W Polsce biedą i społecznym wykluczeniem najbardziej zagrożeni są ci, którzy potrzebują wsparcia – samotni rodzice, rodziny wielodzietne, dorośli sprawujący opiekę nad osobami zależnymi (chorymi rodzicami lub dziadkami, niepełnosprawnymi dziećmi). Brak poważnego zaangażowania ze strony polityków w poprawę losu takich rodzin jest możliwy za sprawą nastawienia społecznego: osoby takie bywają traktowane jako patologia, a oczekiwanie większej pomocy ze strony instytucji państwa uznawane jest postawę roszczeniową. Pora, aby zmieniać te przekonania.
Ukryty problem społeczny
Rodziny potrzebują wsparcia szczególnie wtedy, gdy są niepełne, a nieobecny rodzic uchyla się od wszelkiej pomocy – w tym również materialnej. Samotne wychowanie dzieci w takiej sytuacji jest wyzwaniem, które często przekracza możliwości jednej osoby. W około 96 proc. to kobiety. Postawione pod ścianą, zaczynają działać i angażują się nie tylko w poprawę losu swoich dzieci, ale i solidarną pomoc innym. Tak właśnie powstało Stowarzyszenie Poprawy Spraw Alimentacyjnych „Dla naszych dzieci”. Iwona, jednak z współzałożycielek stowarzyszenia, wyjaśnia: „Z wyrokiem sądowym w ręku, nie mogę wyegzekwować pieniędzy dla moich dzieci, bo mąż ukrywa dochody. Idea stowarzyszenia zrodziła się za sprawą facebookowej grupy, skupiającej mamy z podobnymi historiami. Poczułyśmy się podwójnie samotne: pozostawione same sobie również przez państwowych urzędników”.
O kobietach walczących o prawo do alimentów dla swoich dzieci po raz pierwszy stało się głośno w 2002 r., a więc w momencie likwidacji Funduszu Alimentacyjnego. Powstało wówczas ponad 60 stowarzyszeń. Kobiety zaczęły się organizować również przy wsparciu Kościoła. Powstał m.in. Ruch Samotnych Matek w Obronie Funduszu Alimentacyjnego, nazwany przez media alimenciarami i uznany za pierwszy po „Solidarności” masowy ruch społeczny. Mimo że w 2007 r. Fundusz Alimentacyjny został przywrócony, nie poprawiło to w wystarczającym stopniu kondycji wielu rodzin.
Szacuje się, że problem alimentów dotyczy w Polsce okoła miliona dzieci. Liczba dłużników alimentacyjnych wynosi mniej więcej 235 tys., a ściągalność zaległości, należąca do najniższych w Europie – około 15 proc. Według Krajowego Rejestru Długów zaległości z tego tytułu sięgają 4,6 mld zł. Średnio jeden polski alimenciarz ma do spłaty 27,7 tys. zł zaległości wobec swojego dziecka. A maksymalna wysokość świadczenia wypłacanego z Funduszu Alimentacyjnego tym rodzinom, których dochód na osobę nie przekracza 725 zł netto, to od sześciu lat niezmiennie 500 zł. Największym jednak problemem jest społeczne przyzwolenie na oszustwa – ojców unikających płacenia kryją przyjaciele i rodziny, w ukrywaniu dochodów pomagają pracodawcy, celowo zatrudniając ich „na czarno”.
„Ślepe” prawo
Rodzic niepłacący alimentów nie jest zwyczajnym dłużnikiem. Tymczasem polskie prawo jest niestety „ślepe” na różnice pomiędzy osobą, która zalega z płatnością raty za samochód czy nowy ekspres do kawy a rodzicem, który ucieka przed podjęciem finansowej odpowiedzialności za los własnego dziecka. Dlatego wśród wielu postulatów pojawiła się także i propozycja, aby w przepisach prawa wprowadzić nową definicję – „dłużnik alimentacyjny”, wobec którego prawo byłoby bardziej surowe niż wobec „zwykłego” dłużnika. Prawo powinno chronić dzieci i powinno stać po ich stronie. Co więcej, art. 71 obowiązującej konstytucji przewiduje, że rodziny znajdujące się w trudnej sytuacji materialnej i społecznej mają prawo do szczególnej pomocy ze strony władz publicznych.
Ogromnym wyzwaniem jest także poprawa ściągalności ojcowskich zobowiązań i zmiana obowiązującego w polskim prawie progu dochodowego, uprawniającego do korzystania ze środków Funduszu Alimentacyjnego. Wiele rodzin, choć faktycznie znajduje się w trudnej sytuacji materialnej, ze środków tych nie może skorzystać, bo na przykład całkowity dochód matki samotnie wychowującej dziecko wynosi 1600 zł netto. Każdy, kto ma dzieci, wie, jak ogromne wydatki towarzyszą szkolnej edukacji i jak trudne dla każdego rodzica są te momenty, w których staje wobec dylematu: kupić dziecku buty na zimę czy wysłać na szkolną wycieczkę. Potwierdza to historia Marty, samotnej mamy: „Jestem zatrudniona w sektorze państwowym. Przekraczam kryteria dochodowe. Spłacam zobowiązania zaciągnięte jeszcze w czasie trwania małżeństwa. Ze względu na restrukturyzację moje wynagrodzenie uległo zmniejszeniu. Dziecko ma 12 lat, idzie do szóstej klasy, rośnie, ma swoje zainteresowania, potrzeby. W tym roku pierwszy raz nie pojechało na wakacje. Ani ojciec, ani babcia, matka ojca, nie wyrażają chęci spotkania. Ktoś może powiedzieć, że mogę znaleźć inną lub dodatkową pracę – tylko jakim kosztem? Sieroctwa mojego dziecka? I tak już za dużo czasu spędza samo”.
Dlaczego rodzic nie płaci alimentów? Najprostsza i niestety prawdziwa odpowiedź brzmi: „Bo może!”. Najważniejsze jest więc społeczne nastawienie.
Co możemy zrobić jako wspólnota Kościoła?
Zmiana przepisów prawa to zadanie dla urzędników państwowych i działaczy organizacji pozarządowych. Wrażliwa postawa wobec rodzin wymagających większego wsparcia jest natomiast naszym obowiązkiem. We wspólnocie dzielimy się nie tylko Słowem Bożym i Eucharystią, w Kościele spełniają się także czyny miłosierdzia.
Ważną sprawą jest tworzenie systemu pomocy dzieciom z rozbitych rodzin i samotnym rodzicom, dostrzeganie w parafiach osób potrzebujących szczególnego wsparcia. I nie zawsze chodzi tu o pomoc rzeczową czy finansową. Czasami równie ważne jest podarowanie takiej rodzinie własnego czasu: pomoc w odebraniu dziecka ze szkoły, w odrabianiu lekcji, w zakupach czy trudniejszych domowych pracach. W mniejszej wspólnocie, w której relacje nie są anonimowe, takie właśnie gesty wobec samotnego rodzica mają szansę stać się lepszą codziennością.
Posoborowi papieże wyraźnie podkreślają, że kwestie społeczne i Ewangelia są nierozłączne. Nie chodzi tu jedynie o etycznie godziwe postępowanie, społeczną solidarność i wrażliwość na potrzeby innych – szczególnie tych, którzy są zagrożeni biedą lub wykluczeniem. Te bowiem wymagania przynależą do sfery powszechnych zasad etycznych i obowiązują wszystkich ludzi. Chrześcijaństwo zaś uczy nas, że samo dążenie do sprawiedliwości społecznej, choć z pewnością ważne, nie wyczerpuje Chrystusowego przesłania. Jezus stawia przed nami nie tylko wyzwanie budowania ustroju, w którym może rozwijać się każdy człowiek i w każdym z właściwych osobie wymiarów. On daje nam także wzór postawy miłosierdzia. Jak napisał papież Franciszek w bulli Misericordiae vultus, ustanawiającej nadzwyczajny jubileusz miłosierdzia: „nic też z jego [tzn. Kościoła – D.K.] głoszenia i z jego świadectwa ukazanego światu nie może być pozbawione miłosierdzia”.
Niezależnie od działań, bardzo potrzebne jest powszechne nauczanie, że grzechem jest uchylanie się od płacenia alimentów i podkreślanie w katechezie, że wejście w małżeństwo łączy się z odpowiedzialnością za dzieci, które mogą się pojawić, i to zobowiązanie nie znika po rozpadzie związku. Papież Franciszek podnosił kwestię udzielania chrztu dla dzieci wychowywanych w nieformalnych związkach i przez samotnych rodziców. Włączenie dziecka do wspólnoty Kościoła, do naszej parafii, oznacza także i odpowiedzialność za jego los. Szczególnie gdy jeden z rodziców nie wypełnia swych zadań.
Nierozerwalność znakiem odpowiedzialności
Przed październikowym synodem grupa zaangażowanych społecznie świeckich katolików i kapłanów skierowała do biskupów prośbę, aby głos wspólnoty Kościoła wybrzmiewał w tej sprawie często i donośnie. Ks. Dariusz Piórkowski, redaktor naczelny wydawnictwa WAM i jeden z sygnatariuszy listu, od kilku lat zaangażowany w duszpasterstwo małżeństw i narzeczonych, wyjaśnia: „Bywa, że kiedy ludzie się rozwodzą i mają już dzieci, wydaje im się, że to niemal ich prywatna sprawa. A co z dziećmi? Co z krewnymi, przed którymi się ślubowało? Ubóstwo, niedożywienie i brak dostępu do edukacji mają tutaj jedno ze swoich źródeł – dobrze, że zaczyna się o tym mówić, ale można to jeszcze bardziej wyeksponować. Niepłacenie alimentów to właściwie już tylko skutek głębszej nieodpowiedzialności i niedojrzałości, głównie mężczyzn. Często za dużo mówi się negatywnie o nierozerwalności sakramentu małżeństwa: »Nie wolno, bo Jezus tak powiedział«. Mniej wspomina się o tym, że nierozerwalność buduje i jest znakiem odpowiedzialności za siebie nawzajem, a także za dzieci”. Warto o tym pamiętać także i przy okazji dyskusji na temat zmian w zakresie orzeczeń o nieważności małżeństwa. Wszak bywa, że jest ona orzekana wobec osób, które mają dzieci. Co więcej, także i w rozmowach o udzielaniu Komunii dla osób żyjących w niesakramentalnych związkach trzeba pamiętać, że akt pokuty i zadośćuczynienia z powodu rozpadu związku powinien być dokonywany nie tylko wobec Boga i drugiego z małżonków, ale i wobec dzieci. To one przecież cierpią na tym zawsze najbardziej.
Dominika Kozłowska – redaktor naczelna miesięcznika „Znak”, dr nauk humanistycznych w zakresie filozofii, publicystka katolicka.