Dla kilku przynajmniej osób zmagających się z homoseksualizmem stałem się duchowym towarzyszem. Kiedy pierwszy raz przyszedł do mnie homoseksualista, byłem przerażony. Nie penitentem oczywiście, ale swoim nieprzygotowaniem. Wszelką niewiedzę w temacie próbowałem szybko uzupełnić lekturą i rozmowami z doświadczonymi spowiednikami. O dziwo, z tych rozmów pozostało mi wrażenie, że starsi księża mieli dużo dystansu i proponowali więcej cierpliwości. Niektórzy młodsi zaskakiwali mnie surowością. Zauważyłem też, że wielu księży z doświadczeniem nie umie odnaleźć się w języku papieża Franciszka, bo wydaje im się, jakby relatywizacji ulegały normy moralne. Oczywiście tak nie jest. Tym niemniej w praktyce okazywali się bardzo czułymi spowiednikami. W sercu będąc bardzo „Franciszkowi”.
Ktoś powie, że idealizuję. Trochę tak, ale tylko dlatego, żeby pokazać, że istnieje też druga, pozytywna strona całej sprawy, o którą upomina się kampania „Przekażmy sobie znak pokoju”. Jak zmienić jednak podejście tych, którym szacunku wobec osób homoseksualnych brakuje?
Sposób, jaki zaproponowała wspomniana kampania, jest moim zdaniem wyborem niewłaściwym. Choć trudno mi uznać, że Zbigniew Nosowski, który w imieniu redakcji „Więzi” przyznał akcji patronat medialny, miał złe intencje, to jednak efekt kampanii jest fatalny. Jedna z osób homoseksualnych, którym duchowo towarzyszyłem, powiedziała mi po zapoznaniu się z nią: „Czuję się jak małpa w cyrku, który właśnie wyjechał na scenę życia publicznego. Nie pomagacie mi w ten sposób”. Cóż dodać. W moim przekonaniu nie liczą się jedynie intencje, ale także zdolność przewidywania skutków postępowania. Tym razem są one na tyle skomplikowane, że zamiast zmian w podejściu do osób homoseksualnych, będziemy po tej akcji jeszcze długo leczyć relacje między nami w Kościele.
„Przewodnik Katolicki” zdecydował się na publikację wywiadu ze Zbigniewem Nosowskim, aby mógł on wyjaśnić intencje przystąpienia do kampanii i jej przesłanie. Jednakże Redakcja uważa, że mimo dobrych intencji kampania przyczynia się do zamazania w odbiorze społecznym nauczania Kościoła.