Jak co roku w uroczystość Bożego Ciała tysiące ludzi podążały ulicami miast i wsi w procesjach eucharystycznych, dając świadectwo wiary i wierności Chrystusowi. Centralnym uroczystościom w Gnieźnie przewodniczył prymas Polski abp Wojciech Polak, który najpierw przewodniczył Mszy św. w katedrze gnieźnieńskiej, a później wspólnie z kapłanami i wiernymi podążał do czterech ołtarzy usytuowanych jak co roku przy rezydencji arcybiskupów gnieźnieńskich, w pobliżu kościoła franciszkanów i dalej kościoła farnego i garnizonowego. Przy ostatnim z nich metropolita gnieźnieński wygłosił homilię, przywołując w niej raz jeszcze obrazy z czytanych tego dnia ewangelicznych przekazów św. Marka i św. Łukasza o rozmnożeniu chleba. Jak mówił, Jezus polecił uczniom nakarmić tłum, ale nie zostawił ich z tym problemem, który wyraźnie ich przerastał. Prosił tylko, by byli mu posłuszni. Nie przyjął przy tym postawy cudotwórcy, nie sprawił, że poczuli się zbędni, ale pokazał, że ich potrzebuje. – Potrzebuje ich rąk i umysłów. Potrzebuje ich wrażliwych serc i bystrych oczu. Potrzebuje, aby to, co mają, to, czego jest tak niewiele dla tak wielu potrzebujących, włożyli w Jego Boskie dłonie i z Jego błogosławieństwem, w Jego imię rozdawali ludowi – mówił abp Polak, dodając, że Kościół również nie wyszedł z Wieczernika i nie idzie do świata z pustymi rękoma. Idzie, niosąc Chrystusa pośród nękających nas problemów i lęków, radości i kłopotów. I jak kiedyś uczniowie, tak my dziś z ust Jezusa słyszymy: „Żal mi tego ludu”. – Żal tych, którzy z takich czy innych powodów, a może także z powodu naszej własnej słabości, braku naszego chrześcijańskiego świadectwa i naszej gorliwości, szczelnie pozamykali swoje uszy, serca, domy, rodziny na Chrystusa i na Jego Ewangelię – mówił prymas Polski. – Żal tych, którzy choć przecież ochrzczeni, żyją praktycznie tak, jakby Bóg nie istniał, szukają szczęścia na własną rękę i gubią się we własnych projektach, wciąż jednak nie mogąc odnaleźć pokoju i prawdziwej drogi życia. Żal tych, których przygniata smutek i lęk, dosięga trwoga, że nie mają nikogo, kto mógłby im dopomóc, podźwignąć, dodać wiary czy otuchy. Zostali bowiem sami. Żal tych, którzy żyją w ciągłych złościach, pretensjach, nienawiści, których wrogość i niezgoda rozdziela. Są skłóceni, poróżnieni, poobrażani i szczelnie pozamykani jedni na drugich. Żal pogubionych, uzależnionych, którzy nawet zapukają do naszych drzwi, zadowalają się jednak tylko kawałkiem chleba, którym się podzielimy. Na te wszystkie żale – stwierdził dalej metropolita gnieźnieński – przychodzi słyszane już wezwanie Jezusa „wy dajcie im jeść”, ale przychodzi też zapewnienie, że nie będziemy tego czynić sami. Jezus bowiem i dziś pragnie posługiwać się naszymi rękami, naszym sercem i naszym życiem dla innych.