Obawiam się, że ten bardzo piękny i intymny film przemknie zupełnie niezauważony przez kilka kin studyjnych. Zrealizowany w 2014 r. przez francuskiego reżysera Jeana-Pierre’a Améris, pokazany w Locarno, gdzie otrzymał nagrodę specjalną, premierę miał dopiero w maju tego roku, a w Polsce właśnie wszedł na ekrany. Był już u nas zresztą pokazany w ramach 7. edycji Przeglądu Nowego Kina Francuskiego. Opowiada autentyczną historię głuchoniewidomej dziewczynki, którą przywraca światu młoda zakonnica. To film, który z jednej strony jest zapisem zdarzeń, które miały miejsce pod koniec XIX w. we Francji, a z drugiej strony podejmuje temat życia na skraju cywilizacji, poza kulturą, w odizolowanym świecie wewnętrznym, zadając przy tym mnóstwo pytań. Czy wszystkie metody sprowadzenia ludzkiej osoby do naszego świata są dobre? Czy w ogóle „nasz świat” jest lepszy, ostatecznie najlepszy? Czy przemoc jest dobrym środkiem do celu? Czy język jako znak jest potrzebny do tego, by życie miało sens? Czy szczęście człowieka zależy od umiejętności rozumienia i nazwania emocji? Całe dwie strony można by zapełnić pytaniami, jakie rodzą się po obejrzeniu historii spotkania Marie Heurtin i siostry Margueritte.
Dzikie dziecko
Do domu dla niesłyszących, prowadzonego przez zakonnice, ojciec przywozi swoją córkę – dziesięcioletnią Marie. Nie widzi i nie słyszy od urodzenia. Jest jak dzikie zwierzątko: nie pozwala się czesać, myć, dotykać, nie zna podstawowych zasad współżycia społecznego, w ogóle nie interesują ją kontakty z innymi, od których stroni i których panicznie się boi. Być może jest upośledzona, ale jej ojciec nie chce oddać jej do domu opiekuńczego. Przełożona domu jednak nie zgadza się na jej przyjęcie, bo nigdy dotąd nie miała do czynienia z osobą jednocześnie niewidomą i głuchoniemą. Młoda zakonnica, siostra Margueritte (w tej roli Isabelle Carré), zauważa w Marie jakąś tajemnicę, jakiś świat wewnętrzny, który uwięziony został w jej ciele i nie ma możliwości wydostać się na zewnątrz. Chce do niego dotrzeć, musi tę klatkę otworzyć. Udaje się jej namówić przełożoną do zmiany zdania i tak Marie zostaje w Instytucie. Nie jest łatwo. Siostra Margueritte zna wprawdzie język migowy, ale co z tego, skoro Marie migania nie widzi? Ale przede wszystkim Marie nie ma ochoty na żaden kontakt i reaguje agresją, kiedy tylko ktoś narusza jej wewnętrzny świat. Ten film to opowieść o relacji, jaką nawiązują zakonnica i dziewczynka. One są głównymi postaciami, wokół których toczą się wszystkie wydarzenia. Skupiają na sobie całą uwagę. Film dzieli się na dwie części. Pierwszy to walka z ciałem i emocjami Marie, poskramianie jej. Jak walka – to oczywiście przemoc. Walka wręcz. Dosłownie. Druga część to ta, odkąd Marie poznaje język jako system znaków, którymi może nazywać. Najpierw przedmioty, potem uczucia, wreszcie Boga. Ale czy to oznacza, że wtedy, gdy w pierwszej scenie filmu Marie wystawiała twarz do słońca, gdy „łapała” jego promienie, Boga nie znała? Czy trzeba coś nazwać, żeby to zaistniało? I znowu zaczyna się cała litania pytań, na które pewnie nigdy nie znajdziemy zadowalającej nas odpowiedzi.
Głuchoniewidomi z Larnay
Marie nazywała się Heurtin i urodziła się w 1885 r. w ubogiej rodzinie. Jej rodzice mieli dziewięcioro dzieci i wiele z nich nie widziało lub miało poważnie upośledzony słuch. Najmłodsza siostra Marie była także głuchoniewidoma. Ojcu proponowano umieszczenie córki w zakładzie dla obłąkanych w Nantes, na szczęście udało mu się przekonać zakonnice z Larnay Institute, które zajmowały się edukacją dziewcząt niesłyszących. Marie miała 10 lat, kiedy zamieszkała u sióstr. Larnay Institute został ufundowany w 1859 r. niedaleko Pointiers przez o. Chaubiera de Larnay. Zamieszkały tam zakonnice, których zadaniem miało być kształcenie młodych, niesłyszących dziewcząt. Pierwszą niewidomą i niesłyszącą nie była wcale Marie Heurtin, to po prostu dramaturgiczny pomysł na potrzeby filmu, ale Germaine Cambon przyjęta do Instytutu w 1860 r. Potem była jeszcze Marthe Obrecht w 1875 r. i dopiero dwadzieścia lat później została przywieziona Marie. Historia Marie to jednocześnie historia siostry Margueritte, one dwie sprawiły, że o Instytucie Larnay tak dużo mówiono na początku XX w., szeroko komentowano i opisywano metody nauczania osób głuchoniewidomych. Przyczyniła się do tego książka profesora Louis Arnoulda pod tytułem Ames en prison (Dusza w więzieniu), opisująca przypadek Marie Heurtin i sukces metody Larnay udoskonalonej przez siostrę Margueritte. Publikacja była wznawiana kilka razy, co spowodowało, że Larnay zalała fala gości, którzy chcieli na własne oczy zobaczyć zakonnicę i jej zupełnie samodzielną podopieczną. Siostra Margueritte pracowała w Instytucie od momentu ślubów, świetnie znała język migowy. Zdążyła poznać zakonnicę, która uczyła Marthę Obrecht. W 1895 r., gdy w Instytucie Larnay zjawiła się Marie Heurtin, zakonnica miała 35 lat i przed sobą zaledwie piętnaście lat życia. Kilka miesięcy przed śmiercią zapisała najważniejsze punkty swojej metody edukacyjnej, według których Instytut Larnay nadal pracuje i które rozwija. Siostra Margueritte opierała swoją metodę na pojęciu znaku, przede wszystkim więc uczyła dziecko relacji pomiędzy obiektem a reprezentującym go znakiem. Najpierw uczy nazw obiektów, których można dotknąć. Potem języka migowego – pojęciowego i alfabetycznego: dziecko niewidome rozpoznaje znaki, dotykając dłońmi rąk migającego. A więc zaczyna „słyszeć”, a zaraz potem „mówić”. Teraz nadchodzi moment nauki czytania i pisania: z kształtu liter oraz alfabetem Braille’a. W ten sposób wydobyta została z więzienia dusza Marie. Przez kolejne lata mieszkała w Instytucie, umiała czytać, pisać, uczyła się historii i geografii, pisała na maszynie, potrafiła robić na drutach i szyć, a po śmierci siostry Margueritte uczyła dziewczęta przyjmowane do Instytutu i opiekowała się nimi. W tym swoją najmłodszą siostrą. Zachowały się listy Marie pisane do rodziców i różnych ofiarodawców, którzy przejęci jej historią wspomagali Instytut. Są pełne miłości i ufności do Boga. Naprawdę przejmujące, zwłaszcza gdy wie się, w jakim stanie została przywieziona do Instytutu.
Dotyk
Rozpisałam się o autentycznej historii Marie, ale zrobiła na mnie ogromne wrażenie, prowokując kolejne pytania. Przypomina historię innej niesłyszącej i niewidomej dziewczynki, urodzonej mniej więcej w tym samym czasie w USA Helen Keller. O niej nakręcono trzy filmy, w tym jeden dobry (z 1960 r.), a ostatni, sprzed kilkunastu lat, zbyt melodramatyczno-familijny. Améris zafascynowany Helen Keller tak zagłębił się w temat, że odnalazł Marie Heurtin – znaną sto lat temu, ale obecnie zupełnie zapomnianą. Okazało się, że Instytut Larnay wciąż działa i wciąż stosuje metody opracowane przez siostrę Margueritte. To tam spotkał Arianę Rivoire, niesłyszącą dziewczynę, która tak wybitnie zagrała rolę Marie. Obraz Amérisa przyrównywany jest do takich filmów jak Cudotwórczyni Arthura Penna (to wspomniana historia Helen Keller z 1960 r.), Dzikie dziecko Francois Truffauta (to też autentyczna historia, która wydarzyła się w XVIII w.) czy filmu Bruno Dumonda Camille Claudel 1915 o epizodzie ubezwłasnowolnienia znanej rzeźbiarki zamkniętej w zakładzie dla obłąkanych. Jak oddać uczucia osoby, która nie umie ich wyrazić? Czy w ogóle jest ich świadoma? – zapytywał siebie reżyser i postanowił mówić o tym poprzez ujęcia przyrody. Opowiadał, jak podczas pobytu w Larnay onieśmielał go dotyk: dzieci poprzez dotyk poznawały świat, był więc dotykany i obmacywany. Film akcentuje dotyk: głaskanie, szarpanie, bicie, przytulanie, pocieranie. Przez dotyk rodzi się uczucie. Dotknąć można cały świat. Jeśli się chce.