Logo Przewdonik Katolicki

Słowo jest działaniem

Dorota Niedźwiecka
Najlepiej jest mówić o sobie. To genialny zawór bezpieczeństwa.W przypadku mówienia o innych często pozwalamy sobie ten zawór wyłączyć. Fot. D.Niedźwiecka

Rozmowa z ks. Piotrem Brząkalikiem, radiowcem, o słowie, które potrafi uskrzydlać lub ciąć do krwi

Działam i widzę efekt. Budujący lub niszczący. A słowo? Nieraz wydaje się tak ulotne, jakby zapraszało, by się na nim nie skupiać, używać bez zastanowienia. 
– To złudzenie. Jesteśmy przyzwyczajeni do działania, ale słowo też jest działaniem. Pismo Święte mówi, że jest „jak miecz obosieczny” – potrafi ciąć aż do krwi i uskrzydlać. Jeśli na przykład usłyszymy słowa „kocham cię”, czujemy w ciele ciepło, jest nam lepiej. Czasem to słowo ma daleko idące skutki: owocuje małżeństwem, dzieckiem. A jak usłyszymy „nienawidzę cię”, czujemy się przytłoczeni, zaszczuci, rozzłoszczeni, i bywa że mamy ochotę odpłacić pięknym za nadobne. O tym, że słowo ma moc sprawczą, mówi św. Jan w Prologu do Ewangelii i autorzy Księgi Rodzaju, przytaczając stwórcze słowa Boga: „Niech się stanie”. 
 
Słyszałam kilka Księdza homilii. Przykłada Ksiądz dużą wagę do dobru słów.
– To zwracanie uwagi na słowo wynika z obserwacji rzeczywistości, w której jest „nadsłowność” albo wręcz „słowne tsunami”. Bez przerwy mówimy. A im słów jest więcej, tym bardziej przestają być jednoznaczne i świeże. W języku polskim był kiedyś taki piękny zwrot „waż słowa”, czyli „miej świadomość ich wagi”.
Drugim powodem mojej uważności jest zachodzący w języku proces zmiany znaczenia słów. Jeśli – weźmy taki przykład – szpital coraz częściej nazywamy zakładem opieki zdrowotnej, to kryje się za tym cała masa konsekwencji w relacjach. One są już nie szpitalne, a wewnątrzzakładowe – bardziej zdystansowane i proceduralne.
 
Mówi Ksiądz o dalekosiężnych dobrych skutkach używania słowa. Ale jak tu mówić dobrze, skoro „państwo trwoni moje pieniądze”, „sąsiad kradnie”, a „mąż kompletnie nie nadaje się do budowania związku”. Jakbyśmy czuli się przymuszeni, by mówić o złu. A dobro znika nam z oczu.
– Mam wrażenie, że opowiadanie o złu, jakiego się dopuszczają inni, to sposób na poprawianie sobie samopoczucia czy poprawienie własnej samoceny. Czytając między linijkami, brzmi to mniej więcej tak: „Ja nie jestem parszywy. Oni są gorsi”. Wspomniała Pani o polityce. Jednym z moich zarzutów do wolnościowej przestrzeni od roku 1989 jest to, że wszyscy, którzy startują w wyborach – niezależnie z jakiej partii pochodzą – próbują udowodnić, że „tamci są gorsi”, a nie że „to ja jestem lepszy”. Marzy mi się taki kandydat, który nie będzie przekonywał, że ten drugi „jest be”, tylko że on jest „a”. Na marginesie dla tych, którzy mogliby mieć wątpliwości: pokora to prawda o sobie, a nie umniejszanie siebie.
 
Wyobraźmy sobie sytuację: przychodzi do Księdza osoba z prośbą o radę, by przestać obmawiać. Co Ksiądz na to?
– Rady są dwie. Pierwsza: że najlepiej jest mówić o sobie. To genialny zawór bezpieczeństwa – gdy mówimy o sobie, zwykle bardzo uważamy na słowa, żeby nie powiedzieć za dużo. W przypadku mówienia o innych często pozwalamy sobie ten zawór wyłączyć.
 
A druga rada?
– Pytam wprost: czy ci, o których pan/pani mówi źle, mają też dobre cechy? Zazwyczaj słyszę, że tak. „A czy myśli pan, że o panu ludzie mówią tylko dobrze?”. „Naturalnie że nie”. To ja mam propozycję: proszę zacząć mówić o dobrych cechach, zaletach tych ludzi. Może jest coś, co warto zauważyć, docenić, za co podziękować. Jestem przekonany, że im częściej my będziemy mówili o bliźnich dobrze, tym częściej oni o nas będą mówić dobrze.
 
„Słowo to działanie”, „słowo to dobro”. Bywa, że tak bardzo chcemy drugiemu je okazać, że zaczynamy zachowywać się nieznośnie.
 
– Na przykład schlebiamy. Albo narzucamy się ze swoim mówieniem. A żeby usłyszeć, trzeba najpierw samemu zacząć milczeć. W wielu rozmowach widać, jak ten, do kogo mówimy, czeka na przecinek, żeby tylko wejść w słowo i powiedzieć, co ma na języku. Czasem słyszymy: wiem, co mi chcesz powiedzieć.
 
Milczenie a niemówienie to dwa różne zachowania.
– Milczenie jest z wyboru, niemówienie – z przymusu. Milczę nie dlatego, że muszę czy że nie mam nic do powiedzenia, ale z szacunku do bliźniego. Bardzo mi się spodobało zasłyszane kiedyś zdanie, że jednym z najwyższych stopni bliskości między ludźmi jest coś, co się nazywa „pomilczmy razem”.
 
Budujemy wtedy więź na poziomie głębszym niż powierzchnia słów.
– Tak.
 
Zmieńmy temat: jak widzi Ksiądz miejsce słowa w ewangelizacji?
– Jestem pragmatykiem, nie lubię egzaltacji. I myślę sobie, że w przepowiadaniu często grzeszymy, wchodząc na poziom górnego c. Dla mnie najważniejsze jest mówienie o Panu Bogu i wartościach przy okazji, często nawet nie wprost (zwróćmy uwagę, że Pan Jezus mówił przy okazji – np. gdy spotkał Samarytankę przy studni lub przyprowadzono do Niego kobietę cudzołożną). Przykład? Jako świeżo wyświęcony ksiądz lubiłem jeździć na Festiwale Jazz Jambore. W 1985, może 1986 r., zanim na scenę wyszedł  legendarny Miles Davis, zapowiedziano występ Michela Petruccianiego. Okazało się, że to człowiek niepełnosprawny: od pasa w górę jak dorosły mężczyzna, od pasa w dół – jak kilkunastoletni chłopiec. Zaczął grać i… oniemieliśmy. Od tamtej pory, gdzie tylko mogłem, szukałem jego płyt. Po tym doświadczeniu być może mało elegancko używałem przykładu pana Michaela jako argumentu antyaborcyjnego. Opowiadałem o nim na katechezach i spotkaniach, zastanawiając się, jaki mógłby być jego los, gdyby ktoś wykrył jego niepełnosprawność przed narodzeniem i uważał, że mniejsze nieszczęście się stanie, jeśli się nie urodzi. Tyle tylko, że wówczas pozbawilibyśmy się takiej jego muzyki. Bywało, że widziałem na twarzy rozmówcy poruszenie, gdy to słyszał. Jaki będzie los czy skutek opowieści, nie wiem. Ale dla mnie to ważne, że jeśli jest ku temu atmosfera i okazja, warto opowiadać o tym, co mnie osobiście porusza. W ten sposób zasiewam ziarna dobra.
 
Słowo ma szczególny związek z Bożym Narodzeniem, czasem, w którym wypełnia się i ucieleśnia Słowo.
– I czasem – czego sobie i innym życzę – dobrego słowa. Te święta pachną przecież dobrocią.  Pomyślałem sobie, żeby szczególną uważność podczas nich skupić na dobroci słowa. I żebyśmy zostawiali sobie nawzajem dobre słowa w prezencie na dłużej niż tylko od święta.
 


 
Ks. Piotr Brząkalik
Od 15 lat jest autorem audycji i felietonów w katowickim archidiecezjalnym radiu „eM”, współtwórcą programów w Radiu Watykańskim i Polskim Radiu program II, autorem zbiorów felietonów Punkt widzenia i Pilnie potrzebne.
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki