Religia w szkole ma bowiem silne umocowanie prawne: ustawą (rok 1991), rozporządzeniem (1992), konkordatem (1993), konstytucją (1997). Jest rozumiana jako wypełnienie obowiązku państwa wobec obywateli. Nawet finansowanie nauczania religii w szkole z budżetu służy realizacji uprawnień obywateli gwarantowanych konstytucją. Religii w szkole – by tak prosto powiedzieć – jest dużo. Jednakże trudno mówić o jakimkolwiek formalnym uprzywilejowaniu katolików. Regulacje prawne szanują pluralizm wyznaniowy społeczeństwa. To zaś, że w szkołach dominuje nauczanie religii w jej wersji katolickiej, jest jedynie pochodną struktury wyznaniowej państwa; nie wyrazem uprzywilejowania jakiejkolwiek kategorii wyznaniowej. Istotną dla rozwiązań prawnych obecności religii w szkole jest wola rodziców. Państwo nie może nikogo do korzystania z lekcji religii zmusić, jak i nie może uniemożliwić rodzicom realizacji ich życzenia, by dzieci naukę religii w szkole pobierały. Co więcej, ma obowiązek stworzyć warunki, by dzieci z nauki religii korzystały, i to bezpłatnie.
Tak, wydaje się, że możemy spać spokojnie; jednakże z pewną dozą czujności, zwłaszcza w odniesieniu do jakości katechezy. Naszą czujność powinny też wzbudzać inicjatywy różnych środowisk zainteresowanych dziś promocją idei usunięcia religii ze szkoły, ograniczenia zasięgu jej obecności, zastąpienia lekcji religii zajęciami z religioznawstwa czy likwidacji finansowania nauczania religii w szkole ze środków budżetowych. To także stanowi swoisty bilans 25-lecia religii w polskiej szkole. Płynące z różnych stron utyskiwania na pracę katechetyczną Kościoła są faktem i bywa, że znajdują uzasadnienie. Stanowią sygnał zachęcający do podejmowania wielorakich działań modernizujących kształt obecności nauczania religii w szkole. Żadną miarą nie dają podstaw do wycofania jej ze szkoły.
W realiach szkoły
Szkoła nie jest instytucją kościelną, stąd ze swej natury nie daje dogodnych warunków dla realizacji kompletu celów, jakie wyznaczają katechezie dokumenty kościelne. Zwłaszcza chodzi – rzecz jasna – o włączanie katechizowanych we wspólnotę Kościoła i prowadzenie ich do sakramentów. Jest to w warunkach szkolnych niezmiernie trudne. Chciałoby się wręcz pytać, czy możliwe. Niezależnie od odpowiedzi, trzeba uruchomić na katechezie działania, dzięki którym stanie się możliwy nie tylko przekaz wiedzy i wiary, ale również – podkreślmy – przekonań i postaw. Oczywiście nie jest to łatwe. Wymaga od katechetów wysokich kompetencji oraz zaangażowania w życie parafii, nie tylko szkoły.
Trudnością w odniesieniu do części uczniów bywa niedostateczny poziom ich wiary. Może nawet i brak wiary. Natomiast z samej natury katechezy wynika, że jej adresatami mogą być tylko ludzie wierzący. Co z pozostałymi? Mają być adresatami ewangelizacji, zatem tej posługi Kościoła, która poprzedza katechezę, a jest nastawiona na wzbudzanie wiary. Owszem, ze względu na nasze szkolne realia już na etapie programowania szkolnej katechezy posługę ewangelizacyjną zauważa się i zaleca. Doakcentowanie ewangelizacyjnego celu, a w konsekwencji i charakteru szkolnych zajęć z religii powinno zadziałać uspokajająco na nauczycieli tego przedmiotu. Winno redukować dyskomfort związany z faktem spotykania uczniów deklarujących swój dystans wobec wiary. Wolno ostrożnie sądzić, że jeśli nauczyciele religii zobaczą siebie najpierw jako ewangelizatorów, a dopiero potem jako katechetów, to poczują się lepiej. Niech ewangelizację – samo głoszenie Chrystusa – uznają za swoje pierwszoplanowe zadanie. Gdy zaś będą mieli sposobność przekonać się, że wśród ich uczennic i uczniów są ludzie wiary, otwarci na ambitniejszy przekaz katechetyczny, tylko się ucieszą.
W realiach parafii
Wyraźny spadek udziału dzieci i młodzieży w niedzielnej Mszy św. i regularnym przystępowaniu do sakramentów pokazuje, że katecheza w szkole nie tylko nie wprowadza skutecznie w doświadczenie uczestnictwa w parafialnej wspólnocie, ale – zdarza się – izoluje od parafii. Dla wielu stwarza namiastkę życia religijnego, zaspokaja elementarne tak zwane potrzeby religijne, a w konsekwencji może i zastępuje parafię. Co więcej, faktyczne wyprowadzenie katechezy z terenu parafialnego przyniosło ryzyko dezintegracji parafii jako całości; poważnie utrudniło budowanie parafii jako „wspólnoty wspólnot”. Kontakt dzieci i młodzieży z parafialnym punktem katechetycznym był niegdyś dla młodego pokolenia podstawowym narzędziem styczności z własną parafią i Kościołem. W nowym modelu organizacyjnym katechezy taka rekrutacja bywa utrudniona. W świadomości dzieci i rodziców parafia jako środowisko wychowawcze faktycznie straciła na znaczeniu. Trzeba to uznać za oczywiste symptomy osłabienia więzi z parafią. W efekcie osłabienia roli tej ostatniej.
