okrzyków. Warszawski plac Defilad, gdzie stoi pałac, przywołuje jednak temat, od którego zacząłem.
Słyszę, że opozycyjne władze Warszawy chcą tam uczcić pamięć człowieka, który się podpalił. Odruch właściwie prawidłowy – miejsce tragedii powinno być jakoś oznaczone. Ale nieśmiałe pytanie: co zamierzają napisać na płycie? Nie chodzi już nawet o to, że każdy napis nas podzieli. Ja pytam, czy ci, co zamawiać będą napis, potrafią opisać, co tam się stało. Ja sam takiej odpowiedzi nie znam, więc milczę.
To pytanie mógłbym zadać zwłaszcza tym, co chcą brać Piotra Szczęsnego na sztandary. Także najprzytomniejsi przedstawiciele obozu liberalnej lewicy zauważyli, że kryje się w tym zamiar popadnięcia w egzaltację, w jakiej przez lata pogrążona była prawica. Tyle że w czymś, co nazywano „religią smoleńską”, kryła się nieufność wobec oficjalnych interpretacji. Tu – pochwała czegoś przed czym przestrzegają także niektórzy psychologowie. Oto samounicestwienie może stać się wzorem.
Wśród autorów kategorycznych, czasem zresztą w pięknym języku formułowanych sądów, byli także duchowni: bp Tadeusz Pieronek i ks. Adam Boniecki. Nie chcę polemizować z tym, co mówili, chociaż łączy się to z ich zaangażowaniem w spór polityczny. Zauważę jednak, że ludziom wierzącym należy się wyjaśnienie, jak się mają ich wypowiedzi do katechizmowej interpretacji faktu samobójstwa.
Ja mam świadomość, że Kościół bardzo sublimuje swój praktyczny stosunek do samobójców. I nie odmawia dziś w zasadzie nikomu, kto odebrał sobie życie, prawa do katolickiego pochówku. Bo nie da się osądzić stopnia jego świadomości, możliwości osądu swoich czynów.
Nie mam jednak wrażenia, abyśmy dostali tego typu, bardzo ludzkie objaśnienia od duchownych zaangażowanych w tworzenie kultu jak najbardziej politycznego. Nie osądzam. Tylko pytam.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki