Kupiłem. Pamiątki nie dotarły do Polski, bo linie lotnicze zgubiły mój bagaż. Wraz z maryjnym otwieraczo-obcinaczem utraciłem niemal siedemdziesięcioletnią książeczkę komunijną z miejscowego antykwariatu i pomalowaną na różowo gipsową lamę, mającą zagościć w domowej bożonarodzeniowej szopce. Wiozłem cały plecak religijnych dewocjonaliów nie dlatego, że moi znajomi są szczególnie gorliwymi wyznawcami Chrystusa, a dlatego, że głęboko fascynuje mnie i pociąga emocjonalna estetyka Ameryki Południowej. Również, a może zwłaszcza – ta religijna. Piszę to bez cienia ironii – wszechobecny sakrokicz dodaje uroku głośnej i kolorowej latynoskiej wierze. A przy okazji nie pozwala wątpić w jej autentyczność.
Z podróżnego pamiętnika
Cuenca, Ekwador. Przed okazałą katedrą krąży mężczyzna obwieszony krzyżami. Z szyi, z ramion, z kieszeni na udach, wszędzie zwisają dziesiątki krzyży i krzyżyków. Najmniejszy ma zaledwie parę centymetrów, największy – blisko pół metra. To chyba jedyny nienachalny sprzedawca na miejscowym rynku. Tyle dobrego, że nie reklamuje głośno swojego towaru jako „najlepsze krzyże w mieście”.
Wewnątrz katedry panuje półmrok i cisza. Kilka kobiet pali świece w intencji bliskich, ktoś nieśmiało nuci pieśni adwentowe. Na ścianie wiszą ogromne portrety dwóch papieży – Jana Pawła II i Jana XXIII. Rzuca się w oczy, że ktoś przykleił twarze do innego tułowia. Rysy postaci są zniekształcone, nieco karykaturalne.
Jest środek grudnia, zbliżają się święta. Witryny sklepów z dewocjonaliami, których niemałą ilość można znaleźć w okolicach katedry, przepełnione są lalkami przedstawiającymi kędzierzawego chłopca. To mały Jezus w najrozmaitszych wariantach. Jezus w mundurze policjanta, Jezus z kucharską czapką, Jezus w służbie wywiadu... Przed świętami trafią do wszechobecnych tutaj szopek. Muzyk kupi do swojego domu Dzieciątko ze skrzypcami, a miejscowy komisariat zaopatrzy się w Jezuska z policyjną czapką na głowie. Czy to nie cudowna tradycja? Najlepiej jeśli szopka jest bogata, urozmaicona, pełna najrozmaitszych zwierząt, świecąca i grająca. To, że hołd Narodzonemu w ekwadorskich i peruwiańskich żłóbkach oddają lamy, nikogo nie powinno dziwić – w końcu lama jest symbolem i najbardziej powszechnym zwierzęciem górskich regionów Ameryki Łacińskiej. Ale skąd wzięły się żyrafy? Indyki? Lwy, koguty, żółwie?
Pomasqui, Ekwador. Przypadkowo trafiam do sanktuarium Pana drzewa (Señor del Arbol). Miejscowi czczą tutaj rzeźbę Jezusa wyrzeźbionego w wielkim konarze – dwie gałęzie wznoszą się ponad głowę Syna Bożego, co sprawia wrażenie, jakby drzewny Chrystus błogosławił miasteczko. Z powstaniem tej rzeźby wiąże się dawna legenda: gdy hiszpańscy konkwistadorzy przyszli tu pewnej niedzieli na Mszę, przywiązali konie do stojącego przed kościołem drzewa. Po nabożeństwie wyszli przed świątynię i ujrzeli, że pozostawione zwierzęta klęczą przed pniem. Wydarzenie okrzyknięte zostało cudem. Wkrótce potem miejscowy ksiądz nakazał ściąć święte drzewo, a w pniu wyrzeźbić twarz Chrystusa.
Santiago, Chile. Nie mogę ustać w miejscu! Ślizgam się po grubej warstwie wosku, jaka pokryła ziemię w kapliczce wotywnej na górze Świętego Krzysztofa. Wszędzie palą się świece, ale od dawna nikt nie zdrapywał śliskiej substancji z marmurowych płyt. Mój wzrok błądzi pomiędzy dziękczynnymi obrazkami i medalikami. Zgodnie z obowiązującą modą, fotografie uratowanych od strasznej choroby dzieci ozdobione są różnymi dodatkami – serduszkami, komputerowo wklejonymi misiami…
Uyuni, Boliwia. Na przedniej szybie autobusu, którym przyjechałem do tego pustynnego miasteczka, naklejono ogromnego Jezusa w towarzystwie kilku gołębi pokoju (zdjęcie ukazało się w „Przewodniku Katolickim” nr 26/2015 jako ilustracja do artykułu o wizycie papieża Franciszka w Ameryce). Religijne zdobienia autobusów i ciężarówek to na tej ziemi codzienność. Kierowcy są bardzo przesądni, a drogi – nieutwardzone, kręte, niebezpieczne. Notuję dwa kolejne napisy pokrywające pojazdy: „Bóg jest moim wybawicielem, zawsze będzie mnie chronić” oraz „Król przyjdzie ponownie”. W peruwiańskiej Piurze zauważam korporację taksówkarską o nazwie „Benedykt XVI”…
Riobamba, Ekwador. Zwiedzając miejscowy cmentarz, zauważam zdobiącą grób półmetrową rzeźbę dinozaura z naszyjnikiem ze srebrnych gwiazdek. Dopiero po chwili zauważam, że również płyta nagrobna wycięta jest w kształcie triceratopsa. Mogiła należy do chłopca zmarłego w wieku ośmiu lat – widocznie dziecko fascynowało się światem dinozaurów, a kochający rodzice postanowili uradować potomka nawet po śmierci.
Andyjskie zwyczaje pogrzebowe to zresztą bardzo szeroki temat. Zmarłego zwykło się tu odprawiać w ostatnią drogę z ulubionymi w ziemskim życiu przedmiotami. Na męskich grobach stoją więc miniaturowe buteleczki z piwem i winem, zabawkowe samochody, fotografie ulubionych piłkarzy. Żeńskie mogiły zdobią bogate bukiety kwiatów. Dziecięce – maskotki, naklejki, zabawki. Mikaela Claros Santos, jedenastolatka z La Paz, spoczęła w najprawdziwszym domku dla lalek. Na grobie przystojnego Argentyńczyka Gauchito ktoś z niezgrabnie wyciętych literek przykleił napis „śliczny”.
San Andrés, Kolumbia. Przypadkowo rzucam okiem na telefon siedzącej obok mnie ciemnoskórej kobiety w średnim wieku. Z ekranu spogląda na mnie Jezus Chrystus. Wcześniej na telefonicznych tapetach widziałem już Matkę Bożą, ostatnią wieczerzę i kilku świętych.
Tutaj jesteśmy katolikami
No właśnie, San Andrés – Święty Andrzej. O katolickiej dominacji na kontynencie najdobitniej świadczą nazwy miejscowości. Asunción, stolica Paragwaju, po polsku oznacza Wniebowzięcie. Pełna nazwa stolicy Boliwii to Nuestra Señora de La Paz, czyli Nasza Pani Pokoju. Santa Fé, popularna nazwa dla latynoskiego miasteczka, to w tłumaczeniu Święta Wiara. Największe miasto Brazylii nosi nazwę Święty Paweł, zresztą, co druga wioseczka nazwana jest na cześć któregoś ze świętych patronów, najczęściej apostołów.
A o patronów się tutaj dba. Władze malutkiego ekwadorskiego miasteczka San Pedro de Alausí postawiły na wzgórzu gigantyczną figurę Świętego Piotra. Co prawda od najwyższego na świecie religijnego pomnika, Chrystusa w polskim Świebodzinie, ekwadorski Święty Piotr jest dwa razy niższy, ale my mamy tylko jeden Świebodzin, a w Ameryce Południowej podobne pomniki stoją w niemal każdym mieście. Najbardziej znana figura znajduje się oczywiście w Rio de Janeiro. Najwyższa – w boliwijskiej Cochabambie – mierzy aż trzydzieści cztery metry.
Jednak wspominając o liczebnej przewadze katolików nad innymi wyznaniami, trzeba napomknąć o coraz większym znaczeniu, jakie w Ameryce Łacińskiej odgrywają krzewione przez misjonarzy ze Stanów wyznania protestanckie. W 2013 roku odwiedziłem wspomnianą już Cochabambę, gdzie podczas jednego dnia natknąłem się na nabożeństwa trzech różnych wyznań. To prawdopodobnie dlatego w niektórych miejscach można natknąć się na tabliczki z napisem „TUTAJ JESTEŚMY KATOLIKAMI” (Aquí somos católicos). Dodatkowy, mniejszy napis informuje czytelnika: „Nie zamierzamy zmieniać wyznania; prosimy - nie nastawaj”.
A ja od siebie proszę – nie zmieniajcie też zwyczajów. Ten, kto z pogardą spogląda na publicznie wyrażane przez Latynosów religijne uwielbienie, po prostu nie rozumie tamtejszych realiów. Chrystus na szybie autobusu wcale nie oznacza powierzchowności ani banalności wiary. Nadmiar religijnych ozdób może szokować polskiego katolika i oszczędnego w wyrażaniu emocji protestanta, ale zupełnie inaczej odbierany jest w ramach emocjonalnej kultury latynoskiej. Będę bronił dinozaura na grobie. Różnorodność w wierze jest piękna.