Upowszechniło się przeświadczenie, że katecheza szkolna z racji swej oczywistej niewydolności (mówiąc o niewydolności nie krytykuję, rzecz jasna, katechetów, lecz wskazuję na trudności realizacji kompletu celów katechezy) wymaga dopełnienia posługą katechetyczną na terenie samej parafii. Jednak myślenie o uzupełnianiu szkoły przez parafię, dziś nie do końca przekonuje. Co więcej, chciałoby się ów porządek myślenia odwrócić. Oto podmiotem katechetycznej posługi jest w istocie Kościół, zaś szkoła może jedynie we właściwy sobie sposób Kościół wspomagać, podejmując się realizacji dostępnych dla siebie zadań katechetycznych. Zatem to nie parafia ma pomagać szkole, uzupełniając jej działania, ale to szkoła ma wspomagać parafię jako właściwy, pierwszorzędny podmiot katechezy. To w istocie szkoła ma pomóc parafii, przejmując znaczną część zadań dydaktycznych służących rozwijaniu wiedzy – w tym przypadku wiedzy religijnej – uczniów; ale też zadań wychowawczych
Nieodzowne są dziś intensywne starania na rzecz zintegrowania działań parafii i szkoły wokół potrzeb dzieci i młodzieży. Żadną miarą nie można obu tych instytucji sobie przeciwstawiać; zwłaszcza że przy obecnym modelu nauczania religii Kościół działa jednocześnie w parafii i w szkole – przez parafię i przez szkołę.
W realiach opinii publicznej
Od momentu powrotu religii do szkoły badania sondażowe dotyczące nauczania religii w szkole przeprowadza CBOS. Generalnie widać na ich podstawie rosnący poziom akceptacji obecności religii w szkole. W badaniach z maja 1990 r., gdy religia wracała do szkoły, CBOS odnotował co prawda powściągliwość w formułowaniu opinii, ale to zrozumiałe. Wszak nie było jeszcze jasne, jaki kształt organizacyjny i programowy przybierze owa dydaktyczna innowacja. Wątpliwości zostały rozwiane szybko. Z czasem aprobata dla obecności religii w szkole ustabilizowała się na poziomie pięćdziesięciu kilku procent. Uderza radykalny wzrost aprobaty (i odpowiednio spadek dezaprobaty) w 2007 r.; wyraźne – a w świetle różnych innych, ówcześnie realizowanych badań nader czytelne – echo niedawnych wydarzeń na forum kościelnym: śmierci Jana Pawła II i pielgrzymki do Polski Benedykta XVI. Później aprobata dla obecności religii w szkole nieco spadnie, ale i tak utrzyma się na poziomie wyraźnie wyższym od tego z lat 90. Ostatnie badania CBOS z czerwca 2008 r. mówią, że 65 proc. respondentów akceptuje religię w szkole i 32 proc. jest jej przeciwnych. Jaki jest aktualnie poziom aprobaty? Podczas konferencji prasowej w Sekretariacie Episkopatu Polski 28 sierpnia br. Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego informował o poparciu dla nauczania religii w szkole na poziomie około 80 proc. Polaków.
Kościół jeszcze potrzebny?
Jednakże przywołane tu sondaże CBOS przyniosły jeszcze szereg innych mogących nas zainteresować wyników. Otóż społeczeństwo oczekuje bardziej kulturowego niż katechetycznego ujęcia zajęć z religii; także przekazu wiedzy o różnych religiach, nie tylko o własnym wyznaniu uczniów. W 2008 r. aż 58 proc. respondentów wskazało, że „w ramach lekcji religii powinno się przekazywać głównie wiedzę o różnych religiach i wierzeniach”, zaś 36 proc. opowiedziało się za przekazywaniem „głównie wiedzy o zasadach religii katolickiej”. Odnosi się wrażenie, że większość preferuje model edukacji o charakterze religioznawczym. Tak mniej lub bardziej świadomie podważa się sens posługi Kościoła na terenie szkoły. Wszak dla zajęć z religioznawstwa Kościół nie jest potrzebny. Przypomina się niechlubnej pamięci marksistowskie religioznawstwo wprowadzane do naszych szkół średnich (szczęśliwie na krótko) od 1986 r.
Zapytano też, który z dwóch wymiarów – kształtowanie wiary czy przekazywanie wiedzy – powinien, zdaniem respondentów, przeważać i stanowić zasadniczą treść szkolnych zajęć z religii. Jak się okazało, prawie dwie trzecie (64 proc.) było zdania, że lekcje mają służyć przede wszystkim przekazywaniu wiedzy „z zakresu historii, kultury i zasad danej religii”, a blisko jedna trzecia badanych (30 proc.) wyraziła opinię, iż głównym celem lekcji jest „kształtowanie wiary uczniów”. Pozostali (6 proc.) dawali odpowiedź „trudno powiedzieć”.
Ograniczenie się w szkole do lekcji religii o charakterze przede wszystkim kulturowym (czyli zorganizowanie materiału dydaktycznego wokół skądinąd ważnych zagadnień dotyczących wkładu chrześcijaństwa w kulturę polską i europejską) oznaczałoby wycofanie się z otwierania młodego pokolenia na perspektywę wiary, a tym samym uczestnictwa w sakramentalnym życiu wspólnoty Kościoła. Z czasem mogłoby się okazać, że przy lekcjach religii wolnych od katechetycznych znaczeń nie jest w ogóle potrzebna misja kanoniczna udzielana przez biskupa do nauczania religii. Byłoby to równoznaczne z faktycznym wycofaniem się Kościoła ze szkoły. Lekcje religii już bardzo łatwo mogłyby się stać zajęciami z religioznawstwa.
Na stopień?
Dokumenty Kościoła akcentują uprzywilejowaną rolę rodziców i wiążą ją z faktem, że to oni dali dzieciom życie i stąd stają się pierwszymi wychowawcami. Jednak owi rodzice nie są w skali statystycznie dominującej przekonani co do potrzeby katechetycznego charakteru lekcji religii i, jak widzieliśmy w świetle wyników badań CBOS, optują raczej za religioznawstwem. Cała tradycyjna konstrukcja powoływania się przez Kościół na wolę rodziców bliska jest zakwestionowania. Co więcej, dzieciom coraz łatwiej przekonać rodziców, że katecheza szkolna w jej obecnej wersji nie przynosi wielkiego pożytku i część młodzieży za przyzwoleniem rodziców wypisuje się z zajęć. Na takich decyzjach w pewnej mierze ważą media. Rodzice bywają ponadto adresatami nacisków ze strony środowisk ateistycznych.
W przywołanych badaniach CBOS z 2008 r. zwraca uwagę dystansowanie się respondentów wobec pomysłu, by religia była „na stopień”; brak akceptacji dla wliczania stopnia z religii do średniej ocen (w chwili badań taka regulacja już była przyjęta); wyraźna przewaga opinii, że uczniowie nie powinni mieć możliwości zdawania matury z religii; zdecydowana opcja na rzecz tego, by lekcje religii odbywały się na pierwszej lub ostatniej lekcji. Jeśli dziwią nas takie preferencje społeczeństwa polskiego, to wypada zauważyć, że sprawy te były w ostatnich latach przedmiotem dość żywej, publicznej dyskusji. Trudno nie skonstatować, iż przywołane tu wyniki badań są wyraźnym odbiciem tenoru licznych wypowiedzi medialnych; zwłaszcza lansowanych przez media niechętne Kościołowi. Idąc dalej, chciałoby się na tym przykładzie pokazać, jak media nie tylko opinię społeczną odzwierciedlają, ale i ją kształtują. Dorzućmy jeszcze, że badano opcje na rzecz wyboru religii i alternatywnej dla niej etyki. Otóż 56 proc. wolałoby wysłać swoje dzieci na religię, 16 proc. na etykę, 20 proc. optowało zarówno za religią, jak i etyką.
Jeśli chcielibyśmy zebrać najistotniejsze spostrzeżenia wynikające z badań CBOS, to możemy je ująć w kilku punktach: społeczeństwo na ogół popiera obecność religii w szkole. Aprobata od lat 90. wzrosła. Dalej: w sytuacji wyboru silniejsza jest opcja za religią niż etyką. Ponadto Polacy są dość sceptyczni wobec stawiania ocen, wliczania stopnia do średniej, wyboru religii na maturze, a na lekcjach oczekują bardziej przekazu wiedzy religijnej niż wiary. Ta wiedza bardziej ma dotyczyć różnych religii niż własnego wyznania uczniów.
Dyskusja wokół tożsamości katechezy obrazuje złożoność problematyki oraz trudności w sformułowaniu jednoznacznych opinii. Co więcej, rodzi nowe dylematy w rodzaju: ile w szkole nauki religii, a ile religioznawstwa, ile katechezy, a ile ewangelizacji. Pytania te mogą zachowywać aktualność zarówno na płaszczyźnie rozpoznawania aktualnego stanu faktycznego, jak i na płaszczyźnie formułowania postulatów. Wolno wszak postawić pytanie fundamentalne: czy mamy szukać jednoznaczności? Może istniejącą wieloznaczność uznać za rzecz normalną; mimo że z ową wieloznacznością chwilami trudno żyć. Zwłaszcza samym katechetom.