Logo Przewdonik Katolicki

Kieliszek dla przedszkolaka

Monika Białkowska

Z Tomaszem Chełkiem, terapeutą uzależnień rozmawia Monika Białkowska

 Niedawno swoje śmiertelne żniwo zbierał „Mocarz”. Tymczasem kolejni ludzie zażywają substancję, o której dobrze wiedzą, że jest skrajnie niebezpieczna. Dlaczego?
– Żeby zwiększyć swoje wrażenia. Pod koniec lat 90. popularna była tabletka o nazwie UFO, też miała kilka swoich śmiertelnych ofiar. Ale w grupie rówieśniczej było się kozakiem, jeśli się ją zażyło. To był ktoś, skoro się odważył! Ludzie szukają coraz intensywniejszych wrażeń i przesuwają coraz bardziej tę granicę.
 
A co z instynktem samozachowawczym?
– Młodzież nie myśli długofalowo. Dla nich perspektywa pięciu lat nie istnieje: jest dziś, jutro, ewentualnie przyszły tydzień.
 
Nie lubię alkoholu: nie smakuje mi i nie sprawia żadnej frajdy. Uspokoi mnie Pan, że w takim razie nigdy w żadne uzależnienie nie wpadnę?
– Tego powiedzieć nie możemy. Każdy z nas ma pewne predyspozycje i 50 proc. szansy. Na to, czy się uzależni, wpływa wiele czynników: rodzina, środowisko, kultura, skłonności psychologiczne, fizyczne działanie naszego organizmu. Często mówi się, że alkoholizm jest dziedziczny. Nikt wprawdzie nie znalazł genu odpowiadającego za mechanizm uzależnienia, ale dziedziczy się choćby poziom metabolizowania alkoholu czy jego wpływu na ośrodkowy układ nerwowy i na układ nagrody. Osoby, które wywodzą się ze środowiska, w którym problem uzależnienia występował, mają ku temu większe predyspozycje – co oczywiście nie znaczy, że na pewno się uzależnią. Uzależnienie się jest procesem: podatni będą na niego również ludzie nieśmiali czy z niską samooceną, nieumiejący radzić sobie ze stresem, z brakami w podstawach komunikacji. Kiedy podczas zajęć w gimnazjum zadaję pytanie: co powinien zrobić Maciek, który jest nieśmiały i podoba mu się Kaśka, a zbliża się dyskoteka – 75 proc. młodzieży odpowiada, że powinien się napić. Są przekonani, że alkohol dodaje odwagi. On wcale nie dodaje odwagi, tylko wyłącza mechanizmy odpowiadające za strach: ale oni tego nie wiedzą. Widzą efekty i idą na skróty.
 
Skąd dzieci wiedzą, że alkohol tak właśnie działa? Kto ich tego uczy?
– Wiedzą z własnych doświadczeń. Jeśli podczas pierwszego picia mają pozytywne doznania, chcą je powtarzać. Zwróćmy też uwagę, jak alkohol przedstawiany jest w mediach: świetna zabawa, super kobiety, przystojni mężczyźni, ekstra bryki, ewentualnie żubr żujący trawkę. Istna sielanka, beztroska, radość życia. Chciałoby się, żeby taka sielanka trwała zawsze i niektórzy starają się ją uzyskać w najprostszy sposób. Gdyby postawić przed człowiekiem 100 gram wódki albo kazać mu przebiec 15 km, to choć efekt jednego i drugiego będzie taki sam, zdecydowana większość wybierze wódkę. Przy bieganiu trzeba się namęczyć, spocić, wyjść z domu, a buty, a pogoda. Prościej sięgnąć do lodówki po piwo. Wprawdzie efekt radości po alkoholu jest krótkotrwały, ale co przeszkadza sięgnąć po kolejną jego porcję? Chodzimy na skróty.
Proponuję również zajrzeć na dziecięce urodziny, organizowane w salach zabaw. Mam 11-letniego syna, więc to obserwuję. To zawsze wygląda tak samo. Na stół wjeżdża bezalkoholowy szampan, są kieliszki, jest stukanie się „na zdrowie”. Na pierwszych urodzinach dziecko ma „wybierać” z położonych przed nim przedmiotów: kładzie się przed nim pieniądze, różaniec, książkę i oczywiście kieliszek. To wszystko pokazuje, jak bardzo alkohol zakorzeniony jest w naszej kulturze i tradycji.
 
Czyli wszystko zaczyna się w rodzinie?
– Jeśli zapyta pani mojego syna, co myśli o alkoholu, on odpowie, że jest zły. Dlaczego jest zły? Bo tata nie pije. Ten przekaz jest w rodzinie bardzo ważny. Jeśli na stole alkohol się pojawia, jeśli wujek Zbychu, który jest gburem, po wypiciu magicznego trunku staje się duszą towarzystwa i wszystkich obściskuje – taki obraz koduje się w głowie dziecka. Podobnie jest zresztą z dawaniem dziecku alkoholu do powąchania czy spróbowania. To stąpanie po kruchym lodzie, oswajanie dziecka z czymś, z czym oswojone być nie powinno.
 
Czy uzależnienia mogą być bardziej lub mniej groźne?
– Uzależnienie jest jedno, zmieniają się tylko substancje lub czynności. Czasem ktoś mówi mi, że jest „trochę uzależniony”. Czy można być „trochę w ciąży”? Jestem fanem Gwiezdnych wojen. Wymyśliłem kiedyś takie porównanie: Skywalker niepostrzeżenie przeszedł na ciemną stronę mocy. Były wprawdzie pewne sygnały, ale zostały zbagatelizowane i nagle się okazało, że nie ma już dla niego powrotu. Z uzależnieniem jest tak samo. Oczywiście picie alkoholu ma pewne etapy: jest picie towarzyskie, kiedy człowiek pije niewiele, ale alkohol nie jest mu potrzebny do funkcjonowania; picie ryzykowne, kiedy zaczynamy pić dla poprawy nastroju; picie szkodliwe, kiedy zaczynają się pojawiać szkody: nieodebrane z przedszkola dzieci, utrata prawa jazdy, aż do uzależnienia, w którym człowiek nie jest już w stanie panować nad tym, kiedy zacznie i kiedy przestanie pić. Ale te etapy są niezwykle płynne i jeden w drugi przechodzi niepostrzeżenie, często nie jesteśmy w stanie dostrzec, że oto zaczął się poważny problem. Zaczynają działać psychologiczne mechanizmy uzależnienia i to zamazuje nam obraz tego, w jakim punkcie jesteśmy.
 
Czy współcześni rodzice nauczyli się rozpoznawać, że ich dziecko sięga po zakazane substancje?
– Rodzice wciąż jeszcze nie interesują się tym, co robią ich dzieci. Okres dojrzewania jest dla nastolatka bardzo trudny, a część jego objawów może pokrywać się z objawami uzależnienia: zmiany nastrojów, ucieczka w samotność, szukanie nowych znajomych. Najważniejsza jest relacja z dzieckiem, rozmowa z nim, wspólne spędzanie czasu. Fajnie byłoby, gdyby rodzic posiadał wspólne z dzieckiem zainteresowania. Dużo pracuję, ale z moim synem spotykamy się na koncertach, jeździmy razem na wydarzenia sportowe. Nie mam pewności, czy to przyniesie rezultat i mój syn nie będzie uzależniony. Mogę się tylko starać przygotować go do życia i do podejmowania wyborów.
Byłem niedawno na koloniach. Jeden z chłopców sprawiał wrażenie autystycznego, był agresywny. Ostatniego dnia byliśmy w Kołobrzegu. Dzieciaki rozpierzchły się na lody, on nie miał pieniędzy, więc zabrałem go na molo. Akurat był sztorm, wielkie fale. Pokazałem mu molo, ludzi karmiących ptaki – a jemu nagle buzia się nie zamykała! Odkrył, że ktoś poświęcił mu czas. Przez moment był ważny. Na takie rzeczy w relacjach z dziećmi trzeba zwracać uwagę.
 
Które z uzależnień przysparza terapeutom najwięcej problemów?
– Alkohol jest najbardziej dostępny, najwięcej też jest osób od niego uzależnionych, zgłaszających się na terapię. Narkotyki są nieco ograniczone przez odpowiedzialność karną. Uzależnieni od internetu to najczęściej ludzie młodzi, w pracy z którymi trudno wykazać straty, jakie ponoszą. Rozpadł się związek? Mam 18 lat, dziewczyn będą jeszcze całe tabuny! Utrata pracy? Jaki to problem, będzie następna, poza tym szef był głupi. Papierosy przez lata miały społeczne przyzwolenie, w tej chwili coraz więcej jest osób, które zgłaszają się na terapię, starają się coś z tym zrobić. Profilaktyka i leczenie często nie nadążają za czasami. Akcje profilaktyczne organizuje się wtedy, gdy coś się stanie. Przy okazji wyborów regularnie wraca temat marihuany, potem znów nie robi się nic. Tymczasem nie wywołam tu żadnej rewolucji, jeśli powiem, że profilaktyka powinna zacząć się już w przedszkolach. Oczywiście nie chodzi o to, żeby dzieci poznawały objawy choroby alkoholowej, ale żeby uczyły się radzenia sobie z emocjami, asertywności, budowania poczucia własnej wartości. Żebyśmy odeszli od podstawiania dzieciom kieliszka do wyboru i „szampana” na urodziny. To, czego nauczymy się w dzieciństwie, zostanie w głowach na zawsze.
 
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki