Pamiętam jak w styczniu roku 1993, po długiej walce w parlamencie przegłosowana została w końcu ustawa, która blokowała możliwość zabijania dzieci nienarodzonych „ze względów społecznych” i w ogóle – jak to się wówczas mówiło – „na życzenie”. Inicjatorzy projektu pragnęli cały czas, aby ochroną objąć wszystkie dzieci, także więc te chore i te poczęte w wyniku gwałtu – jednak w obu tych punktach nowa ustawa orzekała niekaralność „aborcji”.
Ówczesny prymas Polski, kard. Józef Glemp nazwał tę nową legislację zmianą w dobrym kierunku – gdyż do tej pory, opierając się na komunistycznej ustawie z 1956 r., można było w Polsce likwidować każde dziecko w stanie płodowym, właśnie „na życzenie”.
Ta „zmiana w dobrym kierunku” nie stała się sama. Mówiąc ściśle: dobrze pamiętam, że spowodowali ją ci politycy, którzy od początku chcieli pełnej ochrony życia. Naprzeciw nich stanęli, w sejmowych komisjach i w sali obrad plenarnych, nie tylko ci, którzy zawsze opowiadają się za „prawem kobiety do aborcji”; także ci, którzy uznają „aborcję” za zło, ale uznają też, że człowiek powinien mieć możliwość wyboru zabicia niewinnego człowieka, przynajmniej w jakichś okolicznościach.
Było to starcie, w którym jedni dążyli do dobrej zmiany – a drudzy powstrzymywali ją jak tylko umieli. Efekt tego zmagania nie powstał dlatego, że zawarto jakiś kompromis.
W późniejszym czasie część przeciwników tej „zmiany w dobrym kierunku” przyjęła do wiadomości jej pozytywy, z różnych względów pogodziła się z nią. Ustawa podnosiła standardy w szacunku względem tych ludzi, których nazywa się płodami.
Niestety, inni trwali w pragnieniu „obalenia ustawy” – i udało im się to w roku 1996 siłami postkomunistycznego SLD: wprowadzono na powrót „aborcję na życzenie”. Wówczas Trybunał Konstytucyjny uznał tę zmianę za sprzeczną z konstytucją, w związku z czym ona upadła. To wtedy ogół zwolenników dopuszczalności „aborcji” przyjął, że skoro na razie nie można wprowadzić „aborcji na życzenie”, trzeba stan aktualny uznać za „kompromis” i w ten sposób bronić się przed „całkowitym zakazem aborcji”. Od tej pory tak nas zaklinają.
Ta historia pozwala zobaczyć wyraźniej stawkę dnia obecnego. Możemy mieć dzisiaj w Polsce stan prawny, w którym żadne życie ludzkie nie będzie zostawione zabijaniu. Jednak nie czekajmy na to, że ktoś inny nam to ułatwi.