Logo Przewdonik Katolicki

Amoris laetitia nie zmienia doktryny

ks. Mirosław Tykfer
FOT. ELIZA BARKOWIAK/WWW.EPISKOPAT.PL. Kard. Kevin Joseph Farrell

Z kard. Kevinem Farrellem, prefektem Dykasterii do spraw Świeckich, Rodziny i Życia, o adhortacji Amoris laetitia, rozmawia ks. Mirosław Tykfer

Amoris laetitia w Polsce wciąż budzi wiele pytań. Z jednej strony dokument napisany jest prostym językiem, ale z drugiej strony jest on prawdziwym wyzwaniem intelektualnym. Niektórzy twierdzą, że nasępiła zmiana w doktrynie Kościoła.
Amoris laetitia nic nie zmienia w doktrynie. Zupełnie. To nie jest dokument doktrynalny, ale duszpasterski. Dlatego trzeba go czytać od rozdziału pierwszego do siódmego, ponieważ zawierają one nauczanie Kościoła dotyczące duszpasterstwa rodzin. Dopiero na końcu należy czytać rozdział ósmy, który dotyczy sytuacji nieregularnych. Rozdział ósmy można zrozumieć dopiero w świetle poprzednich. Wyrwany z kontekstu jest niezrozumiały i źle interpretowany. Przypomnę to, co powiedziałem już w czasie homilii [podczas Mszy św. na Forum Inicjatyw na rzecz Małżeństwa i Rodziny, Gniezno 19 czerwca – przyp. red.]: Celem papieża nigdy nie było rozpoczęcie rewolucji w Kościele czy zniekształcenie doktryny na temat małżeństwa i rodziny, ale umocnienie doktryny i zaproponowanie prawdziwe duszpasterskiego nawrócenia miłosierdzia.
 
Te sytuacje nieregularne są jednak bardzo istotne i są zawarte w tym dokumencie.
– Jednak papież proponuje, aby nie rozpoczynać od sytuacji nieregularnych, ale najpierw zastanowić się, jak towarzyszyć małżeństwom, które zmagają się ze zwykłymi trudnościami życia małżeńskiego i rodzinnego. Zachęca jednocześnie do spojrzenia duszpasterskiego, które widzi sytuacje rodzin takie, jakimi one rzeczywiście są. Wiele związków nie kończy się dzisiaj małżeństwem sakramentalnym. Bardzo wiele jest rozwodów. Nie możemy na tę sytuację zamykać oczu i myśleć tylko o tych, którzy w pełni realizują chrześcijański ideał małżeństwa. Nie możemy tych ludzi potępić, ale też nie możemy też pozostawić ich samym sobie. Należy im towarzyszyć, aby dojrzewały do ideału chrześcijańskiej miłości.
 
Różnorodność sytuacji to nie tylko regularni i nieregularni. Życie wszystkich małżeństw jest jakoś różnorodne i niedaje się wpisać w jeden schemat.
– Dlatego papież zachęca, aby patrzeć na różne grupy małżeństw. Najpierw na młodych, którzy dopiero wchodzą w życie małżeńskie i rodzinne. Oni potrzebują dobrej katechezy. Przecież oni napotykają inne problemy niż starsi. Wśród nich są także osoby po rozwodach i w nowych związkach. Wobec wszystkich chcemy mieć taką samą postawę, jaką miał Chrystus, tzn. być gotowym do słuchania. Zbliżać się do tych osób. Nie omijać ich. Jezus też nie omijał grzeszników, ale rozmawiał z nimi. Zbawienie jest dla wszystkich. Wszystkim chcemy je głosić i wszystkim towarzyszyć. Pamiętając, że my również potrzebujemy tego towarzyszenia, aby nie zejść z drogi zbawienia.
 
Jaka jest nowość tego dokumentu?
– Wydaje mi się, że jest pewna nowość w ogólnym podejściu Kościoła do wszystkich trudnych sytuacji małżeńskich i rodzinnych. Chciałbym jednak podkreślić co innego. Nowość polega na pewnym ruchu Kościoła w kierunku ludzi, którzy potrzebują naszej pomocy. Jest oczywiste, że jesteśmy przeciwni rozwodom, przeciwni aborcji, przeciwni związkom nieformalnym itd. Tylko że zbyt często rozpoczynamy rozmowy o małżeństwie, podkreślając przeciwko czemu występujemy. Pierwsze słowa, które wychodzą z naszych ust dotyczą sprzeciwu. Natomiast Kościół, biorąc pod uwagę powagę sytuacji, w jakich znajdują się rodziny, powinien proponować im ideał, który jest dla nich osiągalny na odpowiednim poziomie w danej sytuacji.
 
Tylko kto powinien decydować o tym, jaki poziom realizacji ideału jest w danym momencie dla kogoś osiągalny? Czy o tym decyduje każdy sam, w swoim sumieniu?
– Nie. Na pewno nie. Mówiąc o tym, co jest w danym momencie możliwe do osiągnięcia, nie chcę powiedzieć, że ktoś ma prawo odrzucić ideał małżeństwa, który Kościół mu proponuje. Człowiek nie może zadecydować o tym, jaki jest ideał życia małżeńskiego. On jest zawsze taki sam. Jest natomiast powołany do tego, żeby do tego ideału dorastać. To jest nieustanny rozwój, który nie dokonuje się z dnia na dzień, ale potrzebuje czasu. To jest droga, na której powinien być nieustanny ruch.
 
Ale to znaczy, że na tej drodze człowiek w swoim sumieniu sam może uznać, co jest dla niego w danym momencie osiągalne. Czyli że i tak ostatnie słowo należy do jego sumienia.
– Nie do końca tak. Oczywiście, że ostatecznie tylko sumienie człowieka może uznać, jaka decyzja jest już możliwa i jaka powinna być podjęta w danym momencie, a jaka wymaga jeszcze czasu. Chodzi jednak nie o jakieś jego widzimisię, ale o decyzję w sumieniu dobrze uformowanym. Takie jest nauczanie Kościoła o sumieniu. I prawdą jest, że wiele osób nie ma dobrze uformowanego sumienia. Nawet ci, którzy chodzą do Kościoła, często nie rozumieją nauki Kościoła lub jej prawie w ogóle nie znają. Nie wystarczyć zrobić kurs i podpisać papier, aby uznać, że narzeczeni zostali dobrze przygotowani do małżeństwa. Oni potrzebują nieustannego towarzyszenia ze strony Kościoła, aby rozumieli wymagania Ewangelii i byli przekonani, że są to wymagania dla nich dobre. To jest dobrze uformowane sumienie.
 
Stąd jednak podnoszą się głosy, że zamiast podejmować nawrócenie, ludzie będą się teraz sami usprawiedliwiać.
– Ci, którzy kompletnie nie rozumieją Amoris laetitia, szczególnie dziennikarze, piszą, że papież zaniża poprzeczkę moralną, że nie zachęca do realizacji ewangelicznego ideału małżeństwa. Pozwala na życie w grzechu. To nieprawda. Tu chodzi właśnie o rozwój moralny, o to, żeby ludzie nieustannie zastanawiali się nad sobą i podejmowali drogę dojrzewania do tego, czego pragnie dla nich Bóg. Każdy jest na tej drodze i każdy musi się rozwijać. Nie jest tak, że to dotyczy tylko niektórych. Wszyscy potrzebują nieustannego zastanawiania się nad tym, czy to, jak żyją, jest już ideałem. Właśnie w tym punkcie należy jeszcze raz podkreślić, że Kościół nie zmienia doktryny. Natomiast musimy być świadomi, że większość osób, które zawierają dzisiaj związek małżeński nie rozumie w wystarczający sposób nauczania Kościoła.
 
Papież Franciszek pisze, że Kościół nie powinien zastępować sumienia. Kiedy Kościół zastępuje sumienie?
– To prawda, że Kościół nie może zastępować sumienia. Ale jeszcze raz powtórzę, że chodzi o sumienie uformowane. Tyle że ta kwestia wymaga bardzo długiej dyskusji. Nie da się na to pytanie odpowiedzieć krótko. W pewnej ogólności mogę powiedzieć jednak, że chodzi o szukanie wspólne, czyli o rozeznanie. Nie chodzi o to, żeby ludzie robili, co chcą, ale też nie może być tak, że my wiemy wszystko na ich temat i będziemy ich potępiać. Kościół musi wejść w realny kontakt z ludźmi i w tym spotkaniu szukać prawdy. Tak, prawdy. Nie niższej poprzeczki, ale ideału. Jednocześnie uznając, co w realizacji tego ideału jest możliwe już dzisiaj. Co powinno się zmienić od razu, a co wymaga dalszego towarzyszenia, dalszej drogi. Tak postępował Jezus. Gdy rozmawiał z Samarytanką, chciał, aby ona odkryła, że Bóg chce jej dobra i że jest dla niej szansa. Dopiero w kontekście tej rozmowy była gotowa na dalsze kroki.
 
 


Kard. Kevin Joseph Farrell
Biskup pomocniczy Waszyngtonu w latach 2002–2007, biskup diecezjalny Dallas w latach 2007–2016. Prefekt Dykasterii ds. Świeckich, Rodziny i Życia od 2016 r., kardynał diakon od 2016 r.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki