Ale tylko św. Tomaszowi na obrazach Murilla przydarzyło się, że pomylono go z innym świętym…
Murillo
Bartolomé Esteban Pérez Murillo urodził się w hiszpańskiej Sewilli na początku XVII w. Był czternastym dzieckiem balwierza i arystokratki z rodziny złotników i malarzy, ale bardzo wcześnie został sierotą i wychowywała go najstarsza siostra.
Karierę malarza rozpoczął, gdy jako piętnastolatek trafił na pięć lat do warsztatu starego przyjaciela matki, Juana de Castillo. Zaczynał od zera: sprzątał pracownię, uczył się mieszać farby i przyglądał się pracy swojego mistrza. Później sam zaczął malować. Jeszcze przed trzydziestką otrzymał swoje pierwsze, wielkie zlecenie: franciszkanie z Sewilli zamówili u niego serię obrazów, przedstawiających życie św. Franciszka z Asyżu. Wprawdzie nie było to zlecenie dochodowe, ale sprawiło, że Murillo zyskał sławę, niezbędną w tym zawodzie. Wkrótce zaczęły płynąć kolejne zamówienia: najpierw z katedry w Sewilli, a później z samego Madrytu, dokąd Murillo wyjechał. Tam, podziwiając kolekcję należącą do rodziny królewskiej, przy okazji doskonalił swój warsztat. Zachwycało go malarstwo włoskie i flamandzkie, zwłaszcza prace Rafaela Santi, Rubensa i van Dycka. Kiedy wrócił do Sewilli, zachwycony zdobytą wiedzą, chciał się nią dzielić. Wspólnie z innymi artystami założył więc Akademię Sztuk Pięknych i został jej pierwszym rektorem.
Miał dziewięcioro dzieci, a jego rodzina nie cierpiała biedy – oprócz dochodów z malarstwa miała również dochód z wynajmu mieszkań. Jeden z jego synów został zakonnikiem, a jedna z córek – zakonnicą.
Spokojne życie Murilla zmieniła śmierć żony – niespełna trzy lata po urodzeniu najmłodszego dziecka. Murillo wstąpił do Bractwa Matki Bożej Różańcowej i do Konfraterni Santa Caridad, gdzie poświęcił się pomocy ubogim, posługiwał chorym i umierającym, zbierał ciała topielców, grzebał porzucone zwłoki i towarzyszył w ostatnich chwilach życia skazańcom. Śmierć żony sprawiła też, że jeszcze bardziej poświęcił się sztuce – jakby w pracy szukał zapomnienia. Sztuka w końcu kosztowała go życie – kiedy pracował przy ołtarzu w kościele kapucynów w Kadyksie, spadł z rusztowania i wkrótce zmarł. W testamencie poprosił o odprawienie za swoją duszę czterystu Mszy.
Lauteriusz i Tomasz
Widzenie brata Lauteriusza Murillo namalował dla dominikańskiego klasztoru Królowej Aniołów w Sewilli. Po likwidacji klasztoru trafił w prywatne ręce, a następnie został zakupiony dla muzeum w Cambridge w Wielkiej Brytanii.
Najważniejszą postacią na obrazie jest Matka Boża w otoczeniu aniołów. Poniżej stoją św. Franciszek i św. Tomasz z Akwinu oraz franciszkanin, brat Lauteriusz. Całą scenę tłumaczy rękopis w lewym, dolnym rogu obrazu. Rękopis opisuje cud, przedstawiony na obrazie.
Było to wówczas, gdy jeden z franciszkańskich braci, Lauteriusz właśnie, pogrążony był w lekturze Summy teologicznej św. Tomasza. Niestety, nie radził sobie dobrze ze zrozumieniem skomplikowanego fragmentu, dlatego zaczął modlić się gorąco do swojego duchowego ojca, św. Franciszka, by pomógł mu pojąć prawdy opisywane przez Tomasza. Wówczas to miała ukazać się sama Matka Boża, wraz ze świętymi Franciszkiem i Tomaszem. Franciszek wskazał na Tomasza i powiedział Laurencjuszowi słowa, które na obrazie widać jako smugę, wychodzącą z jego ust: „CREDE HVIC; QVIA EIVS DOCTRINA NON DEFICIET IN AETERNVM”, co znaczy: „Wierz mu, jego nauka będzie trwała wiecznie”.
Jeśli coś jest w tym wizerunku św. Tomasza niezwykłego, to fakt, że niektórzy interpretatorzy mylą go tutaj ze św. Dominikiem, twierdząc, że to właśnie on namalowany został obok Franciszka i Laurencjusza. Wątpliwości te nie mają żadnego uzasadnienia – to właśnie Akwinatę przedstawia się w białym habicie i z wymalowanym na piersiach słońcem, symbolem Boskiej inspiracji, jaka towarzyszyła mu w tworzeniu jego wielkich, teologicznych dzieł.