Papieskie murale Mauro Pallotty to dobre przykłady na żywotność sztuki w przestrzeni publicznej, ale też idealny przyczynek do dyskusji nad zasadami twórczości w miejscach otwartych i publicznych. Dziedzina sztuki, w jakiej działa Pallotta, zakłada nielegalność. A nielegalne murale są najczęściej po prostu usuwane (w przypadku graffiti papieża Franciszka rzymskie służby miejskie i policja okazały się nadzwyczaj szybkie).
Mimo że śmiało można powiedzieć, że sztuka w przestrzeni publicznej istniała zawsze - wystarczy przywołać przykłady z okresu starożytnej Grecji czy Rzymu – to w czasach nowożytnych sami artyści oraz miejskie władze całkiem świadomie spojrzeli na jej znaczenie dopiero w drugiej połowie XX w. Chodzi o to, żeby przestrzeń, w której żyjemy urozmaicić działaniami i obiektami pozornie nieużytecznymi. Kiedyś były to przeważnie rzeźby i pomniki stawiane najczęściej ku pamięci i chwale, rzadziej dla rozkoszy oka lub poruszenia sumienia. Moje pierwsze świadome zetknięcie ze sztuką w przestrzeni publicznej miało miejsce w Paryżu w późnych latach 80. Ze zdumieniem chodziłam po La Défense, paryskim Manhattanie, gdzie współcześni artyści stawiali swoje dzieła. Oglądałam bajecznie kolorowe totemy Miró, czerwonego pająka Caldera czy basenowe ozdoby greckiego artysty Takisa. Obok nich istniał Paryż murali i zupełnie dzikich graffiti, które dzisiaj próbuje okiełznać i zaadaptować do upiększenia swojej przestrzeni każde większe miasto na świecie.
Nielegalny papież
O nielegalnej sztuce miasta można napisać osobny artykuł, bo to ogromna sfera artystyczno-społeczna. Najbardziej znanym jej przedstawicielem jest oczywiście Banksy, który tworzy bez pytania o zgodę i nigdy nie robi tego na zamówienie. Jeśli mówimy o sztuce niezależnej, to Banksy wydaje się najlepszym przykładem, choć odkąd jego prace kupuje się za miliony, to już można o jego niezależności zacząć dyskutować. Nie wiemy ani jak Banksy wygląda, ani jak się nazywa, ani gdzie i kiedy powstanie jego praca. Jego graffiti komentuje rzeczywistość społeczno-polityczną, zresztą bardzo inteligentnie. Swoje pracy dokumentuje fotograficznie zaraz po wykonaniu, a zdjęcia pokazuje na portalach społecznościowych. Początkowo bardzo szybko znikały, teraz coraz częściej – mimo, że są nielegalne (to znaczy wykonane na murach kamienic bez zgody właściciela) – miasto nie ma nic przeciwko „posiadaniu” pracy tak sławnego artysty.
Nielegalnie pracował też w Rzymie Mauro Pallotta, wykonując swoje papieskie murale. Pierwszy, ten z Franciszkiem w charakterze supermana, powstał w 2014 r. i był obecny na murze przez kilka dni, zanim zlikwidowały go służby miejskie. Watykański Twitter pokazał zdjęcie muralu jeszcze tego samego dnia, a Pallottę zaproszono na audiencję, podczas której wręczył papieżowi oryginalny plakat. Drugi „streetpope” powstał w listopadzie 2016 r.: Franciszek stojący na stołku gra w kółko i krzyżyk, rysując je na ścianie. Obok jeden z gwardzistów szwajcarskich pilnuje, czy nikt nie nadchodzi. Kółka, które rysuje papież mają kształt pacyfki, symbolu pokoju. Pallotta mówił, że to była jego reakcja na konkretną sytuację polityczną świata, moment, w którym tylko jedyny Franciszek wśród wszystkich przywódców świata głośno wołał o pokój (tak, wiem, że istnieją grupy, według których pacyfka jest symbolem Szatana i wtedy całe dzieło nabiera innego znaczenia, ale nie posuwajmy się tak daleko w szukaniu wszędzie złych intencji). Mimo to rzymska policja zlikwidowała graffiti w ciągu trzech godzin. Te legendarne już wizerunki papieża Franciszka stały się kultowe, istniejąc w przestrzeni publicznej zaledwie przez chwilę i zyskując drugie życie w przestrzeni również publicznej, choć cyfrowej.
Palma, tęcza i murale
Pomijając zamawiane przez miasto obiekty – rzeźby, mozaiki, witraże, murale – mające za zadanie upamiętniać wydarzenie czy osobę, coraz częściej powstają dzieła sztuki, których funkcją jest estetyzacja przestrzeni. I to także na zamówienie władz miasta. Rozdzielający pieniądze zaczynają rozumieć, że miasto powinno mieć swoje oblicze charakterystyczne i jedyne w swoim rodzaju, a można to osiągnąć, wprowadzając w nudną przestrzeń ulic, placów i parków trochę życia i zaskoczenia. Palma na rondzie de Gaulle’a w Warszawie Joanny Rajkowskiej jest tego idealnym przykładem. Instalacja wykonana na chwilę stała się nieodłącznym elementem miasta, wrosła w nie, została zaakceptowana i, co więcej, wciąż zyskuje nowe konteksty. Można powiedzieć, że na palmie uczyliśmy się obcowania ze sztuką publiczną.
Nie udało się to w przypadku Tęczy Julity Wójcik zainstalowanej na warszawskim placu Zbawiciela. Obiekt zbudowany z kolorowych sztucznych kwiatów stał się zaskakująco kontrowersyjny, zyskując nadawane przez mieszkańców znaczenia, których nie miała w intencji sama artystka, wielokrotnie o tym mówiąc i odcinając się od zaangażowania społecznego i politycznego. W jej zamierzeniu był to symbol pozytywnej radości. W praktyce nieoczekiwanie stał się symbolem wojny i nienawiści. Wielokrotnie dewastowana Tęcza ostatecznie zniknęła z miejskiej przestrzeni.
Kiedyś miasto ożywiały neony, potem plakat artystyczny widoczny na billboardach, obecnie zajętych przeważnie przez komercyjne a nie artystyczne reklamy. Dzisiaj najpopularniejszą sztuką polskiego miasta jest mural. Rewitalizację miasta za pomocą wielkoformatowych murali przeżył jakiś czas temu na przykład francuski Lyon. Zaangażowana przez urzędników grupa twórców street artu na monumentalnych ścianach stworzyła obrazy pokazujące historię miasta i jego dziedzictwo kulturowe. Bardzo szybko murale te stały się ważnym punktem na miejskiej mapie turystycznej, choć do tej pory ich okolica uważana była za nieatrakcyjną. Polskie miasta też mają swoje zewnętrzne galerie malarstwa wielkoformatowego. Przywołajmy choćby osiedle Zaspa w Gdańsku, które co roku powiększa swoją kolekcję dziełami malowanymi na szczytowych ścianach bloków.
Stąd już blisko do zaangażowania w działalność artystyczną społeczności lokalnych: mieszkańców kamienicy, ulicy czy osiedla. Pod wodzą pomysłodawcy-artysty, na skutek happeningowego działania może powstać trwałe dzieło wkomponowane w przestrzeń publiczną, które w takim przypadku będzie czymś więcej niż estetycznym elementem ubarwiającym okolicę. Ważnym aspektem sztuki publicznej jest oczywiście jej odbiór przez mieszkańców i przechodniów. Może się podobać, może się nie podobać, może nawet wzbudzać skrajne reakcje. Taka rola sztuki. Najważniejsze, że jesteśmy nią otoczeni, szeroko otwórzmy więc oczy na to, co dookoła. I zatrzymajmy się na chwilę. Ja na przykład bardzo lubię czytać poezję na poznańskich kamienicach.