Trzeba mieć wiele odwagi, by ratować kobiety z samego środka wojny. Dlaczego Siostra to robi?
– Bo sama znam ten ból. Pochodzę z Turcji. Kiedy jeszcze tam mieszkałam, wielokrotnie próbowano mnie zgwałcić. Pierwszy raz, gdy miałam sześć lat. Ostatni, gdy miałam lat czternaście. Potem całą rodziną uciekliśmy do Niemiec. Czasem wyglądało to tak, że ktoś dosłownie w ostatniej chwili mnie ratował. Byliśmy prześladowani tylko dlatego, że wierzymy w Chrystusa. Mój ojciec, kiedy był w wojsku, nie mógł korzystać z prysznica, bo mógłby to miejsce uczynić „nieczystym”. Dlatego też kąpał się w rzece, a nie jak wszyscy – w łazience. Takich przykładów mogłabym podać wiele.
Tamte trudne doświadczenia pomagają dziś Siostrze w pracy.
– Tak, dokładnie tak. Żyjąc w Niemczech, nauczyłam się wielu rzeczy. Skończyłam kilka kierunków studiów, znam czternaście języków obcych, jestem terapeutą. Miewałam chwile zwątpienia, bo nie wiedziałam, po co mi to wszystko. Teraz już wiem. O porwaniach i gwałtach na chrześcijankach usłyszałam w 2005 r. Zrozumiałam, że ten koszmar, który pamiętam z dzieciństwa, nadal trwa i nie jest wyłącznie wynikiem wojny. Od razu postanowiłam nieść pomoc. Założyłam Hatune Foundation, która pomaga ofiarom prześladowań, m.in. na Bliskim Wschodzie. Przez dwa lata tylko wysyłaliśmy tam pieniądze. Od 2007 r. jeżdżę w tamte rejony, by nieść pomoc na miejscu. Tak też poznaję ofiary ISIS i radykalnych ugrupowań muzułmańskich.
Kim są te ofiary?
– To dziewczynki i młode kobiety, głównie chrześcijanki i jazydki. Najmłodsza z nich w chwili porwania miała pięć i pół roku. Osobiście poznałam 218 dziewczyn, które były porywane, gwałcone i okaleczane. Płakały, wtulone w moje ramiona. Na własne oczy widziałam rany, jakie zadawano tym dziewczynkom. Dwóm z nich pocięto twarz, trzem obcięto piersi, a trzynastu wycięto wargi sromowe. Inne były bestialsko bite. Pomimo że zapłaciliśmy za nie okup, znęcano się nad nimi. Robiono to na chwilę przed ich wypuszczeniem, bo podobno „było za mało pieniędzy”.
Przecież to piekło.
– Tak, to jest piekło. Ale ono się zaczęło jeszcze przed powstaniem Państwa Islamskiego, tylko wtedy się jeszcze o tym nie mówiło tak często i głośno. Kiedyś byłam w Turcji i tam poznałam chrześcijan, którzy uciekli przed prześladowaniami. Wśród nich była trzynastoletnia dziewczynka, okropnie wychudzona, na dźwięk otwieranych drzwi zwijała się w kłębek. Zapytałam jej dziadka, co się z nią działo. Odpowiedział, że była w niewoli ISIS, ale oni ją tylko szczypali i obrażali. Nie wierzyłam w to, więc zapytałam, czy mogę z nią porozmawiać na osobności. Na początku rodzina nie chciała się zgodzić, podczas rozmowy chciał nam towarzyszyć jej wujek. Tym razem to ja postawiłam swoje warunki – na szczęście rodzina ustąpiła. Zamknęłyśmy się w pokoju, a klucz oddałam dziewczynce. Wszystko po to, żeby czuła się bezpieczna i żeby wiedziała, że to nie więzienie, że w każdej chwili może sama wyjść. Zanim zapytałam ją, co się działo w niewoli, opowiedziałam jej moją historię. To wystarczyło. Dziewczynka zaczęła szlochać, aż zabrakło jej tchu. Musiało minąć sporo czasu, zanim się uspokoiła. Wtedy ściągnęła spodnie i powiedziała: „zobacz, co oni mi zrobili”. Tę malutką, chudziutką dziewczynę okaleczyli w sposób straszliwy. Miała pocięte nogi, miejsca intymne, wycięte wargi sromowe. Była bita, gwałcona, głodzona. W niewoli była przez siedem lat! Widziałam jej ciało i płakałam razem z nią. Inna z ofiar opowiadała mi, że w ciągu dwóch miesięcy została zgwałcona 280 razy przez wielu mężczyzn. Później przestała już liczyć, nie miała sił. Zanim udało się ją wyrwać, minęło półtora roku. Łącznie takich historii, bezpośrednio lub z relacji innych, słyszałam około trzech tysięcy.
Ilu osobom udało się pomóc?
– Bezpośrednio z niewoli wykupiliśmy do tej pory 317 dziewcząt. Pomogliśmy także sprowadzić do Niemiec 1600 innych ofiar, które zostały wypuszczone na wolność bez naszej pomocy.
Jak odnajdujecie te ofiary, jak do nich docieracie?
– Staramy się pracować poprzez lokalne społeczności. Jeździmy tam z pomocą humanitarną – rozdajemy paczki żywnościowe, koce, artykuły pierwszej potrzeby. Staram się rozmawiać z ludźmi i pytać, czego jeszcze potrzebują. Modlimy się razem z nimi. Mówię także, że jeśli ktoś ma jakieś problemy czy traumy, to mogę ich po prostu wysłuchać. Ponieważ znam języki i jestem siostrą zakonną i terapeutą, mogę z ofiarami rozmawiać sam na sam. Ludzie się otwierają i opowiadają mi najstraszniejsze historie. Czasem zwyczajnie robi mi się niedobrze, gdy o tym wszystkim myślę. Słyszałam już tyle, że myślałam, że już nic mnie nie zdziwi. A potem się okazuje, że kolejny akt bestialstwa jest jeszcze gorszy. Mamy także „swoich” ludzi wśród muzułmanów. Płacimy im za to, żeby wykupili kolejne dziewczyny. Kiedyś pomagało nam pięciu. Jeden zginął, gdy ISIS dowiedziało się, że nam pomaga. Jeden zaginął i nie wiemy, co się z nim dzieje. Trzech pomaga nam nadal.
Słyszałam, że dziewczynki można kupić m.in. na targowisku.
– Tak, to całkiem „normalne” zjawisko. Kiedyś mieliśmy swojego człowieka w Mosulu, poprosiliśmy go, żeby wykupił kogokolwiek, by uratował choć jedną osobę. Wtedy poszedł na targ. W jednej z klatek zobaczył grupkę dziewczyn, w wieku około 7–16 lat. Wśród nich dostrzegł… swoją koleżankę ze szkoły. Wykup polega na tym, że zainteresowany wskazuje dziewczynę, którą chce nabyć , a jej „właściciel” bierze taką dziewczynę za rękę i krzyczy na przykład: „200 dolarów. Kto da więcej?”. To zwyczajna licytacja! Nagle zbierają się mężczyźni i zaczyna się handel.
Na ile wyceniana jest taka dziewczynka?
– Droższe są chrześcijanki, bo ich jest mniej. Na targu trzeba zapłacić nawet dwa tysiące dolarów. Jazydki są tańsze. Można je kupić już za 300–500 dolarów. Z kolei największa kwota, jaką my – jako fundacja – zapłaciliśmy, to 20 tys. dolarów, najmniej – tysiąc. Tak naprawdę my nie wiemy, ile z tych pieniędzy trafia do „właściciela” takiej dziewczyny. Wiadomo, że część pieniędzy trafia do pośredników. Słyszałam, że niektóre z dziewcząt oddawane są za paczkę papierosów. Najważniejsze, że wykupiliśmy 317 kobiet. 309 to jazydki, osiem to chrześcijanki. Kiedy widzę te ich okaleczone ciała, ból i cierpienie, to wiem, że mogłabym zapłacić każde pieniądze, byleby one były wolne (płacz).
Czy Siostrze także grożono?
– Tak, bardzo często.
Co oni mówili?
– Że to za książkę, którą napisałam w 2010 r. 26 razy dzwoniono do mnie i grożono mi śmiercią. A ja napisałam tam tylko prawdę. To książka, w której opisuję pięć historii nieludzkiego traktowania kobiet w niewoli radykalnych islamistów.
Co im Siostra odpowiedziała?
– Że jeśli chcą, to mogą mnie zabić, bo tej prawdy nic – nawet moja śmierć – nie zmieni. Świat już o niej usłyszał.
Nie próbowali Siostry zabić?
– Kiedyś, gdy byłam na granicy turecko-irackiej, strzelano do mnie, ale kula trafiła w szybę samochodu. Innym razem ktoś próbował w nas wjechać rozpędzonym samochodem.
Nie boję się śmierci, boję się jedynie uprowadzenia. Nie chcę umierać, ale jeśli ma mnie to spotkać, to jestem gotowa. Ale dopóki w moich żyłach płynie krew, chcę głosić prawdę. Jako człowiek często płakałam nad cierpieniem tych kobiet, ale zrozumiałam, że to nic nie daje, nie pomaga zmienić tej rzeczywistości. Zamiast tego trzeba działać. Jestem kobietą, ale z Bożą pomocą potrafię zrobić więcej niż niejeden mężczyzna.
Co się dzieje z tymi kobietami, gdy już je wyrwiecie z niewoli?
– To zależy od tego, czy ofiary chcą wrócić do swoich domów, czy uciec zagranicę. Często jest tak, że one nie mają dokąd wracać, bo ich rodzina nie żyje, a ich dom już nie istnieje. Czasem je ukrywamy w innych wioskach na Bliskim Wschodzie i pomagamy finansowo.
Część ofiar sprowadzamy do Niemiec. Pomagamy im odzyskać tożsamość – wyrabiamy nowe dokumenty, dbamy o sprawy związane z wizą. Gdy są już bezpieczne, czeka je dwuletnia terapia. Przechodzi ją każda kobieta, bez wyjątku. Jeśli ofiary są nieletnie, mają też prawo ściągnięcia całej swojej rodziny do Niemiec i w tym także pomagamy. Jednak większość z nich jest osierocona, sama. Część tych kobiet nazywa mnie mamą.
Jak one się odnajdują w tej nowej rzeczywistości? Czy ktoś ich nadal szuka, chce zemsty?
– Nie, w Niemczech są bezpieczne. Jednak one, z powodu traumy, jaką przeżyły, nadal się boją. Czasem, gdy widzą jakiegoś muzułmanina, to zaczynają uciekać, wpadają w szok, panikę. To jest silniejsze od nich. Niestety, nie mogę im tego oszczędzić, nie mogę zagoić tych ran. One często do mnie dzwonią i mówią, jak się czują. Czasem proszą, by pomóc im się przenieść do innego miasta, bo w tym, w którym są, jest za dużo muzułmanów. Boją się. Nie mówię, że wszystko, co złe na świecie, pochodzi od muzułmanów, absolutnie. Jednak ci, którzy je skrzywdzili, byli radykałami, którzy ślepo podążają za tym, co mówi Koran, także za wezwaniami do nienawiści i przemocy wobec „niewiernych”. Oni są niebezpieczni. Jestem tego pewna i chcę o tym mówić.
Fundacja Hatune Foundation (www.hatunefoundation.com) działa w 40 państwach, w 22 zbiera pomoc finansową, a w 18 zajmuje się wykupem z niewoli kobiet. Szczególną pomocą objęty jest Egipt, Jordania, Syria, Liban. Irak i Turcja. Fundacja ma siedzibę w Berlinie, współpracuje z rządem niemieckim i z władzami landu Badenii-Wirtembergii. Finansowo wspierają ją również diecezje, m.in. Münster i Paderborn oraz siostry zakonne. Wszyscy pracownicy fundacji są wolontariuszami.