Logo Przewdonik Katolicki

Humanizm i przemoc

Dorota Niedźwiecka

Postęp ludzkości zakłada poprawę jakości życia. Warto dostrzegać słuszne postulaty poprawy życia, ale nie można zamykać oczu na zło, które może być skutkiem ubocznym tak rozumianego postępu.

Niedawno świat obiegła informacja: 24-letnia kobieta cierpiąca na depresję uzyskała w Belgii zgodę, by zostać pozbawioną życia. Uzasadnieniem był ból egzystencjalny nie do zniesienia. W tym kraju eutanazja jest legalna od 2002 r., od lutego 2014 r. – także na nieuleczalnie chorych dzieciach. Eutanazję wykonuje się na osobach terminalnie chorych, starszych, niepełnosprawnych, chorych psychicznie i cierpiących na depresję. Co roku w Belgii kończy w ten sposób życie około 1400 osób.
W Holandii – która jest prekursorem współczesnej eutanazji (w praktyce, od 1973 r. ) – pozbawia się życia już niemal 5 tys. osób rocznie, co daje około 13 uśmierconych dziennie. Państwo pozwala także na zabijanie młodzieży powyżej 12. roku życia.
 
Selekcja
Selekcja dokonuje się także na zarodkach poczętych in vitro i na dzieciach przeznaczonych do aborcji. W zamrażarkach Stanów Zjednoczonych jest pół miliona ludzi, którzy nie mogą ani się urodzić, ani umrzeć. W wyniku aborcji na świecie co roku jest zabijanych 50 mln ludzi. A mocno nagłaśniany w ostatnich latach przez część establishmentu australijski etyk Peter Singer postuluje, by móc poddawać eutanazji dziecko także po urodzeniu – do momentu, gdy zacznie poznawać siebie w lustrze.
Nie, to nie jest czarny humor – chociaż wolałabym, by tak było. Świat stracił rozum i ludzkie odruchy – chciałoby się powiedzieć. Aż dziw, że te fakty – lukrowane etykietami „humanizmu”, „wolnej woli” i „prawa do decydowania o sobie (tudzież o innych)” tak łatwo w ciągu ostatnich lat czyni się legalnymi prawnie.
 
Zło pod maską dobra
U podstaw myślenia o postępie ludzkości za pomocą eliminacji osób słabszych, chorych lub zwyczajnie niewygodnych stoi tzw. eugenika. Warto poznać jej historię, aby lepiej zrozumieć również to, co dzieje się dzisiaj. Jako pierwszy terminu „eugenika” użył Francois Galton, który w latach 60. XIX w. wymyślił, by zdobycze ówczesnej genetyki wykorzystać do rozmnażania się ludzi, którzy będą „bardziej wartościowi” dla społeczeństwa, i ograniczenia rozmnażania tych „mniej wartościowych”. Pierwszy, zakrojony na szeroką skalę projekt – podczas letniej szkoły Cold Spring Harbor Laboratory w USA, na którą przyjeżdżali nauczyciele – miał umożliwić wprowadzenie tych idei w praktyce. Aby przerwać łańcuch następstw, w których w rodzinie żebraczej dzieci stają się żebrakami, a w przestępczej – przestępcami, rozpoczęto zbieranie wśród ludności dokładnych danych, na podstawie których można było decydować, kto będzie miał prawo do rozmnażania, a być może do życia: „Skoro jesteś chory, to sama natura nie chce, byś istniał. Dlaczego więc my mamy marnować zasoby, by takich ludzi kształcić?”.
Pomysł poparli przedstawiciele ówczesnych elit: lekarze, sędziowie, nauczyciele. W imię dobrych idei: by przerwać łańcuch nędzy i by społeczeństwo stawało się coraz bardziej rozwinięte intelektualnie – zwolennicy eugeniki w 1908 r. zgłosili jako propozycję prawa stanowego Ohio publiczne komory gazowe. Niestety, to po raz kolejny nie jest czarny humor. Uważano (do dziś można przeczytać to w publikacjach m.in. Charlesa Davenporta, biologa czy dr. Williama Robinsona, urologa), że należy chronić społeczeństwo przed „zalewem zdefektowanej plazmy”. Proponowano segregację i eutanazję. Prawo zezwalające na powstawanie publicznych komór nie przeszło. Natomiast prawo do przymusowej sterylizacji osób kwantyfikowanych jako „gorsze” zaaprobowano aż w 27 stanach. W jego efekcie wysterylizowano 65 tys. cierpiących biedę Amerykanów, nie licząc Indian w rezerwatach.
 
Zamiast szczęścia - dramat
Propagowaniem eugeniki nie zajmowała się szarlataneria czy sekty, lecz naukowcy. W latach 30. XX w. na prowadzenie wysunęli się Niemcy, zachęcani przez nowego przywódcę Adolfa Hitlera. Zaczęto od propagandy medialnej i eliminowania osób niepełnosprawnych oraz Żydów. Do dziś zachowały się wspomnienia rodziców, którzy oddawali do zakładów opieki swoje niepełnosprawne dzieci, a kilka miesięcy później dowiadywali się, że nie żyją. W latach 1939–1940 Niemcy masowo eksterminowali pacjentów szpitali psychiatrycznych. Pierwszą komorę gazową – w forcie VII pod Poznaniem – zorganizowano, by eliminować – uznanych za społecznie gorszych psychicznie i nerwowo chorych. Obozy koncentracyjne były kolejnym, logicznym następstwem.
Na podstawie tamtych doświadczeń można zobaczyć, jak bardzo ludzki umysł, pragnący przecież rzeczy dobrej: poprawy bytu społeczeństwa, jest w stanie się zagubić. Twórcy eugeniki zwracali uwagę na rzeczy ważne: trudną sytuację ludzi z nizin społecznych, żyjących w skrajnej nędzy i w tej nędzy mieszkających ze swoim potomstwem. Dostrzeganie problemów było działaniem właściwym. Udzielana odpowiedź – nieludzka. Najpierw w założeniach, a potem w praktyce pozbawiała ludzi prawa do życia tylko dlatego, że byli mniej inteligentni, zaradni czy zdrowi.

Bliskość uśmierza ból
Po wojnie eugenika, obarczona złą sławą obozów koncentracyjnych, zeszła do podziemia. Jej czołowi propagatorzy zamiast czystością rasy, zaczęli zajmować się kontrolą urodzeń. Ofiar nowej eugeniki jest więcej: liczba dzieci zabitych w łonie matki poprzez aborcje to około 50 mln rocznie. Te statystyki nie obejmują zabitych za pomocą środków wczesnoporonnych. W przeznaczaniu ludzi do aborcji selekcja wydaje się skuteczna: w Holandii na przykład nie rodzą się już dzieci z zespołem Downa.
Kolejnym przykładem selekcji negatywnej jest in vitro. Oczywiście ludzie nie decydują się na in vitro z tych samych powodów, dla których dokonywano w przeszłości selekcji eugenicznej, tzn. ich celem nie jest eliminacja życia, ale powoływanie do życia. Mimo to stosujący in vitro w pewnym sensie zgadzają się na eugenikę ukrytą w samej metodzie selekcji zapłodnionych zarodków. W tym procesie (przykład Polski) uzyskuje się osiem ludzkich istnień po to, by schronienie w macicy mogło znaleźć tylko dwoje z nich. Embriony wybiera się pod względem zdrowia i żywotności. Bez względu jednak na to, ze względu na którą cechę by się je wybierało – w istocie jest to eugenika: dążenie do powoływania do życia jednych kosztem pozostałych, których uznaliśmy za słabszych czy zwyczajnie zbędnych. Selekcją negatywną może także być eutanazja, jeśli jako społeczeństwo uśmiercamy za jej pomocą tych, którzy są dla zbiorowości ludzkiej ciężarem.
Tworzenie
Nie twierdzę, że wszyscy decydujący się na in vitro czy aborcję szukają świadomie zła i faktycznie wybierają je w pełnej wolności. Nie mówię, że obok złych pobudek na pewno nie ma tych, które wynikają z bólu, rozczarowania, samotności czy depresji. Rozumiem, że ludzie szukają czasem szczęścia po omacku. Mam świadomość, że większość matek, decydujących się na aborcje, zrobiła to z poczucia pozostawienia ich samych z ogromnym poczuciem lęku o przyszłość. Zapewne są też ci, którzy bardziej świadomie decydują się na zło. Powstrzymuję się jednak od ocen konkretnych osób.
Ja raczej twierdzę, że zawsze jest szansa na znalezienie lepszego rozwiązania, które okaże się całkowicie dobre i nikogo nie będzie krzywdzić. Pragnąc dzieci, można próbować zdobyć się na odwagę, by stworzyć dom komuś, kto już istnieje i został porzucony. Przed lękiem odnoszącym się do bólu i śmierci może obronić nas świadomość, że ludzie często rezygnują z prośby o eutanazję, gdy doświadczają bliskości drugiej osoby.
Rozwiązaniem wydają się więc nie normy prawne, pozwalające na niszczenie życia, lecz zdolność każdego z nas do dawania miłości; do otwartości na drugiego, zrozumienia jego obaw i pragnień, umiejętne ofiarowanie bliskości i wsparcia. I taka organizacja prawa i społeczeństwa – by w imię postępu nie niszczyć, lecz tworzyć.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki